Grzegorz Miśta jest kierownikiem zespołu kuratorskiej służby sądowej w Sądzie Rejonowym w Trzebnicy, pedagogiem resocjalizacyjnym.
Patrycja Rojek-Socha: 30 września br. kuratorzy, sędziowie, byli skazani i ich bliscy, prawnicy, funkcjonariusze Służby Więziennej pobiegną w I edycji Yellow Ribbon Run w Polsce. Skąd pomysł przeniesienia tej inicjatywy do naszego kraju?
Grzegorz Miśta: Od 25 lat wykonuję zawód kuratora sądowego, zatem jednym z moich zadań służbowych jest wspieranie tych, którzy odbyli karę pozbawienia wolności w ich powrocie do społeczeństwa. I to nie jest łatwy proces, także z powodu tego, jak takie osoby są nadal przez nasze społeczeństwo postrzegane. Jedna negatywna historia, np. popełnienie przez byłego osadzonego zbrodni w warunkach recydywy, może przesłonić nawet setki historii sukcesu. Nie chodzi o to, by nie dostrzegać ryzyk, ale by widzieć problemy w sposób adekwatny i nie stosować odpowiedzialności zbiorowej. Dlatego potrzebujemy takich akcji, by pokazać, że jeden popełniony w przeszłości błąd nie powinien ważyć na całym życiu, tym bardziej jeśli kara została już odbyta. Skoro umawiamy się jako społeczeństwo, że kara za dany czyn ma trwać określony czas i polegać na pozbawieniu wolności, to nie zabierajmy tym ludziom godności i prawa do życia w społeczeństwie na dłuższy czas. Problem stygmatyzacji jest obecny w przestrzeni społecznej, choć historie stygmatyzowanych bywają ciche i pomijane. To, że tego dnia pobiegniemy razem — w jednakowych koszulkach, będzie symbolem pokazującym, że wszyscy razem tworzymy społeczeństwo i że w naszym wspólnym interesie jest, by relacje międzyludzkie były dobre. Człowiek odrzucony przez społeczeństwo traci szanse na takie relacje.
Trudno jest żyć "na wolności" po odbyciu kary?
Powiem tak: przygotowania do Yellow Ribbon Run pokazały mi, że nawet bardziej, niż jako doświadczony kurator myślałem. Oczywiście miałem świadomość stygmatyzacji, problemów ze znalezieniem pracy, odbudowaniem więzi rodzinnych, poradzeniem sobie z uzależnieniami przez osoby, które były skazane. Jednym z wydarzeń YRR, które przygotowujemy, jest instalacja audio z osobistymi historiami osób z doświadczeniem powrotu do społeczeństwa po odbyciu kary więzienia. I te nagrane przez nas historie są bardzo mocne, raczej smutne. Pokazują zderzenie między potrzebą zmiany a realnymi możliwościami. Okazuje się, że zamiast być coraz łatwiej z każdym dniem oddalającym od chwili przekroczenia więziennej bramy, jest coraz trudniej. Jak ciężki jest stygmat osoby „osadzonej". Ich kara się nie kończy.
W założeniu fakt odbycia kary powinien zamykać sprawę?
Oczywiście. Choć rozumiem, że wymaga to edukacji i zmiany społecznego podejścia. Wciąż jesteśmy społeczeństwem mającym oczekiwanie punitywnego modelu reakcji na przestępstwo. Nie bez powodu tę potrzebę lubią wykorzystywać politycy. Wszyscy chcemy się czuć bezpieczni. Każda krzywda, zwłaszcza wyrządzona najsłabszym, np. dzieciom, uruchamia w nas silną potrzebę rozliczenia zła. Być może w ten sposób chcemy też uspokoić własne sumienie. Nie przeszkadza nam, że kary odbywane są w niehumanitarnych warunkach, że cele są małe. Kara powinna boleć. Jednak większość kar nie trwa bardzo długo. Tysiące ludzi każdego roku wychodzi z więzienia. W naszym interesie powinno być, by się wśród nas odnalazły. Dzięki postępowi technicznemu — np. możliwości obrazowania mózgu — mamy dziś wiedzę, jakie warunki sprzyjają rozwojowi ludzkiej empatii. Trauma nie leczy. Wręcz przeciwnie. Więzi z rodziną mogą leczyć. Kontakt ze sztuką może leczyć, naprawiać. Opłaca nam się jako społeczeństwu, by osoby opuszczające więzienia były bardziej empatyczne, a nie mniej. I organizując Yellow Ribbon Run właśnie chcemy na to zwracać uwagę. Że most musi być osadzony na obu brzegach rzeki. I tym drugim brzegiem jest społeczeństwo, które nie może zamykać powrotu zagubionym. Inną kwestią, dla której pobiegniemy, jest sytuacja rodzin osób osadzonych. Mamy XXI wiek, rzeczywistość zmieniła się w tak wielu obszarach. Lepiej rozumiemy swoje prawa, mamy łatwy dostęp do wiedzy, do rozwiązań technologicznych. Aspirujemy do najbogatszych krajów świata zrzeszonych w elitarnym klubie G20. A nadal nie potrafimy zadbać o prawa dzieci osadzonych, które — choć nie ponoszą winy — dzielą karę z rodzicami, będąc pozbawionymi możliwości bezpiecznego kontaktu z nimi. Dla mnie czymś niezrozumiałym jest to, że nadal dzieci osób osadzonych nie mają odpowiednich, spełniających ich potrzeby warunków, by się z nimi spotykać. Widzę dobre zmiany, ale trzeba wciąż upominać się o to, by zakłady karne były mniejsze, by kwestie zabezpieczeń technicznych nie determinowały tak mocno braku możliwości rozmowy, bliskości emocjonalnej, wspólnej zabawy dziecka z rodzicem przebywającym w więzieniu. Jeśli tego nie rozwiążemy, narażamy przyszłych dorosłych na konsekwencje niezaspokojonych podstawowych potrzeb z okresu dzieciństwa. Na Yellow Ribbon Run zaprezentujemy wystawę fotografii artystki z Berlina, która sama będąc córką osoby odbywającej długoletni wyrok w więzieniu, dzieli się z nami swoją perspektywą. Sama inicjatywa Yellow Ribbon Run — przypomnę — zrodziła się w Singapurze w 2004 roku, tam w takim biegu biorą udział tysiące ludzi. My jesteśmy na początku drogi.
Cena promocyjna: 233.1 zł
|Cena regularna: 259 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 181.3 zł
Dlaczego readaptacja jest tak ważna?
Bo to się nam opłaca. Bo to jest droga do bezpieczniejszego świata. Bo inkluzja jest lepsza od wykluczenia. Bo odrzucony przez społeczeństwo człowiek będzie poszukiwał identyfikacji z destruktywnym środowiskiem innych odrzuconych. A to droga do świata przestępczego, do zaspokojenia potrzeb życiowych na skróty, do realizacji potrzeby przynależności i akceptacji w alternatywnych środowiskach. Mówiąc wprost — tworzenie dobrych warunków do tego powrotu osoby, która zakończyła odbywanie kary, do życia w społeczeństwie to sensowna inwestycja. Jeżeli taka osoba pracuje, ma rodzinę, perspektywę normalnego życia, to jest szansa, że nie powtórzy destrukcyjnych wzorców zachowań, które ją doprowadziły np. do zakładu karnego. Obecnie wskaźniki recydywy są w Polsce na poziomie około 50 proc. Powinniśmy dążyć do tego, by były niższe.
Wskaźniki recydywy na poziomie 50 proc., czyli w jakiej kondycji jest w Polsce readaptacja?
Odpowiedź jest złożona. Oczywiście można powiedzieć syntetycznie, że wciąż nie jest dobrze, ale — powtarzam — diagnoza nie jest prosta, bo i czynników wpływających na taki, a nie inny stan readaptacji skazanych w Polsce jest wiele. Zacznijmy od tego, że zasady, które wprowadziliśmy do kodeksów karnych w latach 90., dostosowując w ramach naszej transformacji ustrojowej polskie prawo do standardów demokratycznego państwa prawa — jak np. zasada indywidualizacji, zasada readaptacji, zasada udziału społeczeństwa w wykonywaniu kar — przyjęły się w sposób szczątkowy, a czasem iluzoryczny.
Dlaczego?
W latach 90. polskie zakłady karne otworzyły się na organizacje pozarządowe. W więzieniach pojawili się ludzie spoza systemu. To zmieniało nie tylko warunki funkcjonowania osadzonych, ale też kulturę organizacji penitencjarnej. System stawał się mniej dychotomiczny. Malało napięcie na osi my — wy, reprezentujący państwo funkcjonariusze publiczni — osadzeni. To jest według mnie brakujący element. W takich warunkach rozwijała się np. działalność stowarzyszenia Patronat. Kodeks karny wykonawczy w części ogólnej w art. 38 tworzy fundament do współpracy zarówno służb państwowych, jak kuratorska służba sądowa i służba więzienna, jak i organizacji społecznych. I tej współpracy jest bardzo mało. Nadal działamy w trybie „oaz dobrych praktyk", a nie współpracujemy ściśle w ramach wypracowanych projektów, w tym ogólnopolskich. Często opieramy się na zaangażowaniu, pasji, relacjach pojedynczych osób, które funkcjonują i wchodzą ze swoim zaangażowaniem, talentem w konkretną przestrzeń, a nie na rozwiązaniach, które są naturalne, powinny być wypracowane i oczywiste dla każdego, kto w tym systemie funkcjonuje. Kiedyś z moim stowarzyszeniem kuratorskim byłem w Niemczech na konferencji i opowiadaliśmy o jednym z naszych projektów. Niemcy skomentowali — fajne rzeczy robicie, my też się staramy takie robić, ale my to robimy w pracy, a nie po pracy.
Działają też w Polsce rady terenowe do spraw społecznej readaptacji, tyle że brakuje im realnych narzędzi. I znowu opierają się na osobistym zaangażowaniu konkretnych osób. Od lat mówi się o potrzebie zmiany przepisów określających funkcjonowanie rad terenowych. Powinniśmy to zrobić.
Cena promocyjna: 233.1 zł
|Cena regularna: 259 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 181.3 zł
A jeśli chodzi o samą pracę z podopiecznymi?
Ja jestem kuratorem sądowym. Reprezentuję zatem jedną ze służb publicznych skierowanych na ten „odcinek frontu". I tu problemem jest np. przeciążenie kuratorów. Bo jeśli kurator zawodowy ma w swoim referacie ok. 200 podopiecznych, to w jaki sposób ma im towarzyszyć w zmianie i adaptacji do warunków wolnościowych, jak wchodzić z nimi w relacje, reagować na potrzeby, kryzysy itd. To przecież wymaga czasu. Dane porównawcze z raportu Space II Rady Europy jasno wskazują, że polscy kuratorzy sądowi są najbardziej w Europie obciążeni zadaniami. Więc ta służba jest niewydolna. Brakuje narzędzi, powinniśmy wprowadzić warunki do pracy metodami, których skuteczność została zweryfikowana w badaniach naukowych. Nie wystarczy powiedzieć ludziom, jak mają się zachować. Trzeba im pomóc nauczyć się określonych zachowań. Hasło przedostatniego światowego kongresu kuratorskiego brzmiało: No one left behind. Building the social capacity. I tak się dzisiaj w światowej probacji podchodzi do pracy z podopiecznymi, dostarczając służbom tzw. correctional skills.
Zaczęliśmy mówić o zmianach kodeksów. Tu warto przypomnieć, że zmiany wprowadzone choćby w 2023 r. mocno zaostrzyły kary. Ale nie tylko, zmienił się art. 53 dotyczący wymiaru kary. Nasz system karny jest przygotowany do zmian, które następują choćby w przestępczości?
Myślę, że to kolejny problem, na który zbyt rzadko zwraca się uwagę. Przykładowo Polska jest krajem, który jest rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę wymierzanych skazanym kar ograniczenia wolności. To pokłosie afery Amber Gold. Chcąc wyeliminować ujawniony wtedy problem tzw. „wielokrotnych zawiasów", ukierunkowaliśmy politykę karną na kary ograniczenia wolności. W efekcie skazany zamiast 5 wyroków w zawieszeniu na raz ma czasami 10 kar ograniczenia wolności. Jeżeli efektywność tych kar jest niska (a jest), to mamy problem przerzucony z jednego ogródka do innego. I nadal mnóstwo ludzi trafia do więzienia, tyle że w ramach kary zastępczej. Jeżeli sobie uświadomimy, że w Anglii i Walii, w których mieszka około 56 milionów obywateli — wykonuje się około 14 tysięcy kar ograniczenia wolności wobec naszych 130 tysięcy, to widać, że różnica jest ogromna. Na pewno istotna jest też kwestia diagnozy przedsądowej i profilowania oddziaływań — nie tylko co do rodzaju kary, ale też co do jej wymiaru albo nasycenia dodatkowymi elementami. Potrzebujemy elastyczności i indywidualizacji. Kierunek na generalne zaostrzanie kar to ślepa ulica. Na końcu tej drogi i tak jest ściana.
Największe wyzwania?
Myślę, że powinniśmy chyba zacząć jednak od opracowania strategii. Określić, jaki efekt i kiedy chcemy osiągnąć, jakimi narzędziami. Mieliśmy strategię modernizacji przestrzeni sprawiedliwości na lata 2014–2020, ale ani nie była zbytnio znana, ani stosowana. O kolejnej strategii nie słyszałem. Ja bym oczekiwał też opracowania węższej strategii — stricte dla mojej służby — kuratorskiej. I powołania jej strażnika i operatora w postaci jakiegoś zarządu lub biura na poziomie centralnym — na wzór centralnego zarządu służby więziennej. Reforma kurateli sądowej z końca lat 90. przyniosła dobre efekty, ale jest według mnie niedokończona. Jeżeli stawiamy przed służbą kuratorską tak ważne i trudne zadanie, jak przeciwdziałanie recydywie i pomoc w społecznej readaptacji skazanych, powinniśmy — wzorem innych krajów europejskich — pozwolić służbie wziąć większą odpowiedzialność za siebie. Mamy też wiele wyzwań wynikających z dynamicznych zmian rzeczywistości. Postęp technologiczny stwarza zarówno szansę, jak i wyzwanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że mamy dzisiaj możliwość automatyzacji niektórych procesów, zwłaszcza tych związanych z nadzorem nad realizacją obowiązków przez skazanych i administracją. Musimy ograniczyć biurokrację i odzyskać czas na pracę z podmiotem naszych oddziaływań. Potrzebujemy też narzędzi do komunikowania się ze społeczeństwem i edukowania go.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.










