Mimo swojej abstrakcyjności, tokeny zdobywają ogromną popularność. Ostatnio media społecznościowe zalały awatary z rysunkami niedźwiadków, jako „profilówki” ustawiali je sobie celebryci i influencerzy np. Krzysztof Gonciarz i Magda Gessler. Misie pochodzą z serii grafik Fancy Bears Metaverse, a ich twórca poinformował w jednym z wywiadów, że na otwarciu sprzedaży zarobił na nich 19 mln zł.

Czytaj także: Blockchain zapowiada rewolucję w biznesie>>

 

Na sprzedaż nie tylko ciało, ale i miłość

Choć kwota ta robi wrażenie, to nic to wobec zysków autora grafik z małpkami Bored Ape Yacht Club, w które inwestowali m.in. celebryci za oceanem - cena najtańszego wynosi ponad 770 tys. zł, a za najdroższe trzeba zapłacić nawet kilkanaście milionów złotych. Oczywiście twórcy nie sprzedawali wydruków swoich grafik na portalu aukcyjnym, a tzw. NFT (Non-Fungible Token), czyli – o czym poniżej – coś w rodzaju certyfikatu własności cyfrowej kopii.

 

W NFT zaangażowała się też piosenkarka Doda, która wykonała skan 3d swojego ciała, podzieliła go na 400 części, a tokeny wystawiła na sprzedaż. Ale media donosiły o transakcjach jeszcze bardziej abstrakcyjnych dóbr – jak „uczucia miłości”. Sprzedała je za milion złotych jedna z polskich influencerek, tym samym dostarczając ostatecznego argumentu osobom, które nie wierzą w to, że miłości nie można kupić.  Chociaż no właśnie –  czy na pewno? Jak się okazuje NFT, choć ludzie wydają na nie bajońskie sumy, tak w zasadzie niewiele nabywcy daje.

Czytaj: Odpowiedzialność cywilnoprawna projektanta >

Unikalny ciąg zer i jedynek

Nasuwa się więc bardzo rozsądne pytanie – to co to właściwie jest i na co idą te wszystkie pieniądze.

NFT to niewymienialny token dostępowy działający w technologii blockchain. - To cyfrowy, kryptograficzny certyfikat prawa wyłącznego dysponowania własnością danego pliku cyfrowego – tłumaczy Prawo.pl, prof. Ryszard Markiewicz z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista w zakresie praw autorskich. Prościej mówiąc, osoba, która inwestuje w zakup NFT twórczego utworu cyfrowego, może być porównywana do kolekcjonera podpisanego, limitowanego egzemplarza książki. – Sens transakcji dotyczących NFT najczęściej polega na założeniu, że chodzi tu o wyłączny dostęp do pliku cyfrowego, któremu jego autor przyznał status oryginału, niemniej tylko NFT jest oryginalny, nie sam plik cyfrowy – podkreśla prof. Markiewicz.

Tłumaczy, że trudno w przypadku NFT w ogóle mówić o umowie sprzedaży, bo treści cyfrowe ani nie są rzeczą w rozumieniu art.45 k.c. ani opisana transakcja nie dotyczy przeniesienia praw wyłącznych. - Zawarcie takiej umowy jest jednak dopuszczalne w świetle art. 353 [1] k.c. Jej ekonomiczna funkcja jest  zbliżona do wynikającej z zawarcia sprzedaży. Pojawia się tu zatem umowa nienazwana, zbliżona do umowy sprzedaży – podkreśla.

 


Książka z autografem, a nie prawa do książki

Nie jest to jednak – jak się okazuje – jasne dla wszystkich. Popularność w internecie zdobył ostatnio wpis w mediach społecznościowych, którego autorzy chwalą się, że kupili NFT unikalnej książki z uniwersum „Diuny” Franka Herberta. Uszczęśliwieni zakupem (za 2.66 mln Euro) zapowiadają rozpowszechnienie publikacji i serial animowany na jej podstawie. Niestety projekt może się nie ziścić – bo NFT nie oznacza przeniesienia praw autorskich.

Czytaj: Sposoby dokumentowania autorstwa projektu >

Tak jak w przypadku nabycia papierowego egzemplarza książki, nie oznacza to, że możemy sobie na kanwie utworu nakręcić film bez zgody autora i stosownej zapłaty – uważa adwokat Andrzej Zorski z kancelarii PZ Adwokaci. - W najlepszym wypadku można uznać nabywców NFT za licencjobiorców (i to niewyłącznych), a nie za posiadaczy praw autorskich – mówi Prawo.pl. Skutkiem braku skutecznego przeniesienia praw autorskich na nabywcę tokena NFT jest więc sytuacja, w której to dalej pierwotny twórca te prawa posiada. Warto także pamiętać, iż prawa autorskie można przenieść wyłącznie, jeśli samemu się je posiada.

Prawy, zapisz jako grafikę…

Internauci, żartując z celebrytów promujących grafiki z misiami, masowo ustawiali je sobie jako awatary. Podkreślali w ten sposób, że takich samych obrazków mogą używać całkiem za darmo. I faktycznie tu znów nabywca NFT nie ma nic do powiedzenia, ewentualne roszczenia miałby autor.
- Jeśli posiadamy prawa, oczywiście mamy prawo zabronić innym korzystania z nich. Nie ma to jednak nic wspólnego z tokenem NFT, bo prawa do niego moim zdaniem nie są równoznaczne z wyłącznym uprawnieniem do korzystania z danego dzieła – mówi mec. Zorski. - Natomiast naruszeniem praw autorskich może być stworzenie czy dysponowanie NFT zawierającym dzieło, którego nie jest się właścicielem. Nie można więc po prostu skopiować czyjegoś dzieła, zrobić z niego NFT i czerpać zyski, bo do tego uprawniony jest tylko autor lub prawdziwy nabywca praw. Stanowiłoby to przecież wykorzystanie cudzej własności bez zezwolenia – podkreśla.

Tego samego zdania jest prof. Markiewicz, który zwraca również uwagę na aspekt techniczny – a mianowicie na fakt, że samo wytworzenie NFT wiąże się ze zwielokrotnieniem utworu, więc legalnie może to zrobić tylko osoba, która takie prawo ma.
- Nasuwa się pytanie, czy nie należałoby zastanowić się nad wyodrębnieniem nowego pola eksploatacji w postaci uprawnienia do wykorzystania utworu dla tworzenia NFT
– podkreśla. Dodaje, że do naruszenia praw autorskich nie dojdzie w przypadku NFT plików cyfrowych znajdujących się w domenie publicznej. – Dochodzi tu natomiast do oszustwa względem nabywcy – gdy zostaje on co do tej kwestii wprowadzony w błąd.

Potrzebne regulacje

NFT nie rozumieją – jak pokazuje przykład z Diuną – nawet osoby, które inwestują w nie spory majątek. W promocję angażują się celebryci, a cały rynek – podobnie jak ten kryptowalut, za które NFT się kupuje (Ethereum) - podatny jest na tworzenie baniek spekulacyjnych. Brak regulacji i doprecyzowania co bardziej palących kwestii, brzmi jak przepis na katastrofę.

- Jeżeli nie jest to chwilowa moda, regulacje będą oczywiście niezbędne. Niestety, jak ma to miejsce w przypadku nowych technologii, ustawy przychodzą zdecydowanie za późno, a do tego czasu inwestorzy muszą używać obecnych instrumentów prawnych, które często trudno dopasować. Ten problem dotyczy zresztą całej technologii opartej o blockchain – mówi mec. Zorski.

Według prof. Markiewicza, trudno prognozować, czy zjawisko będzie miało trwały charakter. - Moim zdaniem podstawowy aspekt NFT jest w istocie bez sensu ale skoro stał się istotnym elementem rynku sztuki, trzeba brać go pod uwagę także przy rozważaniach prawniczych – podkreśla.

LINIA ORZECZNICZA: Wynagrodzenie z tytułu reemisji w sieci kablowej utworu audiowizualnego >

Zagrożenia płynące z promowania niektórych produktów lub usług przez osoby znane w internecie dostrzegł niedawno Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wziął pod lupę influencerów i zachęca do zgłaszania osób, które wprowadzają odbiorców w błąd poprzez m.in. ukrywanie istotnych informacji na temat produktu, czy też podkreślanie pewnych jego cech w celu wywarcia wpływu na użytkownika. Abstrahując od kwestii prawnych - krytycy blockchaina zwracają uwagę jeszcze na inny aspekt – wykorzystywanie tych technologii jest wyjątkowo energochłonne i przyczynia się do pogłębienia zmian klimatycznych. Nie wydaje się przy tym jakoś szczególnie niezbędne do rozwoju naszej cywilizacji.