W jednej z podlaskich wsi przez kilka nocy z rzędu mieszkańców budziły strzały. Zastanawiali się, czy to polowanie, czy może ktoś kłusuje w pobliskim lesie, ale bali się wyjść z domu sprawdzić, ze względu na ryzyko „pomyłki z dzikiem”. Policja nie umiała udzielić odpowiedzi na pytanie o strzały. Do urzędu gminy trafiają tylko zgłoszenia polowań zbiorowych, tymczasem o informację o polowaniu indywidualnym nie jest łatwo.
Przeczytaj także: Zasady organizacji polowań naruszają prawa właścicieli gruntów
Zainteresowani mają prawo do informacji, ale tylko teoretycznie
Polowania indywidualne są rejestrowane w książce ewidencji pobytu myśliwych na polowaniu – z dokładnym wskazaniem miejsca, czasu rozpoczęcia i zakończenia polowania. Art. 42b ust. 1d prawa łowieckiego stanowi, że książka ewidencji pobytu na polowaniu indywidualnym podlega udostępnieniu wszystkim zainteresowanym na ich wniosek, w zakresie obejmującym następujące informacje:
- termin rozpoczęcia i zakończenia,
- jednoznaczne określenie miejsca wykonywania polowania indywidualnego,
- numer upoważnienia do wykonywania polowania indywidualnego.
Problem w tym, że przepis nie stanowi, w jakim terminie od złożenia wniosku ma być udostępniona i w jakiej formie. Jeszcze kilka lat temu książki polowań prowadzono w formie papierowej. Choć ich zlokalizowanie bywało trudne (umieszczano je w różnych miejscach, w których myśliwi mogli swobodnie dokonywać wpisów, nie zakłócając nikomu spokoju, np. na stacjach paliw — dokąd często udawali się w drodze na polowanie o świcie lub po zmroku), to jednak po ich odnalezieniu każdy zainteresowany mógł sprawdzić potrzebne informacje.
Obecnie książki polowań funkcjonują wyłącznie w wersji elektronicznej, a dostęp do nich mają jedynie myśliwi polujący w danym obwodzie. Koła łowieckie są wprawdzie zobowiązane do udzielania informacji na wniosek, zgodnie z przepisami prawa łowieckiego, jednak często interpretują ten obowiązek przez pryzmat ustawy o dostępie do informacji publicznej. W praktyce oznacza to, że potrzebne dane udostępniają nawet do 14 dni od złożenia wniosku — czyli zazwyczaj długo po zakończeniu polowania. W takiej sytuacji jedynym szybkim rozwiązaniem pozostaje telefon do łowczego.
Telefon do łowczego
Jak zatem można się dowiedzieć, czy i kiedy w okolicy odbywają się polowania oraz w jakim miejscu?
- Osoba, która chce się dowiedzieć, czy w jej okolicy będzie się odbywało polowania, może zwrócić się w tej sprawie z zapytaniem do dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego – mówi Wacław Matysek, specjalista ds. komunikacji w Polskim Związku Łowieckim. Nie wyjaśnia jednak, czy dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego musi na to pytanie odpowiedzieć, a jeśli tak, w jakim terminie powinien to zrobić. Nie zawsze zresztą koła łowieckie podają do siebie dane kontaktowe, oprócz adresu do korespondencji. Tak jest np. w kole łowieckim „Bura Chata”, w którym poluje łowczy krajowy, Eugeniusz Grzeszczak. Koło to utrzymuje, że nie ma adresu e-mail, nie podaje też osobom postronnym numeru telefonu i oczekuje, że wszystkie zapytania zainteresowani będą kierować za pomocą listów. Trudno w takiej sytuacji uzyskać na bieżąco informacje.
Wacław Matysek nie widzi problemu w tym, że ludzie boją się wychodzić z domów, słysząc po sąsiedzku strzały.
- Kwestię bezpieczeństwa na polowaniu, w tym także osób postronnych, reguluje szereg przepisów, w tym rozporządzenie Ministra Środowiska z 23 marca 2005 roku w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania i znakowania tusz. Ich przestrzeganie gwarantuje, iż osoby przebywające na terenie obwodów łowieckich w trakcie wykonywania polowania indywidualnego są bezpieczne i nie muszą się obawiać o swoje życie i zdrowie. Jedynie ich lekceważenie, podobnie jak lekceważenie przepisów dotyczących bezpieczeństwa na drodze, może prowadzić do wypadków. Nadmienić też należy, iż biorąc pod uwagę liczbę wykonywanych polowań indywidualnych, wypadki mają charakter incydentalny – tłumaczy Wacław Matysek.
Niedawne zdarzenie, gdy myśliwy zabił człowieka przed furtką domu, sprawiają, że wielu mieszkańców wsi wolałoby wiedzieć, gdzie aktualnie ktoś strzela, żeby na wszelki wypadek nie wychodzić wtedy z domu. Tym bardziej, że podobnych „incydentów” było w ostatnich latach kilkanaście.
Kontrola myśliwych, ale nie bez wglądu do książek polowań
Brak możliwości sprawdzenia, czy strzelają myśliwi, ułatwia też działanie kłusownikom, choć PZŁ tego nie dostrzega.
- W przypadku uzasadnionego podejrzenia ujawnienia kłusownictwa można złożyć zawiadomienie do organów ścigania, w szczególności Państwowej Straży Łowieckiej – podaje Wacław Matysek.
Skąd jednak można z odgłosów strzałów wyciągnąć wnioski, czy to jest polowanie, czy kłusownictwo?
Mało skuteczne jest też zwracanie się z taką sprawą do Państwowej Straży Łowieckiej i to nie tylko dlatego, że w całej Polsce jest ledwie kilkudziesięciu funkcjonariuszy PSŁ. Piotr Szczygieł, komendant Wojewódzki Państwowej Straży Łowieckiej w Bydgoszczy, mówi, że nawet funkcjonariusze Państwowej Straży Łowieckiej (PSŁ), czyli formacji ścigające przestępstwa związane z łowiectwem, nie mają dostępu do elektronicznych książek polowań, a bez tego trudno wykonywać niektóre obowiązki. W niektórych województwach zarządy okręgowe PZŁ umożliwiły strażnikom łowieckim wgląd na bieżąco do książki polowań, ale w innych PSŁ spotkała się z odmową, np. z powodu. ochrony danych osobowych. To jest tak, jakby policja nie miała dostępu dodanych osobowych obywateli ze względu na RODO.
- To jest dokładnie ten problem, o którym od lat wszystkim opowiadam, m.in. Ministerstwu Klimatu i Środowiska, rzecznikowi praw obywatelskich. Ktoś strzela komuś 100 czy 300 metrów od domu, a posiadacz domu nie ma kompletnie jak się dowiedzieć, czy to myśliwi, czy kłusownicy, czy żołnierze Putina. Policja nie zna miejsc polowań, można teoretycznie zadzwonić do straży łowieckiej. Myśliwi to bagatelizują i mówią, że trzeba w takiej sytuacji zadzwonić do łowczego, a w gminie znają telefon do niego. Poza tym myśliwi twierdzą, że "na wsi każdy wie kto poluje” – mówi Krzysztof Wychowałek z Ośrodka Działań Ekologicznych „Źródła”.
Przeczytaj także: Choć moja ziemia, to cudze polowanie
Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich. Zdaniem RPO pominięcie obowiązku informowania właściciela nieruchomości o zamiarze polowania indywidualnego stanowi nieproporcjonalne ograniczenie jego prawa do poszanowania własności prywatnej (art. 64 ust. 1 w zw. z art. 64 ust. 3 i art. 31 ust. 3 Konstytucji).
Zdaniem Krzysztofa Wychowałka nie tylko Państwowa Straż Łowiecka powinna mieć wgląd w czasie rzeczywistym online do elektronicznych książek polowań, ale lokalna policja też, a nawet przydało by się dać to uprawnienie operatorowi 112, żeby mógł od razu sprawdzić, gdy ludzie dzwonią z jakimś zgłoszeniem.
Można postawić pytanie, dlaczego część danych z elektronicznej książki polowań — takich jak miejsce i czas planowanego polowania — nie mogłaby być udostępniana w przystępnej formie osobom zainteresowanym, co realnie zwiększyłoby bezpieczeństwo użytkowników lasów. Argumentem przywoływanym przez środowiska łowieckie jest obawa, że informacje te mogłyby zostać wykorzystane przez aktywistów do zakłócania polowań. Do tej pory w Polsce nie odnotowano jednak przypadków, by aktywiści wyrządzili krzywdę myśliwym, natomiast zdarzają się sytuacje, w których osoby postronne zostają ranne lub giną w wyniku pomyłki podczas polowania. Czy priorytetem powinien być komfort myśliwych, czy bezpieczeństwo osób nieświadomych, że w danym miejscu trwa polowanie?










