W piątek, 20 grudnia, po ekspresowych pracach Sejm przyjął nowelizację m.in. ustaw Prawo o ustroju sądów powszechnych i Prawo o prokuraturze. Wprowadza ona zmiany w systemie odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów oraz m.in. modyfikuje procedury wyboru I prezesa Sądu Najwyższego. Przewiduje, że kwestionowanie statusu innych sędziów będzie traktowane jako wykroczenie przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, za co grozić będzie przeniesienie do innego miejsca pracy albo usunięcie z zawodu. W przypadku sędziów Sądu Najwyższego w grę wchodzi wyłącznie złożenie z urzędu. Znaczna część ustawy to zmiany dotyczące sędziowskiego samorządu, przedmiotem jego obrad "nie mogą być sprawy polityczne". 

 

Czytaj: Sejm uchwalił ustawę o dyscyplinarkach dla sędziów>>
 

Patrycja Rojek-Socha: Wielu prawników uważa, że ta ustawa - zamiast rozwiązać problem, który się uwidocznił po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE - dotyczący wątpliwości co do statusu sędziów, knebluje sędziom usta. 

Leszek Mazur: Prace w parlamencie jeszcze się nie zakończyły. Moim zdaniem, jeżeli chodzi o zasadnicze zręby to ta nowela wydaje się niezbędna. Ale też trzeba powiedzieć, że w debacie, która się nad nią toczy, jest wiele przesady i wielkich słów. Bo pamiętajmy, że te rozwiązania dyscyplinarne, czyli przeniesienie w inne miejsce służbowe albo złożenie z urzędu dotyczą deliktów, które godzą w same podstawy funkcjonowania sądownictwa i grożą chaosem. Działalność polityczna jest nie do pogodzenia ze statusem sędziego.

 


Kiedy tę granicę - w pana ocenie - sędzia przekracza? 

Zacznijmy od tego, że nie wyobrażam sobie polityka, który by zaczął orzekać i równie niewyobrażalne powinno być to, że sędziowie zajmują się polityką. I rzeczywiście problem tkwi w tym, że uprawianie polityki nie jest sformalizowane, opisane proceduralnie. Taką działalność można odbierać w bardzo różny sposób. 

Czytaj: Po wyroku TSUE pełnomocnicy będą ostro walczyć w sądach>>
 

Przyjmijmy, że sędzia wydaje wyrok w politycznie gorącej sprawie. Jego decyzja, uzasadnienie może być odebrane jako działanie polityczne? 

Tego nie da się ocenić a priori, w oderwaniu od jakiejś sprawy. 

Sędziowie podnoszą, że przepisy dotyczące działalności politycznej, są tak ogólne, że tą działalnością może być wszystko. 

Norma prawna z założenia ma charakter ogólny. Zbytnia szczegółowość nie jest wskazana, bo pojawia się zarzut kazuistycznego podejścia. To jest trochę tak, jak ze zwalczaniem pornografii. Przez lata obserwowałem, jak prokuratorzy umarzali sprawy, bo mówili, że się nie da opisać, co to jest pornografia. Przeciętny człowiek, wiedział, potrafił ocenić, ale jak sprawa trafiała do prokuratury, to się okazywało, że tych kwestii ewidentnie nie da się dookreślić. I tak jest i w tym przypadku. Przecież widzimy, że w pewnych sytuacjach dochodzi do przekraczania przez sędziów granic. I zawsze mogą mówić, że biorą udział w życiu publicznym, ale w przypadku sędziów, przy wyraźnie sformułowanym zakazie uczestnictwa w partiach politycznych, związkach zawodowych, zakazie prowadzenia działalności, która nie jest do pogodzenia ze statusem sędziego, wskazana byłaby wstrzemięźliwość. I sędzia powinien to wyczuwać. 

Kolejna kwestia, która budzi wątpliwości, to zmiany dotyczące samorządu sędziowskiego. Prawnicy mówią nawet, że to ustawa oznacza jego koniec.

Według mnie rozdzielenie zgromadzeń, tak by były zgromadzenia sędziów sądu apelacyjnego, okręgowego, rejonowego jest rozwiązaniem dobrym. Wiem jak to jest, bo uczestniczyłem w zgromadzeniach i brałem udział w opiniowaniu osób, których nie znałem. Te zmiany usuwają element przypadkowości. I druga kwestia - zgromadzenia sędziowskie obecnie nie korzystają z możliwości opiniowania kandydatur sędziowskich - z mniej lub bardziej przekonujących powodów. A to prowadzi do niesłychanej obstrukcji. 

Dlaczego? 

Bo są nieobsadzone etaty, a postępowania nominacyjne tkwią w miejscu. Mamy takie sytuacje, gdzie wszystko jest już przygotowane, wszystkie dokumenty są gotowe i od kilkunastu miesięcy nie są do nas przesyłane. Albo zgromadzenia nie są zwoływane, albo jestem problem z kolegiami. Wprowadzenie dyscypliny polegającej na tym, by w tym zakresie wypowiadały się mniejsze gremia, związane ze środowiskiem kandydata i co ważne - w określonym terminie, bo inaczej opinia jest uznana za pozytywną - to dobry kierunek. 

 


Po co w tej noweli definicja sędziego sądu powszechnego? Przypomnijmy, zgodnie z tym zapisem to osoba powołana na to stanowisko przez prezydenta, która złożyła ślubowanie. 

Doszliśmy do takiego etapu, że definicja sędziego wydaje się być konieczna, bo kwestia, która jest najbardziej podstawowa w systemie sądownictwa okazuje się niedookreślona. To efekt m.in. orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE. Faktem jest, że Trybunał nie wkroczył bezpośrednio w nasz porządek prawny. Zatrzymał się przed granicą, której przekroczenie narażałoby go na zarzut wkroczenia w obszar prawa krajowego. Dał jednak pewne wytyczne, które stworzyły możliwość sprawdzania, kto jest sędzią, a kto nie jest, czy KRS jest powołana właściwie, czy też nie. 

I sądy powinny z tego korzystać? 

TSUE jest odpowiednikiem Trybunału Konstytucyjnego, w tym sensie, że jest instytucją interpretującą prawo europejskie. Więc te wytyczne nie są bez znaczenia. W pierwszej kolejności został wymieniony w nich Sąd Najwyższy, ale jeżeli na ten temat może się wypowiadać SN, to w konsekwencji również inne sądy powszechne. Osobiście uważam, że nie powinny tego robić. 

Dlaczego?

Tutaj mamy niewątpliwie kolizję pomiędzy porządkiem europejskim, a naszym porządkiem. Kwestie związane z powoływaniem KRS-u, sędziów są domeną prawa wewnętrznego. Tymczasem zastosowanie wytycznych TSUE prowadzi do takiej sytuacji, że sądy powszechne - czyli każdy sąd w dowolnej sprawie może oceniać de facto kompetencje parlamentarne w związku z wyborem członków KRS, funkcjonowanie Rady, jako organu konstytucyjnego - poza zakresem w jakim ta kontrola jest dopuszczalna w trybie ustawowym i wreszcie kwestionować - bo do tego to prowadzi - kompetencje prezydenta do mianowania sędziów. 

Czytaj: Sejm uchwalił ustawę o dyscyplinarkach dla sędziów>>
 

Gros prawników podnosi jednak, że sposób wyboru sędziów-członków Rady powoduje, że nie jest niezależna od wpływu polityków. 

U nas w Polsce przejście od formy państwa niedemokratycznego do demokratycznego nastąpiło - jeśli chodzi o sądownictwo w sposób umiarkowany. Nie było weryfikacji, lustracji. Tymczasem w krajach Europy Zachodnie, np. na terenie dawnego NRD zostało wymienione 60 proc. kadry sędziowskiej i to bardzo sprawnie, w ciągu pół roku. I mimo tego co mówił profesor Adam Strzembosz - środowisko samo się nie oczyściło. I mamy teraz taką sytuację, sędziowie, którzy byli powoływani przez Radę Państwa, będą mogli weryfikować sędziów powołanych w wolnej Polsce. 

A są jeszcze tacy sędziowie? 

Około 700 - 800. To osoby powołane w okresie działania tej Rady Państwa na początku lat 80. A to był organ ewidentnie niedemokratyczny, wystarczy przeanalizować jego skład. Obecna procedura jest niesłychanie transparentna. Chciałbym przypomnieć, że po 1990 r.  KRS przez 2/3 swojego istnienia działała poza wszelką kontrolą. Po pierwsze demokratyczną - co teraz wyraża się poprzez udział Sejmu w wyborze członków-sędziów, po drugie sądową - bo do 2009 roku w ogóle nie przysługiwało odwołanie. A że odwołania mają znaczenie świadczy to, że przeciętnie 1/4 zaskarżanych uchwał KRS była uchylana, a w 2019 r. - 42 proc. Wyłączona była również kontrola społeczna, bo do 2007 r. nie pisano uzasadnień. Co to oznaczało? Jeśli obywatel chciał poznać przyczyny rekomendacji danej osoby, nie miał takiej możliwości.  Teraz mamy dodatkowe transmisje posiedzeń i co ważne - rekomendacja KRS nie oznacza, że np. kandydat na sędziego będzie powołany, decyzja należy do prezydenta. I zarówno prezydent Lech Kaczyński jak i Andrzej Duda, z tej możliwości korzystali. A mimo to kwestionowany jest status sędziów w ten sposób powołanych.   

 

Lekiem będzie przyjęta przez Sejm ustawa? 

Przepisy mają określić czego sędziom nie wolno. A nie mogą kontrolować parlamentu, nie mogą kontrolować KRS-u, poza zakresem w jakim jest to dopuszczalne i nie mogą podważać kompetencji prezydenta. A do tego prowadzi podważanie statusu sędziów, którzy jak wynika z Konstytucji są nieusuwalnymi - poza oczywiście sytuacjami, w których toczą się wobec nich postępowania dyscyplinarne. 

Czytaj: 
TSUE: Sąd Najwyższy ma ocenić, czy Izba Dyscyplinarna jest niezależna>>
SN: Izba Dyscyplinarna nie jest legalnym sądem>>

Takim punktem zapalnym były listy poparcia kandydatów do KRS. Może wystarczyłoby je ujawnić? 

I właśnie to jest sprawa, która w mojej ocenie nie ma żadnego znaczenia, a na skutek błędnej oceny z różnych stron urosła do rozmiarów niewyobrażalnych. Do tego jeszcze doszły pewne zdarzenia, sygnały o naciskach na sędziów, który mieli popierać kandydatów do KRS. To doprowadziło do utajnienia tych list. Osobiście jestem za ich ujawnieniem, swoją bym ujawnił. 

To by pomogło? 

Nie wiem, bo moim zdaniem tym listom przypisuje się coś, czego w rzeczywistości nie ma. Na mojej liście nie ma niczego, co by opinię publiczną mogło wzburzyć. Ale innych list nie znam. Moim zdaniem ich opublikowanie byłoby właśnie krokiem w kierunku usunięcia jednego z - jak pani powiedziała - punktów zapalnych.

Adwokaci, radcy prawni zapowiadają, że będą korzystać z wyroku TSUE do wnioskowania o wyłączenie sędziów.

Nie jestem tym zdziwiony. Kwestionowanie tego statusu musi przyjmować jakieś formy procesowe, jeśli odbywa się w toku postępowania sądowego. I mam świadomość, że strony mogą wykorzystywać postępowania sądowe, które prowadzą do ekspresji pewnych poglądów politycznych. 

Zapewniają, że nie chodzi o poglądy, a o interes klienta. 

Pytanie tylko, czy to jest w interesie klienta. Choćby sytuacja, w której podczas jego sprawy, zadawane jest pytanie prejudycjanalne, które powoduje, że główny wątek idzie na bok i sąd czeka - osiem, dziesięć miesięcy na odpowiedź ze strony TSUE. Przecież oczekiwania społeczne są takie, żeby było szybciej, sprawniej. Składanie tego typu wniosków jest sypaniem piasku w tryby machiny, która działa - powiedzmy szczerze - nadal powoli.