Kruszyniany w letni poranek są żywą reklamą Podlasia. Ta mała wioska, położona przy granicy z Białorusią, w gminie Krynki, tonie w dzikiej przyrodzie. Nieliczne domki o spójnej architekturze wtapiają się w zieleń, nie psując nic z jej dziewiczego charakteru. Gęsty las Puszczy Knyszyńskiej w zasięgu kilkunastu kroków. Na łąkach bociany. W takiej scenerii każde zdjęcie będzie idealną widokówką.

To obszar Natury 2000 – europejskiej sieci terenów cennych przyrodniczo, chronionych m. in. ze względu na siedliska zagrożonych wyginięciem rzadkich gatunków ptaków, innych zwierząt i roślin.  
Objęcie Naturą 2000 w teorii oznacza, że żadne przedsięwzięcie na terenie Kruszynian i okolic nie obejdzie się bez uprzedniej oceny jego wpływu na środowisko. Aby mogło być zrealizowane, ten wpływ nie może być „znaczący”. Przy czym obowiązuje zasada rozstrzygania wątpliwości na niekorzyść petenta – jeżeli istnieje cień ryzyka pogorszenia środowiska, urzędnicy nie mogą się zgodzić na inwestycję.

Czytaj w LEX: Realizacja inwestycji na obszarze Natura 2000 >

Wydawałoby się więc, że Kruszyniany powinny być modelowym przykładem miejsca, w którym człowiek żyje w harmonii z naturą. I na razie tak jest. Mieszkańcy wioski, jest ich około stu, zarabiają głównie na turystyce prowadzonej pod szyldem „eko”. Rolnictwem zajmują się nieliczni, a jeśli już, to w wersji tradycyjnej, czyli na niewielką skalę. Dodatkowo turystów przyciąga do Kruszynian historia. Wieś słynie z tatarskich założycieli, czego śladem są zabytki – meczet i mizar. Społeczność tatarska w Kruszynianach jest nadal obecna. I także stawia na turystykę.

 

Gmina chce być ekologiczna, ale nie zabrania inwestować

Władze Gminy Krynki wspierają styl życia mieszkańców Kruszynian, lecz tylko na papierze. Zgodnie ze studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy z 2002 r. na tych terenach możliwe są w zasadzie jedynie usługi turystyczne i ekstensywne rolnictwo, z kategorycznym wyłączeniem lokalizacji ferm przemysłowych. Tyle że studium, czyli podstawowy dla każdej gminy akt planistyczny, nie jest prawem miejscowym. To właściwie deklaracja programowa gminy, co do jej polityki przestrzennej. Każda gmina musi mieć taką deklarację, ale jest nią związana tylko, jeśli chodzi o treść uchwalanego później planu miejscowego. A wprowadzenie takiego planu już obowiązkowe nie jest. Innymi słowy, dopóki studium nie zostanie potwierdzone planem miejscowym, to zapisane w nim ograniczenia w inwestowaniu nie dotyczą zwykłego Kowalskiego.

Sprawdź w LEX: Jaki procent zniszczenia siedliska Natura 2000 decyduje o tym, że inwestycja wywrze znaczący negatywny wpływ na obszar natura 2000? >

Gmina Krynki nie uchwaliła planu miejscowego dla Kruszynian. Więc zwykły Kowalski postanowił z tego skorzystać, pojawiając się we wsi z konkretnym pomysłem na biznes – chce postawić fermy kurze, w obsadzie od 89 tys. do 240 tys. kurczaków. Inwestor idzie tu z prądem, bo na polskie kurczaki, hodowane w cyklu sześciotygodniowym, jest ogromny popyt, zwłaszcza u zagranicznego, wschodniego odbiorcy. To niezwykle dochodowy interes, niewymagający wielkiego nakładu pracy. Do obsługi fermy na 240 tys. kur wystarczą dwie osoby. Kurnik z instalacjami stawia się mniej niż w pół roku. Fermy pojawiają się na Podlasiu jak grzyby po deszczu. Jedynym utrudnieniem dla inwestora mogą się okazać procedury administracyjne. Zgoda władz na lokalizację kurnika o tak dużej obsadzie musi być w końcu poprzedzona stwierdzeniem, że wpływ hodowli na środowisko nie będzie „znaczący”. Wtedy inwestor dostaje „decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach oddziaływania na środowisko” i w zasadzie może już planować budowę.

Sprawdź w LEX: Czy dyrektor RDOŚ powinien być stroną postępowania w sprawach dotyczących wydawania pozwoleń wodnoprawnych realizowanych w granicach obszarów Natura 2000 lub mających oddziaływanie na obszary Natura 2000? >

Według urzędników 89 tys. kurczaków nie zaszkodzi Naturze 2000

Problem w tym, że żaden przepis nie precyzuje, co należy uznać za „znaczący” wpływ na środowisko. Ustawodawca zostawił to do oceny urzędnikom, o różnych przecież kompetencjach i wrażliwości ekologicznej.
A ta wrażliwość w odniesieniu do kruszyniańskich inwestycji nie była nadmierna. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Białymstoku uznał, że chów i hodowla 89 tys. kurczaków nie zaszkodzą Naturze 2000. Chociaż to „obszar specjalnej ochrony ptaków” (z ang. OSO). Również Dyrektor Wód Polskich nie dopatrzyła się tu zagrożeń – ani dla czystości rzeki Nietupy, dorzecza Niemna, ani słynnych źródeł krynieńskich i wód podziemnych. Mimo że teren inwestycji nie jest skanalizowany. Ze zdaniem RDOŚ i Wód Polskich automatycznie zgodziła się burmistrz Krynek Jolanta Gudalewska, wydając dla inwestora decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach.  Mieszkańcy Kruszynian zaskarżyli decyzję burmistrz do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Białymstoku, które uchyliło ją do ponownego rozpatrzenia. Sprawa wpływu ferm na środowisko będzie więc ponownie badana przez burmistrz Krynek w ramach procedury „oceny oddziaływania na środowisko”. Nie znaczy to jednak, że Kruszynianie mogą już spać spokojnie w swoim ekologicznym raju.

Sprawdź w LEX: Jakie brać pod uwagę przepisy, aby móc stwierdzić, czy inwestycja może potencjalnie znacząco oddziaływać na obszar Natura 2000? >

Procedura sobie, urzędnik sobie, czyli o iluzji

Praktyka pokazuje, że badanie wpływu inwestycji na środowisko jest najczęściej tylko pustą formalnością. Odbywa się na zasadzie powielania przez władze gminy do swoich decyzji treści pochodzących z dokumentów inwestora i zebranych w postępowaniu uzgodnień organów specjalistycznych w zakresie ochrony środowiska, jak RDOŚ i WP. Choć przepisy rzecz jasna nakazują coś innego. Zgodnie z nimi organ gminy ma zbadać, czy dokumenty te rzetelnie opisują środowisko przyrodnicze, a przewidziane przez inwestora rozwiązania temu środowisku na pewno nie zaszkodzą. Gmina ma tu do dyspozycji cały arsenał środków dowodowych: oględziny, biegłych, może też domagać się dodatkowych dokumentów i wyjaśnień i to nie tylko od inwestora, ale też od organów specjalistycznych. Następnie efekt swoich badań ma przełożyć na decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach.  Ale to tylko teoria. W praktyce badanie zagrożeń dla środowiska kończy się na wypowiedzi organów uzgadniających. A tak naprawdę - inwestora. To, co napisze autor zleconego przez inwestora „raportu oddziaływania na środowisko” o wpływie - a raczej jego braku - inwestycji na środowisko, organy biorą za pewnik. Jeśli więc stwierdzi, że dzięki zastosowanej technologii oddziaływanie fermy na 89 tys. kurczaków zamknie się w granicach działki i nie pogorszy stanu wód podziemnych, organy stwierdzają, że środowisko jest bezpieczne. Nie wnikają, nie analizują, nie kwestionują. Nie jadą sprawdzić na miejscu. Nie zasięgają dodatkowych opinii. Nawet jeśli są to tereny Natury 2000.

Czytaj również: Przygotowany przez inwestora raport trzeba zweryfikować >>

Bez planu miejscowego Natura 2000 sobie nie poradzi

Iluzoryczność procedury oceny oddziaływania na środowisko można tłumaczyć na różne sposoby. Tym, że przepisy są niejednoznaczne, a kompetencje organów administracyjnych rozmyte, pracownicy gminy są przeciążeni pracą i nie zawsze, z braku środków, profesjonalnie przeszkoleni. Być może to jest właśnie kazus gminy Krynki.

Sprawdź w LEX: Czy uprzątnięcie złomów z działki prywatnej na terenie obszaru Natura 2000 wymaga uzgodnienia z RDOŚ? >

Sytuacja dodatkowo pogorszy się, jeżeli nowelizacja ustawy o informacji o środowisku, rozpatrywana 30 lipca w Senacie, stanie się faktem. Ponieważ przewiduje ona kryterium 100 m odległości od terenu inwestycji, dla uznania sąsiadów uciążliwej inwestycji za strony postępowania środowiskowego, mieszkańcy gminy mogą w ogóle nie dowiedzieć się o budowie kolejnych kurników. I nie będą mogli im się sprzeciwić. A wtedy błędy urzędników w postępowaniu środowiskowym doskonale dadzą się ukryć.

Czytaj więcej: Rolnicy protestują przeciwko minimalnym odległościom ferm od budynków mieszkalnych >>

Tym bardziej w takiej sytuacji jedyną zaporą dla ferm przemysłowych na terenach cennych przyrodniczo wydają się plany miejscowe. Jak widać, bez nich nawet obszary Natury 2000 nie są bezpieczne. Plan przestrzenny mógłby uratować też maleńkie Kruszyniany przed biznesem drobiarskim. Gdyby tylko gmina wywiązała się ze swoich obietnic zawartych w studium.

Małgorzata Żmudka jest specjalistką w Zespole Prawa Administracyjnego i Gospodarczego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich