We wtorek w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie zapadło precedensowe orzeczenie w sprawie Grzegorza Kowalskiego (rocznik 1942), polskiego rzeźbiarza i performera, profesora, wykładowcy warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych przeciwko Piotrowi Uklańskiemu (rocznik  1968) artyście wideo, performerowi, absolwentowi warszawskiego ASP, od 1991 roku mieszkającemu głównie w USA.

SA uznał, że Piotr Uklański ma przeprosić Grzegorza Kowalskiego za bezprawne użycie zdjęcia z jego wizerunkiem, mimo że zrobione zostało w 1976 r., gdy prawo autorskie nie chroniło fotografii, o ile nie zostało to zastrzeżone. Jest ono jednak elementem performance'u, czyli ciągu działań artystycznych wykonanych na podstawie koncepcji, a to już podlega ochronie. Grzegorz Kowalski domaga się też zakazu rozpowszechniania fotografii wyjętej z działania artystycznego.

– To jest precedensowa sprawa ze względu na charakter i treść fotografii – mówi prof. Ryszard Markiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wspólnik w kancelarii M&S Legal. – Po raz pierwszy bowiem przedmiotem orzeczenia jest twórczy charakter nie fotografii, tylko tego, co zostało sfotografowane, a obecnie nie istnieje już poza fotografią – tłumaczy prof. Markiewicz.

Justyna Tokarzewska, adwokat, wspólnik w kancelarii Rö, pełnomocnik Piotra Uklańskiego zapowiada kasację.

 


Kontrowersyjne zapożyczenie zdjęcia

W 2012 r. Piotr Uklański wykorzystał zdjęcie Grzegorza Kowalskiego wykonane przez Wiktora Gutta (rocznik 1949, fotograf, performer, wykładowca warszawskiej ASP), opublikowane w albumie pt. „Sztuka polska lat 70. Awangarda”. Było ono elementem jego autorskiej wystawy w Nowym Jorku pt. pt. Polska Neoawangarda.

Czytaj w LEX: Sposoby dokumentowania autorstwa projektu >

Na zdjęciu, na twarzy Grzegorza Kowalskiego są kurze wnętrzności. Była to jego odpowiedź na pytanie Wiktora Gutta: „jak przedstawiłby się jako Hitler”. Z bebechami na twarzy – odpowiedział Kowalski, a Gutt go tak sfotografował, utrwalając jego działanie. Zdjęcie stało się przyczyną sporu. W 2012 r. Kowalski i Gutt oświadczyli, że praca została zreprodukowana i wystawiona (dla własnych korzyści) bez ich zgody i wiedzy. - Piotr Uklański miał dostęp do jej kopii cyfrowej, bo był autorem koncepcji wydawniczej albumu. Nasze prace są emanacją idei i integralną częścią procesu, w którym fotografia jest elementem większej całości. Nie powstały w celu komercyjnym. Ich upublicznianie wynika z naszej strategii osobistej wolności. Żądamy usunięcia wymienionych prac z wystaw Piotra Uklańskiego, zaprzestania ich reprodukcji i wystawiania w jakimkolwiek kontekście. Działanie Piotra Uklańskiego narusza nasze osobiste prawa twórców – podkreślili w oświadczeniu.

I tak sprawy trafiły do sądu, jedna Gutta, druga Kowalskiego. Problem w tym, że zdjęcie wykonano w 1976 r., gdy obowiązywało prawo autorskie z 1952 roku, które nie chroniło fotografii, o ile jej autor tego nie zastrzegł. Tu nie było takiego zastrzeżenia. We wtorek 2 lipca SA zajmował się sprawą Grzegorza Kowalskiego.

Dwa sądy, dwa poglądy

Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego trafiła sprawa, uznał, że co prawda fotografia nie jest chroniona, ale jest ona elementem serii fotografii dokumentujących performance, a seria z ochrony prawnoautorskiej korzysta. Doszło zatem do naruszenia praw osobistych Grzegorza Kowalskiego, I przyznał mu rację. We wtorek Sąd Apelacyjny stwierdził, że nie ma znaczenia czy z ochrony korzysta fotografia lub seria fotografii – utworem jest bowiem performance.

W tej sprawie kluczowe było określenie przedmiotu  ochrony – mówił sędzia Jacek Sadomski uzasadniając orzeczenie. – Od początku powód wskazywał na działania artystyczne podjęte w odpowiedzi na ankietę Gutta. Nie chodziło więc o to, by zrobił sobie tylko zdjęcie. Fotografia była tylko nośnikiem materialnym utrwalającym pewne działania artystyczne zwane performancem. A to już podlega ochronie – podkreślił sędzia. I dodał, że takie działanie ma  koncepcję, która jednak nie musi trwale zapisana. Wystarczy, że są osoby trzecie, które chciały się z takim działaniem zapoznać. W tej sprawie Gutt chciał się z dziełem zapoznać.

 

Etyka a prawo do cytatu

- Sąd bardzo dobrze zrozumiał, co było utworem. Tu chodzi o performance, a Grzegorz Kowalski domagał się zakazu rozpowszechniania fotografii wyjętej z całego działania artystycznego – mówi Monika Zielińska, adwokat i pełnomocnik powoda. Grzegorz Kowalski dodaje, że ta sprawa ma wymiar etyczny. – To jest nadużycie, że pan Uklański zapożyczył sobie, a nawet przywłaszczył dzieło, by stworzyć swoje. W sądzie sprawiedliwości stała się zadość – mówi Grzegorz Kowalski.

Inaczej na sprawę patrzy Justyna Tokarzewska, pełnomocnik Piotra Uklańskiego. Wskazuje ona, że wyrok pomija rozróżnianie pomiędzy językiem sztuki a pojęciami normatywnymi, a ponadto pomija specyfikę przedmiotu fotografowanego i okoliczności wykonania fotografii. Grzegorz Kowalski był jednym z kliku uczestników „performance” wymyślonego i zorganizowanego przez Wiktora Gutta. Justyna Tokarzewska zauważa, że zapewne są tu walory artystyczne – koncepcja nałożenie kurzych wnętrzności na twarz jest oryginalna i nieoczywista. Ale jej zdaniem ani ta koncepcja ani sam udział w performance ani fotografia to dokumentująca utworem nie jest. Ponadto wskazuje na drugi precedensowy aspekt sprawy. - To pytanie o dopuszczalność zapożyczenia z utworu innego artysty. Czy cytat artystyczny zawsze narusza prawa osobiste innego twórcy?  Czy należy uwzględnić specyfikę sytuacji, w której zapożycza się jedną z fotografii dokumentujących działanie jednego z uczestników performance? Taka sprawa nie była jeszcze w Polsce rozpatrywana przez sąd - komentuje Justyna Tokarzewska. I zapowiada, że w imieniu Piotra Uklańskiego złoży kasację do Sądu Najwyższego.

Prof. Ryszard Markiewicz zauważa, że sąd mógł powiedzieć, że ochronie nie podlega fotografia, ale dzieło, które jest na niej uwidocznione. - To do sądu należy ustalenie, czy to, co zostało sfotografowane ma cechy indywidualnej twórczości, czy jest utworem. Bo to jest sprawa precedensowa. Tu fotograf tylko zrobił pstryk, a utworem jest to, co fotografował - mówi prof. Markiewicz.

Orzeczenie Sądy Apelacyjnego w Warszawie z 2 lipca 2019 r., sygn. VI ACa 1707/17