Podwyżki rachunków za śmieci o 200- 300 proc. nikogo już nie dziwią. To wręcz niechlubny standard. Próby ograniczenia drożyzny spełzły za niczym. Od dziś obowiązuje większa część przepisów noweli ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach (dalej jako: ustawa śmieciowa). Dzięki nim gminy będą  mogły dopłacać legalnie swoim mieszkańcom do opłat za wywóz śmieci. A  rachunki ustalane według ilości zużytej wody nie przekroczą od 1 stycznia -  150 zł. Ma zniknąć również zbiorowa odpowiedzialność za złą segregację odpadów w bloku. Nowe uregulowania pozwalają tez stawiać inteligentne pojemniki na śmieci.  

Czytaj też: Rząd przyjął projekt zmian w ustawie o odpadach>>

Eksperci i samorządy studzą emocje. Zmiany nie wystarczą, by obniżyć rachunki.  By było lepiej, powinni "dorzucać" się producenci opakowań do komunalnej  gospodarki odpadami, a póki co, tego nie robią.  A prace nad przepisami w tej spawie ślimaczą się.   

Czytaj też: Producenci opakowań zapłacą, ale recykling niepewny>>

Segregacja odpadów kosztuje  i to dużo

Dziś mieszkańcy budynków wielorodzinnych w Krakowie miesięcznie płacą 23 zł od osoby, w Poznaniu 25 zł (od osoby), we Wrocławiu - 1,20 zł od osoby za każdy mkw. (jeśli na jednego lokatora przypada do 27 mkw. albo 25,50 zł od osoby - jeżeli przypada więcej niż 27 mkw. Warszawiacy regulują rachunki za śmieci według wskazań wodomierzy. Obecnie jest to: 12,73 zł za 1 m. sześć. zużytej wody. Wcale nie taniej jest w mniejszych miastach. 

Od 1 stycznia  mieszkańcy Przasnysza płacą za wywóz odpadów 25 zł od osoby.  I dalej tyle będą  płacić. - Kosztowna jest przede wszystkim  segregacja.  Od Nowego Roku śmieci muszą być posegregowane na pięć frakcji.  Trzeba je odebrać, zapłacić pracownikowi, do tego dochodzi koszt paliwa, dowozu do instalacji przetwarzania odpadów. I tu się nic nie zmieni. Nie ma więc szans na obniżenie opłat. Niby nowela w wyjątkowych sytuacjach pozwala na segregację na trzy frakcje, ale trzeba mieć na to zgodę ministra klimatu – tłumaczy  Łukasz Kosiedowski wiceburmistrz Przasnysza.

Podobnego zdania jest Maciej Kiełbus, partner w Kancelarii Prawnej dr. Krystian Ziemski & Partner. - Nowelizacja tylko nieznacznie obniży koszty funkcjonowania gminnych systemów gospodarowania odpadami, a przez to wpłynie na stawki opłat uiszczanych przez właścicieli nieruchomości. Chodzi o  zmianę częstotliwości odbioru niektórych frakcji odpadów na terenach wiejskich. Ale nie ma co się łudzić. Śmieci będą coraz droższe, ponieważ stale rosną koszty ich odbioru i zagospodarowania. Są to zarówno koszty ogólne, np. płaca minimalna, jak i koszty związane ze specyfiką branży odpadowej, np. zmienna sytuacja na rynku surowców wtórnych – tłumaczy Maciej Kiełbus, partner w Kancelarii Prawnej dr. Krystian Ziemski & Partner.

Miasta już dopłacają do rachunków za odpady

Nowe przepisy pozwalają samorządom dopłacać mieszkańcom do rachunków za śmieci. Tymczasem większość już to robi.  Ale uważają też, że przerzucanie na samorządy tego obowiązku jest nie w porządku. Ich zdaniem, rząd powinien stworzyć w końcu system, który pozwoli kontrolować wysokość opłat za wywóz odpadów. 

 

- Nowela ustawy śmieciowej sankcjonuje to, co dzieje się już od dawna. Wiele samorządów dopłaca  mieszkańcom mimo, że  przepisy na to nie pozwalały. Regionalne Izby Obrachunkowe różnie na to patrzyły. Niektóre wydawały korzystne dla samorządów orzeczenia, a niektóre nie. - Rocznie dopłacamy mieszkańcom milion złotych. Dzięki temu płacą mniej za odpady miesięczne o ok 7-8 zł. - mówi wiceburmistrz Przasnysza. I dodaje: - Do wyborów samorządowych  zostało jeszcze dwa lata. Nie sądzę, by jakikolwiek władze samorządowe zdecydowały się  jeszcze więcej dopłacać, by podnieść swoje szanse w wyborach. Nic nie ma za darmo. Jeżeli  będą dopłaty, nie będzie środków na inwestycje etc.

Jego zdaniem najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby odgórna kontrola  opłat za wywóz odpadów. Podobnie jak to ma miejsce w wypadku stawek za wodę.  

Opłaty według wskazań wodomierza z limitem

Największy rozgłos zyskała zmiana ustawy śmieciowej ograniczająca wysokość opłat, jakie mogą pobierać samorządy, jeżeli rozliczają się z mieszkańcami według wskazań wodomierza.  Nowe przepisy przewidują, że opłata będzie mogła wynieść do  7,8 proc. dochodu rozporządzalnego na osobę ogółem za gospodarstwo domowe, czyli  maksymalnie miesięcznie ok. 150 zł miesięcznie.

Na tę zmianę czekają przede wszystkim mieszkańcy stolicy, którzy  od wiosny płacą  rachunki za śmieci zgodnie ze wskazaniami wodomierza. W większości płacą zdecydowanie więcej.  Dlatego zmianom towarzyszyły protesty. Do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie trafiła skarga warszawskiej spółdzielni mieszkaniowej „Praga” w tej sprawie. Przed WSA spółdzielnia wygrała z władzami stolicy. Ale wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Ratusz zapowiedział wniesienie skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego. 

W opinii zarządców budynków zmiana ustawy śmieciowej narzucająca górny limit opłat naliczanych według, wskazań wodomierza jest korzystna, ale tylko dla części mieszkańców. 

 - Obecnie rodzina 2+2  zużywa  średnio 16 m. sześć. wody na miesiąc i wnosi opłaty za śmieci  w wysokości ok. 200 zł, a rodzina 2+3 będzie to już ok. 250 zł. Ale mamy też przykłady rodzin wielodzietnych, gdzie zużycie miesięczne wody oscyluje w granicach 30 msześć. wody – co daje wówczas opłatę za śmieci w wysokości ok. 380 zł. - wyjaśnia Grzegorz Okoński, prezes Międzyzakładowej Spółdzielni Mieszkaniowej '"Energetyka" w Warszawie. Według niego przy założeniu, że nowa maksymalna opłata nie będzie mogła przekroczyć 150 zł – te rodziny niewątpliwie zyskają na zmianach. Natomiast większość mniejszych gospodarstw domowych (jedno-dwu osobowych)  zmiany nie odczuje – jeśli płacili za 4 - 8 metrów sześciennych wody – to dalej będą płacić odpowiednio około 50 zł - 100 zł.

Okazuje się też, że nowe przepisy są niejasne. I ze stosowaniem limitów mogą być problemy.  - Nowe przepisy wejdą  w życie po upływie okresu przejściowego – najpóźniej od 2022 roku i będzie z nimi sporo problemów. Regionalne izby obrachunkowe będą miały co robić. Znowelizowane przepisy są wewnętrznie sprzeczne. Z jednej strony mówią, że w opłacie uwzględnia się ilość zużytej wody z danej nieruchomości, a z drugiej mówią o ilości zużytej wody w gospodarstwie domowym. To nie jest jedno i to samo – tłumaczy Maciej Kiełbus

Nowela może zahamować przechodzenie na system według wskazań wodomierza.  Gminy dwa razy się zastanowią zanim zdecydują się na ten system. Bo będą musiały do niego dokładać. Natomiast tam, gdzie to wprowadzono, raczej zmian nie będzie, ponieważ poniosły koszty w związku z jego wdrożeniem.

Według Macieja Kiełbusa system ustalania opłat według wskazań wodomierza jest zdecydowanie szczelniejszy niż system pogłówny. Bo w konsekwencji w dużo mniejszym stopniu płacimy za migających się od płacenia rachunków tzw.  „pasażerów na gapę”. -  Nie przekonują mnie przykłady pojedynczych osób, które z uwagi na cieknącą spłuczkę musiały zapłacić więcej za odpady. Takie sytuacje można było rozwiązać chirurgicznym cięciem skalpela, a nie uderzeniem młotkiem w system. Są bowiem przykłady z gmin turystycznych, gdzie wielu właścicieli  wynajmowanych lokali  nie płaci za śmieci w rzeczywistej wysokości. Dzięki wodomierzom można było ich namierzyć i inni mieszkańcy za nich nie płacą – mówi Maciej Kiełbus.

Inteligentne pojemniki na śmieci w blokach

Dużym problemem w blokach stanowi segregacja odpadów. Wiele osób tego nie robi. Wszyscy mieszkańcy bloku ponoszą tego konsekwencje i płacą karne opłaty za wywóz śmieci. 

Nowela przewiduje więc, że rada gminy może wprowadzić indywidualne rozliczanie śmieci  w danej nieruchomości po warunkiem, że właściciel nieruchomości w uzgodnieniu z gminą zapewni techniczne możliwości identyfikacji odpadów komunalnych wytwarzanych w poszczególnych lokalach w budynku.

Zmiana nie podoba się m.in. Związkowi Rewizyjnemu Spółdzielni Mieszkaniowych RP. -  To kolejny obowiązek, który z gmin odpowiedzialnych za zorganizowanie gminnego systemu zbierania odpadów komunalnych zostaje przerzucony na zarządców budynków wielolokalowych. A to słono  przecież kosztuje - twierdzi Jerzy Jankowski, prezes zarządu tego związku. 

W opinii Dariusza Śmierzyńskiego, prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej „Ruda” w Warszawie przepis będzie martwy. - Póki co zmiana nie ma szans zaistnieć. Oczywiście, w blokach zawsze znajdzie się osoba, która nie segreguje śmieci. Ale indywidualne rozliczanie nic nie zmieni. Jest to bardzo drogi system. Państwo na to pieniędzy nie da. A więc sami mieszkańcy musieliby zapłacić  z własnej kieszeni za jego wdrożenie.  Czyli co, kolejna podwyżka czynszu? Na to nie ma mojego przyzwolenia. Poza tym nie bardzo sobie wyobrażam, jak w bloku, w którym mieszka kilkaset osób, miałoby wyglądać indywidualne rozliczanie. Przed altaną śmietnikową ma stać pracownik  spółdzielni i pilnować kto i co wyrzuca? Czyli taki kierownik śmietnika, albo też altana powinna być czynna np. od godz. 8 do 16? To absurd.  Worek można też postawić  przecież obok kontenera i śmieciarka też  go zabierze. A co w sytuacji, gdy dana osoba wrzuci nieoznakowany worek. To indywidualne rozwiązanie dla domów jednorodzinnych, ale nie dla bloków - tłumaczy Dariusz Śmierzyński.

Oczekiwanie na rozszerzoną odpowiedzialność producentów

Dla samorządowców i zarządców jest oczywiste, że bez wprowadzenia przepisów o rozszerzonej odpowiedzialności producentów nie ma szans na znaczne obniżenie rachunków za wywóz odpadów. - Nie może być tak, że zwykli mieszkańcy  ponoszą największy ciężar związany z  gospodarką komunalną odpadami. Jak najszybciej powinny wejść w życie przepisy dotyczące ROP. Tymczasem prace przeciągają się - uważa prezes Jankowski.

Natomiast przedstawiciele branży opakowaniowej krytycznie oceniają projekt ustawy o Rozszerzonej Odpowiedzialności Producentów. Zarzucają, że nie rozwiązuje problemu recyklingu opakowań, a na producentów narzuca tylko parapodatek. Zgodnie z założeniami projektu, wpływy z nowej opłaty opakowaniowej trafią do gmin na zasilenie zagospodarowania odpadami komunalnymi.