„Zostało wszczęte postępowanie sprawdzające, podczas którego prokurator sprawdzi, czy doszło do naruszenia prawa przez grupę obrońców praw zwierząt, którzy blokowali drogę do Morskiego Oka” – powiedział w piątek szef zakopiańskiej Prokuratury Rejonowej Zbigniew Lis.

Do pikiety na drodze do Morskiego Oka doszło 9 listopada. Wówczas grupa kilkudziesięciu aktywistów przez blisko dwie godziny siedziała na tej popularnej trasie turystycznej, blokując przejazd.

Zdaniem składającego zawiadomienie do prokuratury starosty tatrzańskiego Andrzeja Gąsienicy–Makowskiego, obrońcy praw zwierząt, nie mieli zgody lokalnych władz na taką formę protestu.

„Władze gminy Bukowina Tatrzańska dały zgodę na protest, ale bez blokowania przejazdu. W momencie, kiedy aktywiści zablokowali drogę, ich protest stał się nielegalny” – powiedział PAP Gąsienica–Makowski. Zauważył, że ekolodzy nie tylko blokowali ruch turystyczny, ale i przejazd pracownikom Tatrzańskiego Parku Narodowego, obsłudze górskich schronisk czy służbom ratunkowym.

Za nielegalne blokowanie jezdni grozi kara od 6 miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. Starosta zapowiedział, że przygotowywane są kolejne zawiadomienia do prokuratury m.in. o stalking, którego mieli się dopuścić aktywiści wobec fiakrów.

Podczas pikiety na Palenicy Białczańskiej doszło do przepychanek i interwencji policji. Zarzut napaści na policjanta oraz pobicia pikietującego obrońcy praw zwierząt usłyszał 21-latek z Bukowiny Tatrzańskiej, który jak twierdzi policja, nie reprezentował żadnej ze stron, a jest miejscowym „zadymiarzem”. Mężczyzna nie przyznał się do zarzucanych czynów.

W związku z protestem policja spisała dane 43 osób - pikietujących obrońców praw zwierząt, fiakrów oraz osób postronnych.

Zdaniem ekologów konie pracujące przy transporcie turystów są zmuszane do pracy ponad ich siły, a to jest przestępstwo znęcania się nad zwierzętami. Obrońcy praw zwierząt, opierając się na wykonanej przez siebie ekspertyzie, twierdzą, że wozy wypełnione turystami są przeciążone. Według tej ekspertyzy wóz należy odciążyć o 926 kg, czyli trzeba by zdjąć z niego blisko 11 pasażerów. Wtedy na wozie mógłby pozostać jeden pasażer i woźnica.

Z tą ekspertyzą nie zgadza się hipolog z Katedry Hodowli i Użytkowania Koni Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Prof. Ryszard Kolstrung w swej ekspertyzie opartej na tych samych danych wykazał, że konie pracujące na trasie do Morskiego Oka nie są zbytnio przeciążane, a ustalone przerwy w pracy pozwalają zwierzętom dostatecznie zregenerować siły.

Na drodze do Morskiego Oka były prowadzone testy elektrycznych wózków wożących turystów, a także hybrydowych wozów konnych wyposażonych w elektryczne wspomaganie - te testy mają być jeszcze powtarzane. Fiakrzy twierdzą, że za działaniami ekologów stoi lobby biznesowe.

Ekolodzy domagają się całkowitego usunięcia transportu konnego ze szlaku i zastąpienia koni elektrycznymi wózkami. Przeciwni temu są m.in. hipolodzy, środowiska akademickie, Związek Hodowców Koni oraz Główny Lekarz Weterynarii.(PAP)