Od 1 stycznia 2020 roku płaca minimalna wzrośnie do 2600 złotych, czyli aż o 350 zł, a to dopiero początek. Rząd zapowiadał, że płaca ma jeszcze rosnąć dalej i na koniec 2020 roku pensja minimalna ma wynosić do 3000 zł, zaś w 2023 roku - 4000 zł. To fatalne prognozy dla szpitali.

Dyrektorzy szpitali podkreślają, że nie przemyślano ogromnych konsekwencji skokowego wzrostu płacy minimalnej. Jej podniesienie spowoduje w szpitalach dodatkowe wielomilionowe wydatki, na które te nie będą miały pieniędzy, w dodatku powiększą one już i tak rosnące straty lecznic.

Marek Wójcik z Związku Miast Polskich podaje, że nikt dokładnie nie wie, jakie wydatki wiążą się z podniesieniem płacy minimalnej od nowego roku, ale dodatkowe wydatki na ten cel trzeba liczyć w setkach milionów złotych.

- Podniesienie płacy minimalnej spowoduje efekt kuli śniegowej, bo to nie będzie kwestia tylko podwyższenia pensji dla pracowników zarabiających poniżej 2600 zł, ale zmieni się także wynagrodzenie innych grup zawodowych, by nie było takiej sytuacji, że osoba wykonująca prace niemedyczne zarabia tyle samo co personel medyczny - mówi Wójcik. - Jednak największe problemy będzie powodowała zmiana przepisów dotycząca tego, że od 1 stycznia 2020 roku dodatek stażowy nie będzie wliczany do wysokości wynagrodzenia, a to znaczy, że nie będzie można go także wliczyć do wysokości płacy minimalnej. Oznacza to kolejne duże wydatki.

Wójcik podaje taki przykład: jeśli w 2019 r. salowa zarabiała 2250 zł brutto, ponieważ ma 20 lat stażu pracy - dostawała 520 zł dodatku stażowego. A po 1 stycznia 2020 r, będzie musiała dostać 2600 zł wynagrodzenia zasadniczego oraz dodatkowo 520 zł dodatku stażowego, czyli w sumie 3120 zł brutto.

- Te wszystkie dodatkowe wydatki (w tym np. dodatek stażowy) oraz składki są po stronie pracodawcy - mówi Wójcik. - Pracownik od stycznia 2020 r. dostanie 870 zł brutto więcej, a pracodawca będzie musiał wydać o 1030 zł więcej. Szpitale nie dostaną na ten cel dodatkowych pieniędzy i te wydatki je pogrążą. Skoro nie mają już na czym oszczędzać, dlatego obawiam się, że dojdzie do przechodzenia na trzy czwarte etatu, by ograniczyć koszty. 

Ekspert podkreśla, że szpitale już na wynagrodzenia wydają nawet 80 proc. swoich budżetów.    

Dodatkowe miliony potrzebne na podwyżki

Bożena Grotowicz, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Bielsku Białej od 17 lat zarządza 240-łóżkowym szpitalem powiatowym. Dyrektor przyznaje, że dzięki kolejnym zmianom planu finansowego NFZ w 2019 r. i podniesieniu wycen niektórych świadczeń, udało  się wypracować zysk. Jednak najbardziej obawia się tego skąd w 2020 r. weźmie dodatkowe pieniądze na wydatki związane z planowanym wzrostem płacy minimalnej.

Grotowicz podała, że z powodu planowanego wzrostu płacy minimalnej, wzrosły dwukrotnie i więcej opłaty za opady medyczne, pranie, sprzątanie. Dyrektor wyliczyła, że w przyszłym roku będzie potrzebować ponad 2 mln zł, by podnieść pensje 109 najmniej zarabiającym pracownikom. Jednak liczy się z tym, że by zachować proporcje w siatce wynagrodzeń, będzie musiała podnieść także płace pozostałych pracowników, a wtedy wydatki wyniosą 8 mln zł.  

- Wynagrodzenia to jest teraz największy problem – mówi Grotowicz. - W moim szpitalu wynagrodzenia, łącznie z kontraktami lekarskimi, stanowią już ok. 67 proc. budżetu, ale są szpitale, gdzie ten wskaźnik wynosi powyżej 80 proc.

Szpitale powiatowe ze stratą - kredytują się u dostawców - czytaj tutaj>>

 


Salowa i fizykoterapeuta z taką samą pensją

Dyrektorzy szpitali podkreślają, że po znaczącym podwyższeniu płacy minimalnej pojawi się spłaszczenie siatki wynagrodzeń, co spowoduje roszczenia kolejnych grup zawodowych.

– Gdy po podniesieniu pensji minimalnej salowe będą zarabiać 2600 zł, to zaraz po podwyżki przyjdą np. fizjoterapeuci, których pensja podstawowa będzie na takim samym poziomie. Jeżeli dzisiaj ich podstawowe pensje różnią się o 800 zł, to po podniesieniu płacy minimalnej też będziemy musieli dać podwyżki innym grupom zawodowym, by te różnice zachować – wyjaśnia dyrektorów jednego ze szpitali. 

Dyrektor opowiada, że teraz księgowe otrzymują 2600 zł pensji podstawowej, a gdy podniosą pensję minimalną do tej wysokości, to "przyzwoitość wymaga, by innym pracownikom też podnieść pensje”. – To oznacza, że pozostałe 90 proc. pracowników zażąda proporcjonalnego wzrostu wynagrodzeń, czyli dla każdego z nich będziemy musieli, licząc z dodatkami, mieć ok. 1 tysiąca złotych więcej - mówi.

Dostawcy też przyślą wyższe rachunki

Po podniesieniu pensji minimalnej, zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych, wszyscy dostawcy współpracujący z placówkami medycznymi tacy jak: pralnie, firmy sprzątające, zewnętrzne laboratoria diagnostyczne, catering, firmy ochroniarskie - wystawią szpitalom wyższe rachunki za swoje usługi. 

Wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej podawał, że przez ustawowy wzrost wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne w 2019 r. w 10 szpitalach potrzebowano 5 mln złotych, by podnieść pensje pracownikom.

- Ale ze wzrostem wynagrodzenia minimalnego wiąże się także duży wzrost kosztów usług zewnętrznych. W skali miasta w 2019 r. potrzebowaliśmy na ten cel 33 mln złotych. Średnio 200 tysięcy na placówkę w miesiącu. Ewentualne podwyższenie płacy minimalnej, to będzie mocne uderzenie w bilanse szpitali - dodawał Rabiej.

Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych podkreślał, że dla większości podmiotów wzrost minimalnego wynagrodzenia będzie oznaczał destabilizację regulaminów wynagrodzeń i konieczność wzrostu płac dla wszystkich pracowników podmiotów oraz osób na kontraktach. - Te zmiany  spowodują również konieczność waloryzacji wartości umów zawartych na okres powyżej 12 miesięcy w oparciu o Prawo Zamówień Publicznych. W tym obszarze wzrostu odnotowujemy również skutki wprowadzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych – podkreślał Malinowski.