Koncepcja nie jest nowa, o konieczności uniezależnienia sądownictwa od resortu sprawiedliwości mówi się od dawna. Pomysły były różne, choćby zastąpienie ministra sprawiedliwości w nadzorze administracyjnym nad sądami przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego.  -  Czas na to, by po 100 latach działania system, który został wymyślony w Polsce sanacyjnej, autorytarnej, gdzie też chciano sędziów trzymać krótko na smyczy, został zmieniony. Ten, który obecnie działa, polega na tym, że politycy mają pełną kontrolę nad sądownictwem - mówi serwisowi prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" Krystian Markiewicz.  

Iustitia obok Naczelnej Rady Adwokackiej i Krajowej Rady Radców Prawnych jest organizatorem Kongresu, który odbędzie się 1 czerwca w Poznaniu

Czytaj: 
Prawnicy chcą zmian w postępowaniu administracyjnym>>

MS i samorządy za kolejnymi zachętami do mediacji>>
Sędzia Markiewicz: Bronimy niezależności sądów, chcemy prawdziwych zmian>>

 

Władza nad sądami dla KRS 

Jednym z głównych założeń proponowanej przez prawników reformy ma być właśnie uniezależnienie sądownictwa od polityków, poprzez odebranie nadzoru nad sądami ministrowi sprawiedliwości. W praktyce chodzi o zarządzanie, awanse, etaty, rozdzielanie pieniędzy.

- Proponujemy też przywrócenie konstytucyjnego ładu w KRS, przy zagwarantowaniu powszechnych wyborów sędziów-członków KRS przez sędziów. KRS miałaby funkcjonować z radą społeczną - tak, by nie było w niej jedynie głosu sędziów i polityków - mówi sędzia Markiewicz.

Jak nieoficjalnie ustaliło Prawo.pl, w myśl propozycji, tak zmieniona KRS miałaby przejąć nadzór nad sądami. 

- Szczegóły przedstawimy na kongresie - mówi pytany o to prezes Iustitii.  Zapewnia jednak, że do zmian sędziowie są gotowi, bo przez ostatnie lata pokazali, że są odpowiedzialni za Polskę i mają - jak dodaje - zaufanie Polaków, dużo większe niż pozostałe władze. 

 


W zreformowanej Radzie - tak jak obecnie - mają być też posłowie, senatorowie i przedstawiciele głowy państwa.  Prezydent - również zgodnie z Konstytucją - ma powoływać sędziów.  

Z kolei minister sprawiedliwości miałby zachować pewną rolę w zakresie dysponowania środkami finansowymi na kwestie strukturalne. - Jeśli chodzi o wydatki osobowe, to powinna zostać wprowadzona odrębność budżetowa. Powinien też być łącznikiem pomiędzy władzą ustawodawczą, która tak naprawdę uchwala budżet, a nami sędziami. Kolejny obszar, który mógłby mu podlegać, to współpraca międzynarodowa i oczywiście inicjowanie procesów legislacyjnych - dodaje Markiewicz. 

Równowaga władz zachowana, ale...

Rozmówcy Prawo.pl kierunek propozycji - uniezależnienie sądownictwa od polityków - oceniają dobrze, ale jak przyznają - szkopuł tkwi jednak w szczegółach.  

- Trudno jest nam szczegółowo odnieść się do tego pomysłu nie mając przed oczami projektu ustawy. Z całą pewnością z zainteresowaniem przyglądamy się każdej propozycji, która ograniczy wpływ polityków na bieżące funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości i zapewni lepsze gwarancje dla niezawisłości sądownictwa - mówi adwokat Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Marcin Wolny.  

Sędziowie Sądu Najwyższego przypominają, że koncepcja nie jest nowa, zastanawiają się jednak, czy nadzór KRS jest najlepszym rozwiązaniem. - W przeszłości proponowano zastąpienie w tym ministra przez pierwszego prezesa SN. Kierunek ten w pełni realizuje zasadę podziału i równowagi poszczególnych rodzajów władz z art. 10 Konstytucji. Warto zauważyć, że sądownictwo administracyjne nie podlega nadzorowi ministra, tam jest on sprawowany przez prezesa NSA - mówi rzecznik SN sędzia Michał Laskowski. Jak przyznaje, tyle teorii, w praktyce bowiem takie rozwiązanie wymagałoby wyposażenia - w tym przypadku KRS - w niemały aparat administracyjny. 

- KRS stałby się rozbudowanym urzędem. Poza tym, a może przede wszystkim jednak należałoby przekonać siły polityczne do takiego rozwiązania, co wydaje się bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe, i opinia ta nie dotyczy tylko obecnie rządzących, ale wszystkich pozostałych sił politycznych. Nie jestem też pewien, czy koncepcja ta uzyskałaby akceptację społeczną - dodaje. 

Wątpliwości ma też sędzia SN Marcin Łochowski. Przypomina, że kompetencje z zakresu nadzoru administracyjnego nad sądownictwem wymagałyby stworzenia kolejnej jednostki biurokratycznej. - KRS miałaby się zajmować - jak rozumiem - kadrami, awansami, delegacjami. Jest to jakieś rozwiązanie, ale moim zdaniem to chyba taki półśrodek. Ja też mam wątpliwości, czy z punktu widzenia Konstytucji minister sprawiedliwości powinien sprawować zewnętrzny nadzór nad sądami. Ale jest to rozwiązanie w Europie stosowane. Chyba lepszym rozwiązaniem - które przecież było kiedyś postulowane - jest to, by przejął te kompetencje pierwszy prezes SN, przy ograniczeniu zakresu czynności. Przykład - co w sytuacji delegowania sędziego, kto będzie podejmował decyzje? KRS w drodze uchwały, czy jednoosobowo przewodniczący KRS? Bo jeśli przewodniczący KRS, to przecież de facto staje się ministrem sprawiedliwości - dodaje.

W ocenie Krystiana Markiewicza, konieczna jest też zmiana sposobu myślenia o kontroli czy nadzorze na sądami. - W Europie są systemy nadzorcze, ale są też systemy, które najlepiej się sprawdzają, czyli systemy samozarządzenia. Obowiązujący w Polsce system wychodzi z założenia, że ktoś musi stać z batem nad sędziami, konkretnie minister sprawiedliwości, czyli, że ten element kontroli jest niezbędny. W naszej propozycji oczywiście pozostaną wizytatorzy, pytanie otwarte, czy przy KRS, czy przy pierwszym prezesie SN - mówi. 

Głos sędziów rejonowych słyszalny przy wyborach do Rady

Kolejną istotną zmianą ma być wybór sędziów-członków KRS. Opracowywane propozycje zakładają nie tylko powrót do wyboru sędziów przez sędziów, wybór ten dodatkowo ma być powszechny, ze słyszalnym głosem sędziów sądów rejonowych - tak, by oni również mieli swoich reprezentantów w Radzie. 

 - Generalnie uważam, że rozwiązanie, w którym to sędziowie wybierają sędziów-członków KRS, jest rozwiązaniem lepszym, choćby biorąc pod uwagę podstawowe zadanie stojące przed Radą, czyli stanie na straży niezawisłości sędziów i niezależności  sądów. Przy czym zawsze - trzeba to powiedzieć szczerze - był z tymi wyborami problem i obawiam się, że trudno będzie znaleźć dobre rozwiązanie. Czyli takie, które wszystkich zadowoli - ocenia sędzia Łochowski.

I dodaje, że gdyby wszyscy sędziowie mieli tyle samo głosów, to tak naprawdę KRS składałaby się głównie z sędziów sądów rejonowych. Sędziowie przypominają, że poprzedni system miał za zadanie zapewnić reprezentację w KRS sędziom wszystkich szczebli, a koniec końców zbyt dużą przewagę mieli ci ze szczebli wyższych. - Z drugiej strony nie wiem, czy obecnie, po zmianach, które zaszły, jest to realne. Ale czysto idealistycznie - tak uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby to sędziowie wybierali członków KRS i by wszyscy sędziowie mieli swoją reprezentację w KRS - mówi Łochowski.

Także sędzia Laskowski podkreśla, że za takim rozwiązaniem przemawia wykładnia systemowa, tradycja i wykładnia historyczna. - Skoro w KRS mają zasiadać reprezentanci poszczególnych rodzajów władz, to nie można obronić tezy, że reprezentantów środowiska sędziowskiego wybiera Sejm, czemu właściwie zresztą nie Senat, prezydent lub inny organ. Koncepcja rady społecznej mogłaby ogólnie uwiarygodnić KRS, trudno jednak o opinię bez znajomości uprawnień tej rady, jej składu i sposobu wyłaniania - mówi. 

Prawnicy zgodnie też przyznają, że może być trudno przeprowadzić takie zmiany. W ocenie Łochowskiego lepszym rozwiązaniem mogłoby być szukanie kompromisu - czyli wybór do KRS i przez sędziów, i przy wpływie polityków. 

Czytaj: 
Prezes NRA: Jesienią zaproponujemy zmiany w ustawach sądowych>>

Bobrowicz: Na mowę nienawiści zmiana przepisów nie wystarczy>>

Bez bata nad sędziami? Izba Dyscyplinarna do likwidacji

Społeczna komisja kodyfikacyjna chce też m.in. zaproponować likwidację Izby Dyscyplinarnej przy Sądzie Najwyższym. - W naszej ocenie to całkowicie kuriozalna struktura. Specsąd nieznany Konstytucji. Przeanalizowaliśmy ile jest spraw dyscyplinarnych w Sądzie Najwyższym. I to jest tak, że ten sędzia, który dostaje ponad 20 tys. zł na miesiąc, czyli jakieś 300 tys zł w roku, będzie sądził kilka spraw w roku. Czy jest więc sens tworzyć specizbę, która ma się zajmować 90 sprawami w roku? - mówi prezes Iustitii.

W projekcie Iustitii pozostać mają rzecznicy dyscyplinarni, ale orzeczenia dyscyplinarne miałyby być publikowane, a postępowania jawne. - Proponujemy też, by wzmocnić pozycje ewentualnego pokrzywdzonego, by nie był osobą poza takim postępowaniem. Bo tak jest obecnie. Nam zależy, by miał prawo być uczestnikiem w postępowaniu dyscyplinarnym - zaznacza Markiewicz. 

 

Rozmówcy serwisu podkreślają jednak, że największym problem nie jest to, czy w Sądzie Najwyższym wyodrębniona jest Izba Dyscyplinarna, czy nie, tylko sam model postępowania dyscyplinarnego i procedury. - W takiej, czy innej postaci musi być sąd, który się tym obszarem zajmie. Koncepcja zmiany modelu postępowania dyscyplinarnego wzięła się przecież z poczucia, że te postępowania trwały za długo - co moim zdaniem było trafne, i po drugie, że te orzeczenia były niesprawiedliwe, chroniły sędziów - co akurat nie odzwierciedlało rzeczywistości, bo często sądy dyscyplinarne były bardziej surowe niż powszechnie oceniano. Istotna jest więc analiza, ewentualne zmiany w samym modelu - mówi sędzia Łochowski. 

Bez podziału sędziów 

Iustitia chce też rozpocząć dyskusję nad wprowadzeniem jednolitego statusu sędziów - sędziego sądu powszechnego w sądzie okręgowym, w sądzie rejonowym czy apelacyjnym.  

Sędzia Łochowski zwraca jednak uwagę, że takie rozwiązanie może nieść za sobą istotne zagrożenie dla niezawisłości sędziowskiej. - Teraz o tym, kto zostaje sędzią sądu okręgowego, czy sądu apelacyjnego, decyduje się w ramach dosyć skomplikowanej procedury, która może nie jest idealna, ale wydaje się transparentna.  A jeśli będzie jednolite stanowisko, to kto będzie decydował o tym, że dany sędzia trafi do sądu rejonowego w jednym mieście albo okręgowego w innym? Bo to gigantyczna władza. Zasada nieprzenoszalności sędziego jest jedną z fundamentalnych gwarancji niezawisłości. Jeśli ktoś będzie miał taką władzę, że jednym podpisem będzie mógł przenieść sędziego z sądu okręgowego do rejonowego 500 km dalej, to jest to poważne zagrożenie. Do wywarcia nacisku na sędziego - nie są w takim przypadku potrzebne żadne nadzwyczajne środki - mówi.

W ocenie sędziego Laskowskiego, jednolity status sędziów może też działać antymotywacyjnie. - Potencjalne awanse skłaniały jednak wiele osób do wzmożonego wysiłku, szkolenia, doskonalenia warsztatu etc. Pytanie, czy taka motywacja nadal będzie występować - mówi.