Do stwierdzenia, że w imię zdobycia nowego produktu dochodzi do masowego łamania obostrzeń nie potrzeba wytrawnego detektywa. Widać to na licznych filmikach w mediach społecznościowych. Wątpliwości budzi tak etyczność, jak i zgodność z prawem akcji promocyjnej, która w środku pandemii spowodowała masowe wycieczki dzieci do sklepów. Zwłaszcza gdy sytuację porównać do jesiennych protestów przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, gdy policja i prokuratura z pełną surowością podchodziły do osób organizujących demonstracje oraz biorących w nich udział i to nie zważając czasem na ich niepełnoletniość.

Czytaj w LEX: Wolność zgromadzeń w czasie epidemii >

Czytaj: Karać za zgromadzenia? Są wytyczne dla prokuratorów>>

Lodowa histeria

O tym, że moc YouTube i youtuberów jest ogromna wiadomo nie od dzisiaj. Chętnie też z tego korzystają producenci - o czym świadczą liczne filmiki i kanały, na których dzieci i dorośli testują choćby zabawki. Szaleństwo "papierków po lodach" zdaje się jednak przechodzić wszelkie granice. Choć jak wskazują rozmówcy Prawo.pl, wytłumaczeniem może być fakt, że grupą docelową w tym przypadku są dzieci w wieku od ośmiu do dwunastu lat.  

- W moim otoczeniu prawie każdy chce mieć te lody bo i większość moich kolegów i koleżanek obserwuje tych youtuberów. Papierki też mają swoją wartość. Na forach, grupach dzieciaki wymieniają się informacjami gdzie, w którym sklepie można je jeszcze kupić. Najlepsze są w tym momencie sklepy osiedlowe. Niektórzy moi koledzy wykupują tyle, ile się da - mówi jedenastolatek z warszawskiej Ochoty.

On sam w wyścigu "za lodami" nie uczestnicy bo nie jest fanem akurat tych youtuberów, ale jak sam przyznaje, rok temu był gotowy czekać w gigantycznej kolejce by kupić bluzę z logo ulubionego didżeja.  

- Mojemu siostrzeńcowi się udało, zjadł loda, a papierek zatrzymał, twierdząc, że z jego sprzedaży sfinansuje sobie studia – mówi ciotka dziesięciolatka. Po prawdzie w dobie dużej inflacji papierek może okazać się całkiem trafioną inwestycją, bo ceny papierka na Allegro sięgają 200 tys. zł, ale jak będzie z popytem, to już trudno powiedzieć.

 


Influencer jak flecista z Hameln

W ocenie prawników czas zastanowić się, czy nie unormować braków w etyce reklamy czy biznesu. - Ta sytuacja pokazuje w gruncie rzeczy istotę czasów, w których żyjemy. Człowiek nie jest tylko i wyłącznie odbiorcą reklamy, ale jest traktowany przez producentów rozmaitych dóbr, jako przedmiot. Trochę się zatraciliśmy w wielu sprawach, ale też jako uczestnicy w obrocie gospodarczym - mówi adwokat Joanna Parafianowicz. - Jesteśmy w bardzo szczególnym czasach, bo pandemia jest dla większości z nas nowym i wyjątkowym doświadczeniem. Sytuacja jest trudna dla wszystkich i tych, którzy te lody produkują ale i tych, którzy je jedzą. Myślę, że w pogoni za tym żeby jakoś się utrzymać na rynku wiele firm przekroczyło granicę dobrego smaku, a może i prawa i robią to przy totalnym akompaniamencie swoich klientów - dodaje.

W jej ocenie należałoby się więc zastanowić, czy jest to etyczne by reklamę kierować do osób, które nie mają w pełni wykształconych mechanizmów obronnych jeśli chodzi o psychikę i emocje. - I mówię to nie tylko z punktu widzenia prawniczki ale i rodzica. Moja młodsza córka ogląda reklamy w telewizji, których adresatem są dzieci. Są to reklamy, które pokazują zupełnie wyimaginowaną rzeczywistość, np. sceny z udziałem zabawek, które następnie rodzic ma kupić. Dzieci, co jest oczywiste nie potrafią przełożyć tego na rzeczywistość. I wydaje mi się, że pewne restrykcje jeżeli chodzi o reklamę, w odniesieniu do tego, kto ma być jej adresatem i kto bierze w niej udział, powinny zostać wprowadzone. Tym bardziej jeśli ustawodawca chce uchodzić za takiego, który opiekuje się najmłodszymi członkami społeczeństwa - wskazuje.

Zobacz linię orzeczniczą w LEX: Legalność kar nakładanych za naruszenie ograniczeń związanych ze stanem epidemii >

 

Covid-19 dołączony do zestawu

Kolejną, równie istotną, kwestią jest czas akcji promocyjnej - bo nadal obowiązują koronawirusowe obostrzenia. Tu warto przypomnieć wytyczne prokuratury związane z ubiegłorocznymi protestami dotyczącymi wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Śledczy rozpatrując takie sprawy mieli brać pod uwagę art. 254 Kodeksu karnego - dotyczący nielegalnego zbiegowiska, które może skutkować śmiercią lub ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu (za co grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia) i art. 165 Kodeksu karnego - dotyczący sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, albo dla mienia w wielkich rozmiarach z powodu zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej (za co grozi nawet do ośmiu lat więzienia).

Rozmówcy Prawo.pl nie mają wątpliwości, że taka reklama podobnie jak akcje promocyjne skutkujące tłumami w sklepach mogą prowadzić do zagrożenia epidemiologicznego. - Przyznam, że zjawisko walki o lody, a w zasadzie o papierki po nich i to trakcie pandemii jest niecodzienne, ale i interesujące z prawnego punktu widzenia. Sądzę, że producent nie zakładał aż tak dzikiego popytu – bo nie sposób oczekiwać po producentach i właścicielach sklepów daru jasnowidzenia. Natomiast, jeśli tak się już zdarzyło, to powinien wziąć na siebie tę odpowiedzialność i zrezygnować ze stacjonarnej sprzedaży tych towarów. Czasy są jakie są, więc spokojnie można przenieść ich sprzedaż  do Internetu - mówi adwokat Andrzej Zorski, z kancelarii Pilawska Zorski Adwokaci.

I dodaje, że nie chciałby być na miejscu tych podmiotów, jeśli takie kolejki za lodami staną się ogniskami zarażeń. - Choć rozpatrywanie ich odpowiedzialności na płaszczyźnie prawnokarnej wydaje się raczej wątpliwe, to na pewno nie można wykluczyć prób przedstawiania im zarzutów z art. 165 Kodeksu karnego, czyli spowodowania szerzenia się zagrożenia epidemiologicznego, jeśli nie wycofają się z tradycyjnej dystrybucji towarów - mówi.

 

Nie będzie kary za lokowanie produktu

Jak mówi Prawo.pl prof. Robert Suwaj z Politechniki Warszawskiej, adwokat w kancelarii Suwaj, Zachariasz Legal, pociągnięcie do odpowiedzialności zachęcającego do zakupu lodów youtubera raczej się nie uda. - To reklama, trudno tu uznać, ze ktoś zachęcał do łamania obostrzeń i do jakichś nielegalnych zachowań. Odpowiedzialność ponieść może sklep, gdzie nie dopilnowano, by klienci przestrzegali przepisów rozporządzenia - mówi.

Tego samego zdania jest radca prawny Jakub Kowalski, wspólnik w Kancelarii Radców Prawnych Mirosławski, Galos, Mozes sp.j. - Jeżeli osoby przychodzące do sklepu - niezależnie od tego czy kupić chleb i mleko czy produkt, który nie jest produktem pierwszej potrzeby, nie przestrzegają przepisów rozporządzenia epidemicznego, to one ponoszą konsekwencje – mówi. - Jeżeli w sklepie dojdzie do przekroczenia dozwolonej liczby osób, a prowadzący sklep nie będzie mógł wykazać, że podjął odpowiednie działania, by temu przeciwdziałać, to również on może zostać ukarany – tłumaczy. Dodaje, że do sklepowych kolejek nie stosuje się przepisów dotyczących zgromadzeń, bo nie wpisują się w tę definicję.

Mecenas Kowalski również podkreśla, że zastosowanie art. 165 kk w przypadku osoby reklamującej produkt jest raczej niemożliwe. - Trzeba byłoby udowodnić, że taka osoba miała świadomość, jak bardzo rekomendacja odbiera jego widzom trzeźwy ogląd sytuacji. To mógłby być bardzo niebezpieczny precedens, który można by wykorzystać przeciwko temu, kto poruszy w internecie bulwersującą sprawę i zainspiruje pośrednio demonstrację – tłumaczy. - W mojej ocenie jest istotna różnica między nawoływaniem "spalmy trybunał" a puszczeniem w przestrzeń wirtualną hasła "ten wyrok to skandal, coś z tym zróbmy". I podobnie w przypadku reklamy. "Musisz to mieć" to (bardziej lub mniej zawoalowany) przekaz z każdej reklamy, ale jednak nie sprawia to, że dzieci gremialnie kradną np. klocki lego ze sklepów a dorośli samochody z salonów – uważa prawnik.

Walka o zadośćuczynienie raczej trudna

Na niepowodzenie skazane mogą być też próby wystąpienia o odszkodowanie i zadośćuczynienie na drodze cywilnej – tu w grę wchodzą kwestie dowodowe. Mecenas Zorski podkreśla, że w polskim systemie prawa cywilnego musi istnieć bardzo wyraźny związek przyczynowo – skutkowy pomiędzy działaniem - czyli w tym przypadku miedzy reklamą i akcją promocyjną a szkodą, czyli zarażeniem koronawirusem.  

- Z udowodnieniem w tym wypadku byłoby niezwykle trudno. Niezależnie od kwestii epidemii jestem natomiast przekonany, że jeśli ta sytuacja będzie trwała nadal, to posypie się wiele innych rodzajowo aktów oskarżenia – o pobicie, naruszenie nietykalności cielesnej, zniesławienie czy nawet oszustwo, jeśli ktoś np. odsprzeda „falsyfikat” opakowania. Część z filmików już takie podstawy z pewnością daje - wskazuje jednak.

W podobnym tonie wypowiada się zresztą mecenas Parafianowicz. - Stwarzanie sytuacji zagrożenia to podjęcie pewnych konkretnych organizacyjnych działań zmierzających do tego by zgromadzić ludzi w jednym miejscu. Tymczasem reklama może przynieść taki skutek ale nie musi. Trudno więc w tym przypadku ustalić związek przyczynowo- skutkowy - mówi.

Rodzic odpowiada za przestrzeganie obostrzeń

Oczywiście, jak w każdym przypadku dotyczącym zachowania dzieci, pojawi się sakramentalne pytanie: gdzie są ich rodzice. Gdziekolwiek by nie byli, powinni pamiętać, że również mogą ponosić odpowiedzialność za łamanie obostrzeń przez swoje dzieci.

- Mając na uwadze art.  Art. 116 par. 2  kw rodzice są osobami, które sprawują pieczę nad dzieckiem i są oni zobowiązani do tego, aby osoba najmłodsza zastosowała się do określonych zakazów oraz nakazów – przypomina adwokat Monika Horna-Cieślak - Ta regulacja powoduje, że to osoba sprawująca pieczę jest osobą egzekwującą, pilnującą aby dziecko przestrzegało określonych nakazów oraz zakazów – mówi. W tym również obowiązku noszenia maseczek lub zachowywania odległości od innych osób. A to – jak widać po filmach na TikToku – dość poważny problem przy sklepowych bitwach.

Jak dodaje mec. Horna-Cieślak, egzekwowanie od nastolatków, by przestrzegali obostrzeń może być trudne, co będzie oczywiście miało wpływ na ocenę, czy doszło do popełnienia wykroczenia. Za mocno wątpliwe prawnie uznaje też gromadzenie się dzieci w celu zakupu lodów, podkreśla, że to zupełnie inna sytuacja niż jesienne protesty przeciwko wyrokowi TK, w których brała udział młodzież i, za które próbowano niektórym postawić zarzuty, również z art. 165 kk. Zgromadzenie publiczne charakteryzuje się tym, że osoby zebrane spotykają się celem wspólnych obraz lub celem wyrażenia swojego stanowiska. Zgromadzenia publiczne były możliwe ale pod ściśle określonymi warunkami. Natomiast gromadzenie się dzieci w przypadku zakupów lodów nie jest zgromadzeniem publicznym – tłumaczy i podkreśla, że z tego powodu jest ono całkowicie zabronione.