Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska: Za co powinno się wyróżniać liderów ochrony zdrowia?

Bartłomiej Chmielowiec: Idea nagradzania, a nie karania jest mi szczególnie bliska, gdyż taki powinien być cel, by szukać pozytywnych przykładów w systemie ochrony zdrowia, a nie tylko skupiać się na negatywach. Mamy do czynienia z wieloma dobrymi zjawiskami, a niestety w mediach na pewno jest więcej sytuacji, gdzie pokazywane są niedostatki systemu niż dobre praktyki.

Konkurs „Liderzy Zmian w Ochronie Zdrowia” zmienia sposób myślenia o ochronie zdrowia. Poprzez nagradzanie tych najlepszych menedżerów, promujemy najlepsze rozwiązania, ale także dajemy inspirację dla innych podmiotów i pokazujemy im w jaki sposób – czasami wcale nie wymagający dużego nakładu środków sposób -   można poprawić efekty leczenia.

 

Liderzy Zmian w Ochronie Zdrowia - konkurs dla menedżerów wychodzących poza schematy - czytaj tutaj>>

Czy zna Pan takie pozytywne przykłady zmian w zarządzaniu placówką medyczną, które poprawiły jakość leczenia czy obsługi pacjenta?

Czasami wystarczą proste zmiany, by poprawić sytuację pacjenta. Jeśli placówka zainwestuje w informatyzację i umożliwi np. zapisywanie się na wizyty online, to już jest duże udogodnienie dla chorych.

Równie ważne jest także zastosowanie w lecznicy narzędzi umożliwiających odwoływanie wizyt smsem, mailem czy telefonicznie. Placówki prywatne robią to już na dużą skalę, publiczne zaczynają się tego uczyć, a zapewnienie takiej komunikacji jest niezbędne dla poprawy jakości oferowanych usług.

Można pójść dalej i zadzwonić do pacjenta, by poinformować go, że zwolnił się termin na wizytę u specjalisty i może się do niego dostać za tydzień, choć termin miał za pięć miesięcy. To są małe zmiany, ale wielkie dla poprawy komfortu pacjentów.

 

Sporo jeszcze musimy zrobić, jeśli chodzi o kulturę obsługi pacjenta, niestety jest nadal przepaść między placówkami prywatnymi a publicznymi, dlatego w jednej z kategorii w konkursie będziemy wybierać „Organizacje przyjazne pacjentowi”.

Niestety tu faktycznie jest wiele do zrobienia. Pomyślmy tylko o tym, ile razy się zdarzyło, że weszliśmy do placówki publicznej, lekarz wstał, przywitał się z nami i zaprosił pacjenta, by usiadł, a ile razy byliśmy świadkami takiej sytuacji w prywatnych placówkach. Niestety w komercyjnych lecznicach taka obsługa pacjenta jest w zasadzie standardem, w publicznych ciągle jeszcze wyjątkiem.

Dużo do zrobienie jest także, jeśli chodzi o obsługę pacjenta w rejestracji w placówkach publicznych.  Na szczęście to się zmienia, dlatego warto w tym konkursie pokazać, że można inaczej, lepiej, przyjaźniej.

Dobrym przykładem tego, że świadczenia można zorganizować lepiej i gorzej są szpitalne oddziały ratunkowej. Są w Polsce takie, gdzie pacjent na przyjęcie czeka kilkanaście godzin, a są też takie, które są oblegane, a pacjent czeka na pomoc o wiele krócej.

Na długość czasu oczekiwania pacjenta w SOR wpływ ma m.in.: właściwa organizacja pracy, ale także właściwy dobór personelu.  Ważny jest także stały monitoring tego, jak praca jest zorganizowana. Takim pozytywnym przykładem, jeśli chodzi o zorganizowanie szpitalnego oddziału ratunkowego, jest szpital kliniczny należący do Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Tam wprowadzono system segregacji pacjentów, czyli tzw. triaż, zanim został on wprowadzony jako obowiązkowy przepisami prawa.  Tam też jest odpowiednio dobrany personel i wdrożone procedury związane z kolejnością obsługi pacjentów. Są wydzielone miejsca, gdzie pacjent może poczekać. Taki sposób organizacji sprawia, że ten SOR działa właściwie. To niestety nie jest standardem. Byłem w szpitalnym oddziale ratunkowym w jednym ze szpitali w Warszawie i tam  nie dość, że nie przeprowadzono Triażu i wszyscy pacjenci czekali razem na pomoc, to spędziłem tam cztery godziny. Inni chorzy siedzieli jeszcze dłużej.

Pamiętam także, że w tym szpitalu w Gdańsku porodówka była zorganizowana jak małe centrum dowodzenia. Na środku był kokpit pielęgniarski, w którym było kilka monitorów. Na nich było widać, co dzieje się w poszczególnych salach porodowych. Wszystkie  te sale były oddzielne dla każdej rodzącej. Wszystkie były świetnie wyposażone. Za kokpitem był trakt, który prowadził do sali operacyjnej, przeznaczonej tylko do cięć cesarskich. To  XXI wiek. Takie rozwiązania mamy w niejednym polskim szpitalu i dlatego warto, by nimi się chwalić właśnie w takim konkursie jak „Liderzy Zmian w Ochronie Zdrowia”.

Rozmawiała Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska