Józef Kielar: Czy podziela Pan moją opinię, że rząd nie ma spójnej wizji naprawy systemu ochrony zdrowia? Cóż z tego, że nakłady na opiekę medyczną wzrosły z 71 mld w 2016 roku do 85 mld w tym roku, skoro to nie rząd, a NFZ dzieli pieniądze.

Andrzej Sośnierz: Nie jest najistotniejsze, w którym ośrodku decyzyjnym powstanie program naprawy systemu ochrony zdrowia. Może to być Ministerstwo Zdrowia, Narodowy Fundusz Zdrowia, ośrodek naukowy lub jakieś inne środowisko. Uważam, że powinien to być spójny koncepcyjnie program autorski nie zawierający wewnętrznych sprzeczności.

Osobiście nie wierzę, aby pogram naprawy mógł powstać w toku prac jakichś dużych komisji poprzez kompilację różnych pomysłów i szukanie licznych kompromisów. Preferowany przeze mnie program autorski musi być następnie przedstawiony i skonsultowany z wieloma środowiskami. Dopiero wtedy będzie czas na ewentualne powoływanie komisji, ale jego autorzy nie powinni dopuszczać do wprowadzania takich korekt, które rozmontowałyby główne jego założenia. Dobry program na pewno nie może się podobać wszystkim. Każda rzeczywista zmiana musi w kogoś uderzyć, bo przecież naprawa systemu powinna zmierzać do jego zmiany lub korekty. Póki co, mało kto w Polsce bierze się za opracowanie całościowego programu zmian, które zmierzały w jakimś kierunku. Mamy raczej do czynienia punktowymi, niekoniecznie wzajemnie spójnymi zmianami.

W pańskim pytaniu, chyba mimochodem, zawarta została jedna z koncepcji funkcjonowania systemu. Użył pan sformułowania, że to NFZ dzieli pieniądze. Czy NFZ ma dzielić pieniądze? Ja osobiście uważam, że NFZ nie powinien dzielić pieniędzy, lecz kupować świadczenia zdrowotne dla swoich ubezpieczonych. To zasadnicza, wręcz strategiczna zmiana punktu widzenia.

Jeśli NFZ ma dzielić pieniądze, wtedy musi brać pod uwagę przede wszystkim interesy świadczeniodawców, czyli szpitali, przychodni, lekarzy. Jeśli natomiast NFZ ma kupować świadczenia, wtedy musi przyjąć punkt widzenia pacjenta, bo w jego imieniu i dla niego kupuje.

Jeśli rządzący chcą zrealizować jakiś program zmian w ochronie zdrowia, muszą sobie odpowiedzieć na tak fundamentalne pytania. Po wyborze jednej z odpowiedzi dużo łatwiej skonstruować program.

 

Pod wpływem strajków, minister zdrowia przyznaje podwyżki niektórym grupom zawodowym w ochronie zdrowia, ale nie zabezpiecza na nie środków w rezultacie czego szpitale zadłużają się. Przecież 14 mld zadłużenia publicznego sektora ochrony zdrowia, to katastrofa finansowa i skłócenie środowiska medycznego.

Po 1999 roku, kiedy kwestie dotyczące wynagrodzeń w ochronie zdrowia zostały przekazane dyrektorom placówek medycznych, poszczególne rządy w kolejnych latach, niestety, stopniowo dawały się ponownie wciągać w proces podejmowania decyzji płacowych. Najpierw poprzez zalecenia, potem poprzez oznakowanie pieniędzy w cenie świadczenia, a skończyło się na przekazywaniu odrębnych pieniędzy na wynagrodzenia z określaniem stawek indywidualnego wynagrodzenia, bez związku ze świadczeniami zdrowotnymi. Ten proces odwrotu trwał kilkanaście lat.

Obecnie jesteśmy już blisko punktu wyjścia, czyli stanu sprzed reformy w 1999 roku. Zadowalanie grup pracowniczych wynagrodzeniami, jak widać, powoduje narastanie zadłużenia, głównie szpitali. Ten tryumfalny pochód żądań płacowych trzeba będzie kiedyś zatrzymać. Nie będzie to łatwe i dlatego nikt się do tego nie kwapi, szczególnie, że opozycja bez skrupułów wykorzysta każdą okazję, aby uderzyć w rząd niezależnie od tego, jaki to ma wpływ na dobrostan Państwa i niezależnie od tego, jaki to będzie miało wpływ na sytuację pacjentów.

Jesienią ma być gotowa Narodowa Strategia Onkologiczna - czytaj tutaj>>
 

Jak Pan ocenia szansę Narodowej Strategii Onkologicznej zaproponowanej przez prezydenta Andrzeja Dudę, bo powszechnie wiadomo, że brakuje lekarzy onkologów i ośrodków specjalistycznych.

Programy w zakresie onkologii są kreowane, ponieważ mimo wysiłku kolejnych rządów i pomimo wydawania na onkologię dużej ilości pieniędzy, mamy do czynienia z relatywnie niewielkim postępem w zakresie wyników leczenia. To jest w ogóle szerszy problem mierzenia rezultatów zmian wprowadzanych w ochronie zdrowia. W praktyce działania resortu zdrowia podejmowanych jest wiele decyzji najczęściej niosących za sobą skutek finansowy, ale rzadko kiedy podejmowaniu tych decyzji towarzyszy monitoring skutków ich wprowadzenia. Dzięki temu decyzje są podejmowane, pieniądze wydawane i na tym się kończy. Czy był jakiś pozytywny, zamierzony rezultat, o tym właściwie najczęściej się nie mówi.

W onkologii mamy, na szczęście, takie mierniki w postaci danych statystycznych dotyczących przeżywalności osób, które miały nieszczęście zachorować na chorobę nowotworową. I właśnie mierzenie tych rezultatów wskazuje, że wyniki dotychczas wprowadzanych programów są umiarkowane. Czy Narodowa Strategia Onkologiczna poprawi sytuację pacjentów? Byłbym w tej kwestii ostrożny. Według mojej oceny powołano zbyt wiele ciał doradczo-konsultacyjnych, system wydaje mi się być przeadministrowany. Jedynym pewnym skutkiem będzie szerszy strumień pieniędzy do ośrodków biorących udział w pilotażu. Nie chcę być jednak złowieszczą Kassandrą. Poczekajmy na rezultaty.

Na marginesie jeszcze jedna uwaga, że w kreowaniu pomysłów na zmiany w onkologii zbyt dużą rolę odgrywają lekarze bezpośrednio leczący pacjentów, a za małą doświadczeni organizatorzy ochrony zdrowia.

 

 

Cieszyński: Będzie propozycja dofinansowania informatyzacji gabinetów lekarskich - czytaj tutaj>>

 

Zbigniew Góral, Dorota Karkowska, Tomasz Adam Karkowski

Sprawdź  

Informatyzacja służby zdrowia jest skomplikowana i kosztowna, ale to konieczność.

To prawda, że informatyzacja w ochronie zdrowia jest trudna, bo na język cyfrowy trzeba przełożyć szereg zjawisk, które nie są wprost zero-jedynkowe. Sytuacje, problemy pacjenta i czynności lekarskie wymykają się często prostym regułom, a ich przełożenie na język nadający się do obróbki przez maszyny cyfrowe nie jest łatwy. Tam gdzie danymi są cyfry, np. w bankowości, sytuacja jest o wiele łatwiejsza, a i te systemy czasem zawodzą.

Drugie zagadnienie, częściowo łączące się z pierwszym, to odpowiedź na pytanie, ile danych trzeba zbierać, żeby z jednej strony wiedzieć co się dzieje, a z drugiej, żeby nie przeciążać pracowników, którzy mają te dane wprowadzać,  nie przeładować maszyn i być w stanie korzystać z tych informacji. Potrzebne są więc duże zespoły, które oczyszczą zebrane dane z tzw. śmieci i błędów, a potem poddadzą je obróbce i analizie tak, aby decydenci otrzymywali informacje przydatne w praktyce codziennego zarządzania. W tym zakresie potrzebna jest całkowita zmiana podejścia do spraw związanych z informatyką w ochronie zdrowia. 

Rozmawiał: Józef Kielar