Zacznijmy od początku. 8-letni Kamilek był brutalnie maltretowany przez swojego ojczyma - w wyniku doznanych obrażeń zmarł. W tej sprawie zawiódł też system, a tzw. ustawa Kamilka miała być remedium na tego typu sytuacje. Wprowadzono nią m.in. standardy ochrony małoletnich, a także wymogi dotyczące weryfikacji w odpowiednich rejestrach (m.in. karnym) osób pracujących z dziećmi, pomagających przy dzieciach czy zaproszonych na zajęcia szkolne. Konieczność uzyskania takiego zaświadczenia spowodowała na przełomie sierpnia i września 2024 r. istny armagedon w sądach, a konkretnie w Biurze Informacyjnym Krajowego Rejestru Karnego (KRK). Ludzie stali w gigantycznych kolejkach, a e-KRK również się w tej sytuacji, niestety, nie sprawdził. Jak szacowano, na koniec 2024 roku liczba zapytań o karalność, po wejściu w życie ustawy, wzrosła aż o 47 procent.

Czytaj: Prezydent zawetował zmiany w Lex Kamilek - nie będzie liberalizacji przepisów>>

Żurek: Weto prezydenta do nowelizacji Lex Kamilek, utrudni Polakom życie​>>

Po co była nowelizacja? 

I tu pojawia się kwestia nowelizacji, która — jak zakładano — miała uporać się z niedociągnięciami ustawy głównej. Co poprawiono? Między innymi rodzice i opiekunowie pomagający w przedszkolach, szkołach czy podczas wycieczek, nie musieliby przedstawiać zaświadczeń o niekaralności. Zamiast tego wystarczyłoby złożenie pisemnego oświadczenia pod rygorem odpowiedzialności karnej, że nie figurują w odpowiednich rejestrach i nie mają zakazu pracy z małoletnimi. Co istotne, szkoły nie musiałyby sprawdzać również gości biorących udział w lekcjach.

Przeciw tym zmianom zdecydowanie i wielokrotnie wypowiadała się Monika Horna-Cieślak, Rzecznik Praw Dziecka i współautorka lex Kamilek. Zresztą nie była w tym osamotniona — propozycje krytykowali m.in. prawnicy zajmujący się prawami dzieci, wskazując, że nowela obniża standardy ich ochrony.

Kogo chroni prezydenckie weto?

Szczerze — trudno się z tym nie zgodzić. Sama, jako rodzic, musiałam w pewnym momencie takie zaświadczenie uzyskać. Cała procedura, choć przyznam, że w trakcie roku szkolnego, zajęła mi... 15 minut. Czy jestem przekonana, że powinnam była ją przejść? Tak — bo jako rodzic nie wyobrażam sobie sytuacji, że moja córka, jej koleżanki i koledzy mają w szkole kontakt z osobą skazaną nie tylko np. za pedofilię, ale też np. za przemoc domową. Czy oświadczenia ten problem rozwiązują? Oczywiście, że nie — bo zapytam wprost: a kto miałby je weryfikować? To trochę udawanie, że mamy sytuację pod kontrolą do momentu kolejnej dziecięcej tragedii. Umawiamy się, że np. "naszym" rodzicom ufamy? Ale na jakiej podstawie? Zamiast więc liberalizować przepisy i płakać nad wetem prezydenckim, warto zrobić wszystko, by system działał — także w zakresie e-KRS — i aby nie było kolejek ani problemów technicznych z uzyskiwaniem zaświadczeń.

I ostatnia kwestia. Moim zdaniem, smutne jest też to, że polskie szkoły nadal są w tak trudnej sytuacji kadrowej i — jak rozumiem — finansowej, że muszą sięgać po pomoc rodziców, np. przy klasowych wyjściach na basen. Dobrymi chęciami piekło — także dziecka — jest wybrukowane. A nadmierna aktywność i obecność niektórych rodziców w szkole powoduje więcej problemów niż pożytku.