W wyroku z 30 października br. (C-558/24) TSUE rozpatrywał – nie po raz pierwszy zresztą – sprawę przeciwko linii lotniczej Corendon Airlines Turistik Hava Tasimacilik AS. Spór dotyczył rekompensaty za opóźniony lot z niemieckiego Monachium do tureckiej Antalyi. Powództwo wniosła niemiecka firma Myflyright GmbH, skupująca od pasażerów wierzytelności z tytułu rekompensaty za opóźnione bądź odwołane loty.

Niemiecki sąd spytał o stanowisko TSUE, który musiał dokonać wykładni art.5 ust. 1 i art. 7 ust. 1 rozporządzenia 261/2004/WE ustanawiającego wspólne zasady odszkodowania i pomocy dla pasażerów w przypadku odmowy przyjęcia na pokład albo odwołania lub dużego opóźnienia lotów. Trybunał uznał, że w przypadku gdy linia lotnicza ogłosi z wyprzedzeniem przełożenie godzin odlotu i przylotu, któremu towarzyszy wydanie pasażerom nowego potwierdzenia rezerwacji, to nie ma to decydującego znaczenia - czas opóźnienia ich przylotu należy bowiem ustalić na podstawie pierwotnie przewidzianego czasu przylotu.

 

Sprawdź również książkę: Prawa konsumenta. Komentarz >>


Przesunięta godzina wylotu

Czterech pasażerów miało początkowo wylecieć o 10:20 (czasu lokalnego). Jednak w przeddzień otrzymali oni nowe potwierdzenie rezerwacji tego lotu wydane przez organizatora podróży, informujące ich, że planowy czas odlotu został przełożony na godzinę 11:20. Ostatecznie samolot wystartował dopiero o 14:37, a pasażerowie przybyli ostatecznie do miejsca docelowego o godz. 18:16 (czasu lokalnego). Lot na odległość ok. 2000 kilometrów trwał więc nieco ponad 2,5 godziny, gdyż w Turcji letni czas urzędowy różni się w porze letniej o godzinę od niemieckiego (i polskiego). Myflight domagał się odszkodowań po 400 euro od osoby, czyli razem 1600 euro. Niemiecki sąd ocenił przesunięcie lotu o godzinę nie jako odwołanie, ale opóźnienie i do ustalenia odszkodowania przyjął pierwotnie zaplanowaną godzinę startu i lądowania (10.20 czasu monachijskiego i 14:20 czasu tureckiego). W apelacji sąd nabrał wątpliwości i dlatego do TSUE trafiły pytania prejudycjalne. Sąd niemiecki skłaniał się ku stanowisku, że nie powinno się patrzeć na godzinę startu, ale uwzględnić, na ile godzina przylotu nie zgadza się z planowanym czasem lądowania już po przesunięciu startu (godziną 15:20 czasu tureckiego). To bowiem termin definitywnego przylotu ma większe znaczenie dla pasażera. Pozwoliłoby to liniom lotniczym uniknąć odpowiedzialności odszkodowawczej, gdyż udałoby się zmieścić z trzygodzinnym limicie, w którym dla lotów na odległość powyżej 1500 za opóźnienie odszkodowanie nie przysługuje.

TSUE uznał, że nie wchodzi w grę zakwalifikowanie przesunięcia planowanej godziny wylotu, jako odwołania. Czyli mamy do czynienia z opóźnieniem. Ponadto lot przesunięto na inną godzinę zaledwie dzień przed planowanym wylotem, czyli było to działanie niestandardowe, zaskakujące pasażerów. Czas dla przewoźnika biegnie od pierwotnie planowanej godziny przylotu, więc opóźnienie wyniosło prawie cztery godziny.

-Ustalenie czasu trwania rozpatrywanego opóźnienia w stosunku do czasu przylotu wskazanego w nowym potwierdzeniu rezerwacji oznaczałoby umożliwienie przewoźnikowi lotniczemu, którego sprawa dotyczy – za pomocą samego wydania takiego potwierdzenia – dokonania jednostronnej zmiany czasu odlotu, mimo że został on uzgodniony w umowie między pasażerami a przewoźnikiem lotniczym w chwili dokonywania rezerwacji. Tymczasem byłoby to sprzeczne z głównym celem realizowanym przez rozporządzenie 261/2004, polegającym na zapewnieniu wysokiego poziomu ochrony pasażerów lotniczych, który to cel wymaga szerokiej wykładni praw przyznanych tym pasażerom – uznał TSUE.

 

Napięte grafiki odejdą w niebyt

Wyrok – choć dotyczy niemieckich turystów - może mieć znaczenie także dla Polaków, krajowych biur podróży korzystających z czarterów, a także przewoźników latających z polskich lotnisk, i to nie tylko dlatego, że Antalya jest u nas popularną destynacją. Nagminnym jest bowiem przesuwanie w czasie odlotów samolotów, zwłaszcza w sezonie turystycznym i to bez wcześniejszego, nawet jednodniowego, uprzedzenia. Nierzadko pasażerowie dowiadują się o wielogodzinnym przesunięciu planowanego startu dopiero po przybyciu na lotnisko.