W komisji odbyło się w środę I czytanie zgłoszonego przez posłów PiS projektu ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, który wprowadza nowe normy przestrzenne dot. budowania elektrowni wiatrowych. Mimo gorących sporów nie padł wniosek o odrzucenie projektu w I czytaniu i został on skierowany do podkomisji.

Projekt grupy posłów PiS zakłada m.in., że wiatrak produkujący prąd ma znajdować się w odległości od najbliższych budynków mieszkalnych nie mniejszej niż 10-krotność jego wysokości wraz z wirnikiem i łopatami. Taka sama odległość miałaby być zachowana przy budowie nowych wiatraków przy granicach parków narodowych, rezerwatów, parków krajobrazowych, obszarów Natura 2000 i Leśnych Kompleksów Promocyjnych. Istniejące wiatraki, które nie spełniają kryterium odległości, nie mogą być rozbudowywane, dopuszczalny jest jedynie ich remont i prace potrzebne do normalnej eksploatacji.

Poza tym projekt zakłada, że elektrownia wiatrowa może być zlokalizowana wyłącznie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. W planie miejscowym ma zostać określona maksymalna całkowita wysokość elektrowni wiatrowej.

Posłowie PiS chcą też, by cała elektrownia wiatrowa była traktowana jako budowla i by - w razie awarii - stosować do niej przepisy dot. katastrof budowlanych. Obecnie wiatrak składa się - według prawa - z części budowlanej i części technicznej.

Projekt określa też zasady uzyskiwania zezwoleń na eksploatację wiatraków - mają być ważne maksymalnie dwa lata od uzyskania. Zakłada też kary za eksploatację elektrowni wiatrowej bez zezwolenia - maksymalnie do dwóch lat więzienia. Posłowie zapisali też, że sprzedaż energii z wiatraków może być realizowana wyłącznie z inwestycji z takim zezwoleniem na eksploatację.

Projekt było bardzo ostro krytykowany przez posłów opozycji. Wiceszef komisji Paweł Olszewski (PO) przekonywał, że "projekt wydaje wyrok śmierci na elektrownie wiatrowe", bo zastosowanie wymogu 10-krotności wysokości w przypadku minimalnej odległości od zabudowań mieszkalnych spowoduje, że nie będzie gdzie w Polsce budować elektrowni wiatrowych. Za "nierealne i ekonomicznie błędne" uznał też zapisanie wymogu uzyskiwania co dwa lata zgody na użytkowanie wiatraków. "Energia odnawialna jest przyszłością, wy możliwość jej rozwoju zabijacie" - zwracał się do posłów PiS.

Także Artur Dunin (PO) przekonywał, że projekt właściwie nadaje się do odrzucenia w I czytaniu, bo uniemożliwia rozwój energetyki wiatrowej.

Podobny pogląd prezentował Michał Stasiński (Nowoczesna), który zwracał uwagę, że farmy wiatrowe dają rocznie 620 mln zł do budżetu. "Jak państwo chcecie uzupełnić te braki, jeśli energetyka wiatrowa upadnie" - pytał.

Na posiedzenie przyszedł senator Waldemar Bonkowski (PiS), który uznał, że projekt jego klubowych kolegów "jest napisany pod wpływem hałaśliwych grup", a jego wejście w życie oznaczałoby "opodatkowanie i likwidację elektrowni wiatrowych".

Podobne poglądy prezentowali obecni na posiedzeniu przedstawiciele branży elektrowni wiatrowej. Także przekonywali, że ustalenie sztywnej i minimalnej odległości turbin na podstawie dziesięciokrotności ich wysokości oraz nałożenie nawet na najnowsze turbiny, które mają wszystkie europejskie certyfikaty bezpieczeństwa, obowiązku przeprowadzania co 2 lata badania, które kosztuje 1 proc. wartości całej turbiny, to koniec sektora energetyki wiatrowej w Polsce i bankructwa wielu już wybudowanych farm, które nie będą w stanie udźwignąć dodatkowych obciążeń podatkowych i kosztów.

Z kolei przedstawiciel Związku Gmin Wiejskich Edward Trojanowski podkreślał, że budowanie farm wiatrowych to czasem najważniejsze źródło dochodu dla biednych gmin, umożliwiające np. remont drogi czy urządzeń komunalnych. Stąd ustawa ograniczająca rozwój wiatraków i przekazująca zgodę na utworzenie elektrowni wiatrowej w ręce wojewody (co także zakłada projekt) może być dla tych gmin niekorzystna finansowo.

Podczas posiedzenia komisji było wiele głosów obrońców projektu. Przedstawiciele stowarzyszeń grupujących mieszkańców gmin, gdzie istnieją elektrownie wiatrowe, często w bardzo emocjonalnych wystąpieniach argumentowali, że wielokrotnie byli stawiani przed faktami dokonanymi, iż wiatraki mają powstać w niemal tuż obok ich domów. Z kolei władze gmin ulegały silnej presji przedsiębiorców wiatrakowych, którzy - by przełamać opór lokalnych społeczności - składali im finansowe obietnice. Stąd, w ich opinii, projekt zgłoszony przez PiS jest bardzo potrzebny jako "instrument walki lokalnych społeczności z wszechmocnymi inwestorami". "Błagam o tę ustawę" - mówiła Ida Kuczmańska z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia "Pozytywna Energia".

Także przedstawiciele organizacji zajmujących się energią odnawialną przekonywali, że w Polsce branża wiatrakowa była dotąd uprzywilejowana, jest dysproporcja między ogromną ilością wiatraków a stosunkowo niewielką innych form odnawialnych źródeł energii, takich jak panele fotowoltaiczne czy biogazownie.

Przedstawiciel wnioskodawców, wiceszef komisji infrastruktury Bogdan Rzońca (PiS) przekonywał, że za projektem nie stoi żadna "ideologia walki z wiatrakami" i wejście w życie ustawy nie zagrozi istnieniu elektrowni wiatrowych. Jest bowiem w Polsce - mówił - dużo obszarów, na którym będą mogły powstawać mimo zapisanych w projekcie wymogów.

Powoływał się także na dane zdrowotne, zgodnie z którymi ludzie mieszkający w najbliższym otoczeniu wiatraków częściej chorują. Odnosząc się do wystąpienia jednego ze zwolenników wiatraków, że "woli widok wiatraków niż kominów fabrycznych", zwracał uwagę, że w wielu takich sondażach pyta się ludzi, czy wolą wiatraki, czy elektrownie atomowe. W takich przypadkach oczywiście wszyscy wskazują wiatraki, choć często jest to manipulacja, bo "w ogólne nie ma pytań, czy byliby za geotermią lub biogazowniami".

Obecny podczas posiedzenia komisji minister infrastruktury i budownictwa Andrzej Adamczyk, deklarując poparcie dla poselskiego projektu w imieniu rządu, zapewniał, że "projekt nie zabija elektrowni wiatrowych". Przekonywał, że zapisy projektu nie grożą niczym istniejącym wiatrakom, bo "prawo nie działa wstecz". Oczywiście - dodał - pod warunkiem, że "ktoś nie sprowadził złomu z zachodu", który zostanie zakwestionowany przez dozór techniczny.

Dowiedz się więcej z książki
Prawo ochrony środowiska w procesie inwestycyjno-budowlanym
  • rzetelna i aktualna wiedza
  • darmowa wysyłka od 50 zł

 

Adamczyk podawał przykład Danii, gdzie nie można lokalizować wiatraków bliżej niż 4 km od zabudowań mieszkalnych oraz w miejscach, gdzie brak jest planu zagospodarowania przestrzennego. Argumentował, że wymóg 10-krotności wysokości turbin odnosi się tylko do budynków mieszkalnych, ale już nie innych zabudowań.

W myśl projektu dla istniejących wiatraków czas na uzyskanie zezwolenia określono w projekcie na rok od wejścia w życie ustawy. Rozpoczęte budowy domów mieszkalnych w mniejszej od ustawowej odległości od wiatraków będzie można prowadzić zgodnie z dotychczasowymi przepisami. Zapisano też przepisy przejściowe dotyczące rozpoczętych budów elektrowni wiatrowych i budynków mieszkalnych, które zakładają m.in., że wydane warunki zabudowy dla wiatraków, które nie spełniają kryterium odległości, stracą moc w dniu wejścia ustawy w życie. Ustawa nie dotyczy elektrowni wiatrowych na morzu - przewiduje projekt.

Nowe rozwiązania miałyby wejść w życie 14 dni od ogłoszenia. 9-osobowa podkomisja, do której projekt skierowano, ma skończyć pracę do końca tygodnia. (PAP)