Katarzyna Kubicka-Żach: Jak przebiegał według obserwatorów społecznych proces wyborczy podczas pierwszej tury głosowania?

Weronika Czaplewska, koordynator obserwatorów wyborów Fundacji Odpowiedzialna Polityka: Podczas pierwszej tury tegorocznych wyborów prezydenckich koordynowałam obserwatorów głównie z Warszawy i Otwocka. Z informacji od wszystkich obserwujących wynika, że proces wyborczy przebiegał raczej sprawnie, ale mieli kilka uwag.

Jakie to były głównie uwagi?

Od lat zauważamy, że są problemy z tajnością głosowania. Polacy nie przykładają wagi do tego, że powinni oddawać głos w sposób tajny, członkowie komisji wyborczej też często nie zwracają na to uwagi. Ludzie stawiają znak X na karcie, kładąc ją na urnach, parapetach, nie przejmując się, że ktoś może zobaczyć, jak głosują. Często bywa, że członkowie rodziny wchodzą wspólnie za kotarę, dzieci pomagają starszym rodzicom, małżonkowie razem oddają głos. Tymczasem komisja powinna na takie sytuacje reagować, bo tajność głosowania powinna być zachowana.

Czytaj też: Przez pandemię mniej będzie społecznych obserwatorów wyborów>>

Jak radzono sobie z reżimem sanitarnym?

Praca w reżimie sanitarnym na pewno spowalniała proces. Poza tym odnotowaliśmy kilka problemów związanych z obostrzeniami sanitarnymi. Jeden z nich był związany z dezynfekcją. W większości lokali miała ona miejsce, ale kosztem jednego członka komisji - jedna osoba ze składu była oddelegowana do ciągłego dezynfekowania, przez co komisja de facto liczyła mniej osób. Przez to mniej sprawnie przebiegało wydawanie kart. To nowa sytuacja, przez pandemię komisja miała więcej zadań, niż zazwyczaj.

Problem też był z niektórymi wyborcami, którzy dopisywali się do spisu wyborców przez ePUAP, bo nie zawsze byli uwzględnieni na listach wyborców. Powodowało to duże komplikacje, komisja musiała dzwonić do urzędu gminy i starać się rozwiązać takie problemy, weryfikować, czy osoba jest uprawniona do głosowania. Nie zawsze urzędnik od razu mógł odpowiedzieć, bywało, że nie miał w systemie informacji o takim wyborcy. Przez to wyborcy musieli czekać, spędzać w lokalu więcej czasu, co budziło nerwowość oraz problem z wpuszczaniem nowych osób z kolejki. W lokalu nie mogło bowiem przebywać więcej głosujących niż 1 osoba na 4 mkw.

Nie były to przypadki jednostkowe, powiem nawet, że więcej niż pojedyncze, bo zdarzało się to dość często. Był to problem zauważalny, o którym słyszałam od obserwatorów z kilkunastu obserwacji w komisjach.

Często obserwujemy kolejki do jednego z członków komisji, podczas gdy u siedzącego obok nie ma nikogo. Czy tego nie da się usprawnić?

Generalnie wynika to z tego, że komisja dzieli się spisem wyborców po równo, ale może się okazać, iż z jednej ulicy lub numeru bloku więcej osób przychodzi głosować. Trudno podawać sobie nawzajem spis wyborców, który jest dużą księgą, podczas głosowania, tym bardziej że trzeba uważać, żeby nie ujawniać danych osobowych innych wyborców. Od niedawna komisje muszą stosować specjalne nakładki na spis, tak aby zakrywać dane pozostałych wyborców. Komisje zazwyczaj ich używają, choć nie jest to wygodne, ale same nakładki też czasami powodują problemy, ponieważ ich kształt ułatwia popełnienie błędu i podpisanie się wyborcy w niewłaściwym miejscu, a więc za innego wyborcę.

Jak wyglądała kwestia głosowania w nowej formie – czy były jakieś problemy z przyjmowaniem pakietów wyborczych i jak ta procedura wyglądała?

Pakiety  zwrotne były dostarczane przez cały dzień w godzinach otwarcia lokali wyborczych. Przynosili je pracownicy poczty lub urzędu gminy. Mogli je też przynosić wyborcy, którzy nie zdążyli ich wrzucić do skrzynek pocztowych w terminie. Komisje nie zawsze wiedziały jak postępować z pakietami wyborczymi. Rozwiązywały problemy na różne sposoby – część odkładała je na bok, zostawiając „na później”, kiedy zmniejszy się liczba oczekujących w kolejce, a na bieżąco obsługiwała wyborców przychodzących osobiście. Inni od razu przechodzili do procedury ich otwierania i opracowywania.

Generalnie ta nowa formuła głosowania powodowała, że trudno było skoordynować czynności jednoczesnej obsługi głosowania korespondencyjnego i osobistego. Zwłaszcza tam, gdzie przychodziło wielu wyborców.

Były też wątpliwości, czy liczyć niektóre głosy czy nie. Bywało, że w jednej kopercie były trzy karty z oddanymi głosami, a jedno oświadczenie, albo kilka kart i tyle samo oświadczeń.

Komisje w miarę sobie z tym radziły, choć to dla nich nowa sytuacja. Niekiedy konieczne było jednak telefonowanie do dyżurujących w urzędach i konsultowanie pewnych wątpliwości.