W przepisach ustawy z  26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi uregulowano sądowy tryb zobowiązywania do leczenia odwykowego. Sąd może zobowiązać osobę uzależnioną od alkoholu do podjęcia leczenia, jeśli zachodzą tzw. społeczne przesłanki. Są nimi powodowanie rozkładu życia rodzinnego, demoralizowanie małoletnich, uchylanie się od obowiązku zaspokajania potrzeb rodziny i systematycznie zakłócanie spokoju lub porządku publicznego.
Po wydaniu przez sąd postanowienia o zobowiązaniu do leczenia odwykowego, bardzo rzadko udaje się skutecznie wyleczyć osobę uzależnioną. System krytykują eksperci. Jednym z kontrowersyjnych postanowień ustawy jest przepis odnoszący się do maksymalnego okresu prowadzenia postępowania wykonawczego. Zgodnie z art. 34 ust. 1 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi obowiązek poddania się leczeniu trwa tak długo, jak tego wymaga cel leczenia, nie dłużej jednak niż 2 lata od chwili uprawomocnienia się postanowienia.


Po zmianie prawa trudniej leczyć alkoholików - czytaj tutaj>>

 

Odwyk przez dwa lata

Czy dobrze, że z przepisów wynika, że obowiązek leczenia odwykowego nie może trwać dłużej niż 2 lata? Po wydaniu przez sąd prawomocnego postanowienia o zobowiązaniu do leczenia, postępowanie należy umorzyć, jeśli mnie ten okres. Problemem jest to, że oczekiwanie na przyjęcie osoby uzależnionej do placówki niestacjonarnej lub stacjonarnej jest długotrwałe – wskazują zgodnie eksperci.

- Dwa lata szybko miną, jeśli przez pierwsze pół roku sąd da osobie uzależnionej czas na podjęcie dobrowolnej decyzji o terapii. Na początku, poza namawianiem osoby uzależnionej, nic się nie dzieje. Gdy leczenie nie zostaje podjęte, może być wszczęta procedura zmiany leczenia z systemu ambulatoryjnego na leczenie stacjonarne. Gdy takie orzeczenie zostanie wydane, to potem następuje szukanie miejsc, w których uzależniony miałby odbyć terapię. To trwa. To jest często czysta fikcja, że uzależniony jest zobowiązywany do leczenia – wyjaśnia Tomasz Śliwa, specjalista psychoterapii uzależnień, założyciel i kierownik poradni dla osób uzależnionych i ich rodzin „Pomocna Dłoń” w Szprotawie. Ekspert podkreśla, że alkoholizm to choroba przewlekła, stąd ograniczenie do 2 lat leczenia nie może się sprawdzić.

- Choroba nie minie po 2 latach. Założenie, że wyleczymy kogoś w ciągu 2 lat należy uznać za magiczno-życzeniowe – podkreśla kierownik poradni „Pomocna Dłoń”. - W naszej poradni pacjenci w zasadzie nie muszą czekać na termin przyjęcia. W niektórych miejscach, są długie kolejki oczekujących. Uzależniony musi podpisać kontrakt terapeutyczny, a więc zgodzić się na leczenie. Zobowiązanie do leczenia nie oznacza, że zostanie przymuszony siłowo. Gdy ktoś nie podpisze kontaktu i nie słucha terapeuty, to leczenie jest przerywane automatycznie. Sąd musi wtedy rozważyć, czy zmieni leczenie na stacjonarne, czy nie. W naszej okolicy jest np. mało łóżek do leczenia stacjonarnego. Zamiana na leczenie stacjonarne czasem nic nie da. Kolejka może trwać rok lub półtora roku – wskazuje psychoterapeuta uzależnień ze Szprotawy. 

 


Długie kolejki oczekujących

- Niestety praktyczne funkcjonowanie przepisów budzi poważne zastrzeżenia. Postępowanie wykonawcze w tych sprawach trwa maksymalnie dwa lata, a oczekiwanie na rzeczywiste umieszczenie osoby zobowiązanej w zakładzie lecznictwa odwykowego jest nieraz zbliżone do tego okresu. Średnia długość pobytu w szpitalu wynosi 5 tygodni i w tym czasie nie jest możliwe wdrożenie i przeprowadzenie skutecznej terapii odwykowej – zaznacza dr Agnieszka Ogrodnik-Kalita, adiunkt w Katedrze Prawa Publicznego w Instytucie Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autorka monografii "Uzależnienie od alkoholu jako przyczyna rozkładu pożycia małżeńskiego". Jak podkreśla wykładowca z UP z ostrożnych szacunków wynika, że w skali kraju około 70 etatów sędziów w sądach rejonowych i 1 etat w sądach okręgowych są poświęcane wyłącznie na postępowanie wynikające z omawianej ustawy.


Uzależnienie od alkoholu - czytaj tutaj>>

Alkoholizm to choroba

- Pytanie o skuteczność leczenia, które jest wynikiem nałożonego przez sąd obowiązku jest jak najbardziej zasadne. Już w uzasadnieniu do projektu aktualnie obowiązującej ustawy podkreślano, że preferowanym sposobem leczenia jest leczenie oparte na „dobrowolności kontaktów osoby wymagającej leczenia z instytucją leczącą”. Zasadą powinna być więc oczywiście dobrowolność leczenia odwykowego. Nie można się jednak nie oprzeć wrażeniu, że obowiązująca od ponad 30 lat ustawa w dalszym ciągu traktuje uzależnienie od alkoholu jako negatywną cechę czy defekt moralny, a nie jako chorobę – wskazuje dr Agnieszka Ogrodnik-Kalita.

Jak wskazuje Tomasz Śliwa osoba, co do której orzeczono leczenie stacjonarne nie ma stałego wsparcia od kuratora sądowego, który mógłby go nadzorować. W jego opinii to znaczny mankament obecnej regulacji.

- Przy leczeniu w systemie otwartym, kurator sądowy musi co miesiąc wykonać nadzór nad osobą uzależnioną. To ma sens. Z perspektywy osoby, która nie chce być namawiana na leczenie, to paradoksalnie bardziej korzystne jest, gdy skierowana zostanie na leczenie odwykowe stacjonarne, bo nie ma nadzoru kuratora i w ciągu 2 lat może nie doczekać się na miejsce w szpitalu – wskazuje Tomasz Śliwa.

- Gdy nałóg się pogłębia, a znam takie przypadki, to nawet i leczenie stacjonarne nic nie da. Czasami osoby uzależnione tak bardzo są zaawansowane w chorobie, że nie tylko znęcają się nad bliskimi i demoralizują dzieci, ale też wyprzedają jedzenie z lodówki, by mieć na alkohol. Wtedy jedyne co może mieć sens, to prowadzenie sprawy o znęcanie i orzekanie kary pozbawienia wolności. Sądy muszą mieć świadomość, że alkoholizm postępuje i niełatwo go zatrzymać – podkreśla psychoterapeuta ze Szprotawy.

Ratunek dla uzależnionych

Zdaniem Tomasz Śliwy brak jest holistycznego podejścia do leczenia alkoholizmu. Wskazuje, że byłoby dobrze gdyby sądy i terapeuci mieli zacieśnioną współpracę i mogli elastycznie decydować o leczeniu danej osoby. Podnosi, że w obecnym systemie jest wiele ograniczeń, które przeszkadzają w pomaganiu uzależnionym. Terapeuta ze Szprotawy podkreśla jednak, że nie raz leczenie może pozwolić na uratowanie życia uzależnionego, więc należy aktywnie działać, aby pomoc świadczyć.

- Wiele osób zapija się na śmierć. Jeśli nie zaburzają społecznego porządku, to procedura zobowiązania do leczenia się nimi nie zajmie. Dopóki nie mają objawów psychotycznych, to nie interesują one również psychiatrów. Tymczasem takie osoby powinny być przyjmowane do szpitali psychiatrycznych. Chodzi przecież o ratowanie życia tych ludzi – wskazuje były Dyrektor PARPA Krzysztof Brzózka. Jak podkreśla Krzysztof Brzózka w ciągu ostatnich 3 lat w Polsce o 300% wzrosła liczba zgonów spowodowanych zaburzeniami związanymi z używaniem alkoholu. Wylicza, że w 2018 r. zmarło z tego powodu blisko 3 tysiące osób.

- Mam świadomość, że system psychiatrii jest niewydolny, ale tym ludziom trzeba pomóc, by ratować ich życie. Musimy pamiętać, że choroba alkoholowa to schorzenie z grupy chorób psychicznych. Psychiatria powinna opiekować się tymi ludźmi – uzasadnia były Dyrektor PARPA.