Krzysztof Sobczak: W poprzedniej naszej rozmowie ocenił pan, że podejmowane od siedmiu lat próby osłabienia samorządu terytorialnego nie przyniosły jeszcze dużych zmian ze względu na ogrom aktów prawnych, które należałoby zmienić. Ale czy to nie jest tak, że ten proces jednak postępuje inną drogą, mianowicie poprzez odbieranie samorządom pieniędzy, a przynajmniej tych, których one są dysponentami?

Mirosław Stec: To słuszna uwaga, bo rzeczywiście obserwujemy taki proces. Do tego on jest bardziej intensywny od tego procesu odbierania po kawałku samorządom ich uprawnień. Czyli określone zadania w samorządzie pozostają, ale na skutek zmian w prawie finansowym, nie ma on na nie pieniędzy. Owszem dostaje je potem od rządu, ale to już są pieniądze rządowe, nie własne samorządu. To w istotny sposób zmienia te relacje.

 

 

Coś nie tak poszło w reformie samorządowej, że to jest możliwe?

Przyznaję, że część finansowa jest najsłabszym punktem tej reformy. Tworząc system ustrojowy samorządu terytorialnego nie zdecydowaliśmy się na dostatecznie jednoznaczne ukształtowanie systemu finansów komunalnych. Powstała taka swoista hybryda. W efekcie przez wiele lat była przedłużana taka specjalna ustawa o finansach jednostek samorządu terytorialnego, bo cały czas pracowano nad ustawą docelową. I w sumie tego docelowego modelu, odpowiadającego zestawowi zadań i kompetencji oraz systemowi terytorialnych władz państwowych, nie stworzono.

Czytaj w LEX: Wpływ sytuacji demograficznej na planowanie wieloletnie w jednostkach samorządu terytorialnego >>>

Czytaj w LEX: Wyodrębniona ewidencja księgowa dla projektów unijnych w JST >>>

 


Dlaczego?

Cały czas była obawa władz centralnych, by nie utracić panowania nad kasą państwa w takim rozmiarze, że władza centralna nie będzie mogła realizować tych zadań, do których jest zobowiązana. I dlatego stworzono system subwencyjny, który ma zapewniać samorządom fundusze na ich zadania, ale jednocześnie daje rządowi panowanie nad nimi. Ja w czasie prac nad tą reformą byłem i jestem obecnie zwolennikiem solidniejszego zabezpieczenia finansowego samorządów, ale nie jestem ekonomistą i nie miałem wtedy takiej pozycji, by to rozwiązanie przeforsować. Ja byłem za tym, aby od początku budować zasadniczy strumień dochodów samorządów jako dochodów własnych. A żeby przełożyć to na język konkretu, to proponowałem, by całe PIT i CIT były dochodami samorządów. To oczywiście musiałoby oznaczać, że inne transfery z budżetu państwa byłyby mniejsze, inaczej też musiałby wyglądać zestaw zadań samorządów. Tymczasem od początku wiele zadań samorządów było finansowanych za pośrednictwem tego instrumentu, który dzisiaj rozpanoszył się w sposób absolutny, czyli systemu dotacyjnego. I to, co właśnie teraz obserwujemy, to jest nie tyle demontażem ustrojowych zasad samorządu, w tym ustawowego demontażu finansów komunalnych, tylko ubezwłasnowolnianiem finansowym samorządu. Nadal obowiązują ustawowe udziały procentowe samorządów w przychodach z PIT i CIT, tylko na skutek obniżania przez rząd tych podatków, dochody samorządów maleją.

Czytaj: Senat za nowelizacją ustawy o dochodach samorządów, ale z uwagami>>

Czytaj w LEX: Nieprawidłowości w dokonywaniu zmian w planie dochodów i wydatków budżetu JST - przesunięcia między paragrafami klasyfikacji budżetowej >>>

Gdy na jednym z posiedzeń Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu samorządowcy atakowali za to rząd, jego przedstawiciel stwierdził, że to nieuzasadnione, bo przecież poprzez różne rządowe programy otrzymują tyle samo, a może nawet więcej.

Nawet jeśli tą drogą otrzymują tyle samo, co samorządowcy negują, to jednak nie jest to to samo. Bo rząd obniżając lub zwalniając różne grupy z podatku PIT czy CIT obniża samorządom dochody własne, a w to miejsce przekazuje ewentualnie dotacje. To jest jakościowa i ustrojowa różnica. To jest sposób myślenia i działania, który absolutnie stoi w poprzek zasadzie decentralizacji. Bo ona oznacza, że się ma własne dochody, którymi się dysponuje i za które się odpowiada. Nie realizuje się zadań wskazanych i finansowanych przez rząd, poprzez dotacje. A teraz mamy właśnie do czynienia z budowaniem systemu dotacyjnego, gdzie dotacje celowe są związane z realizacją określonych zadań, na przykład słynny fundusz drogowy. Gdzie po prośbie samorządy idą do rządu i kto ma lepsze dojście i koneksje, ten dostaje więcej.

Czytaj w LEX: Dochody własne j.s.t. - podatki lokalne - KOMENTARZ PRAKTYCZNY >>>

Czytaj w LEX: Realizacja dochodów i wydatków przez jednostki budżetowe >>>

Tu warto przypomnieć, że przed poprzednimi wyborami samorządowymi premier powiedział wprost, że samorządy, które po wyborach będą umiały współpracować z rządem, mogą liczyć na większe dotacje z różnych centralnych programów. I dotrzymał słowa.

To jest klasyczny system kliencki, który powoduje, że tak naprawdę władza samorządowa orientuje się nie na mieszkańców, ani na to by pozyskiwać środki w drodze aktywizacji gospodarczej i umiejętnego wykorzystania potencjału istniejącego w lokalnej społeczności, tylko na relacje z polityczną władzą centralną. By zdobywać fundusze w Warszawie. To jest absolutnie sprzeczne z modelem samorządu, który my dwadzieścia parę lat temu budowaliśmy.

Czytaj: MF: Pierwsze półrocze samorządy zakończyły nadwyżką budżetową>>

To już idzie w jedną stronę, w kierunki coraz większej centralizacji, czy ten trend jeszcze może się odwrócić.

Ta ekipa rządząca obecnie tego nie odwróci, bo właśnie taki jest jej program i cel. Tylko zmiana władzy może to zatrzymać. Na szczęście opozycja w kampanii wyborczej, która już faktycznie trwa, mówi o przywracaniu roli i pozycji samorządu terytorialnego. Ale ona musi najpierw wygrać wybory i potem to zrobić. To nie będzie trudne, bo wystarczy stosować się do zapisanych w konstytucji i ustawach zasad. Ale to tylko na początek, bo za tym powinna pójść zasadnicza reforma finansów publicznych. To nie będzie łatwe, ale przy dzisiejszej sile samorządu, który naprawdę nauczył się rządzić na swoim terenie, trzeba to zrobić. Bo nie ma wątpliwości, że te pieniądze będą we właściwy sposób zagospodarowane. Ja pamiętam, jak w latach 90. podczas prac nad reformą przedstawiciele administracji rządowej zgłaszali taką wątpliwość, czy te projektowane samorządy poradzą sobie z tak dużą samodzielnością, w tym finansową. Teraz chyba nikt nie ośmieli się używać takich argumentów.

Czytaj w LEX: Uwarunkowania prawne i wydatki samorządów w zakresie potrzeb rozwojowych pracowników ośrodków pomocy społecznej >>>

Czytaj w LEX: Prawne i ekonomiczne aspekty samorządowego długu publicznego w perspektywie długookresowej >>>

 

Obawiam się, że przedstawiciele partii obecnie rządzącej tak właśnie uważają, bo przecież starają się jak najwięcej samodzielności i pieniędzy samorządowi odebrać.

Racja, to jest ten sposób myślenia. Mylny i nieprawidłowy, bo fakty temu przeczą. Samorządy potrafią świetnie gospodarować posiadanymi funduszami, a najlepszą szkołą w tym zakresie jest przynależność do Unii Europejskiej i te ogromne środki, które trafiły właśnie do samorządów. I one doskonale sobie z tym radzą, znacznie lepiej niż struktury rządowe. Nikt nie mówi, że samorząd coś zmarnotrawił, nie wykorzystał, a takie właśnie zarzuty padają wobec wielu programów rządowych, na przykład kolejowych.
Ja nie mam wątpliwości, że gdybyśmy przeprowadzili taką rewolucję, bo to byłaby rewolucja, i przyznali samorządom rzeczywistą i pełną samodzielność finansową, to byłoby to z korzyścią dla społeczeństwa i państwa. To oczywiście musiałoby się wiązać z jednoczesnym uporządkowaniem budżetu państwa, który byłby wtedy mniejszy, ale dostosowany do tych zadań, które samorządowymi nie są i nie mogą być. Ale na przykład oświata może być w całości zarządzana i finansowana przez samorząd.

Jest pan optymistą, że jeszcze zaświeci słońce nad samorządem?

To będzie zależało od tego, kto wygra najbliższe wybory samorządowe no i czy ta ekipa będzie miała taką wolę polityczną. Sam werbalny przekaz, że jesteśmy za samorządem, że chcemy go wzmacniać, to za mało. Ale nawet na tym poziomie oczekiwałbym od polityków jednoznacznych deklaracji, że na przykład nie będzie w przyszłości takich funduszy jak choćby te na budowę „Orlików”, z okresu rządów Platformy Obywatelskiej i PSL. Owszem, boiska w gminach i miasteczkach są potrzebne, ale powinny je budować gminy z własnych dochodów, a nie z „prezentów” od rządu. Podobnie było z drogami „schetynówkami”. To oczywiście nie miało takiej skali jak te podróże polityków obecnie rządzących, którzy przy różnych okazjach, a szczególnie przed wyborami jeżdżą po kraju i rozdają samorządowcom tekturki z wypisanymi kwotami dotacji na różne cele, ale też było psuciem istoty samorządu. Te przykłady z okresu sprzed 2015 roku pokazują, że to negatywne zjawisko ma dłuższą historię.

Władza centralna niezależnie od znaku ma taką tendencję, by pokazywać, jaka jest dobra, jak dba o obywateli, jak zaspokaja ich potrzeby. No i te tekturki – niby czeki z kwotami dotacji mają o tym świadczyć.

I to jest nieporozumienie i niezrozumienie istoty podziału zadań i uprawnień. Władza centralna ma dostatecznie dużo swoich zadań, które tylko na tym poziomie można realizować i nie musi wchodzić w kompetencje samorządu.

Czytaj w LEX: Miemiec Marcin, Rec.: A. Niezgoda, Podział zasobów publicznych między administrację rządową i samorządową >>

Nie musi, ale chce mieć kontrolę nad kasą, o czym już pan wspominał. A ja dodam, że tekturki w dotacjami lepiej sprzedają się wyborczo niż zapowiedź uzdrowienia służby zdrowia czy naprawa systemu emerytalnego.

Niestety, tak jest. W porządku, jakieś formy wsparcia inwestycji lokalnych są uzasadnione, ale sprawy lokalne powinny być załatwiane na tym poziomie. I lepiej, by nie było to wsparcie finansowe, a raczej w formie projektów, doradztwa, dobrego oprzyrządowania prawnego. A jeśli chodzi o realizację, to nie w postaci transferu pieniędzy z takiego czy innego ministerstwa do budżetu jednostki samorządu terytorialnego.