Patrycja Rojek-Socha: Czy obecnie są podstawy do stwierdzenia, że dany wyrok jest nieistniejący?
Wiesław Kozielewicz: W Polsce od wieków mamy z tym problem. Wystarczy wspomnieć niejakiego Łaszcza, który wyrokami sądowymi, uznawanymi przez niego za ,,nieistniejące,” kazał podbić swoją delię (element ubioru męskiego szlachty noszony na żupanie), a inny magnat, nieuznający wyroków sądów szlacheckich, kazał umieszczać je w miejscu, ,,gdzie król chodzi piechotą”. Obecnie jest z tym też spory problem. Może to bowiem arbitralnie stwierdzić zarówno sąd, jak i przedstawiciel władzy wykonawczej. Każdy organ administracji może obecnie uznać, że dane orzeczenie nie istnieje i odmówić jego wykonania. W 2015 r. rząd np. twierdził że niektóre wydane przez Trybunał Konstytucyjny orzeczenia nie istnieją i dlatego ich nie publikował. Posiedzenia Trybunału Konstytucyjnego, jak powiedział prominentny polityk, to były ,,spotkania przy ciasteczkach,” a nie posiedzenia, na których zapodają orzeczenia. W podobny sposób komornik może stwierdzić: „To nie sąd wydał wyrok, więc nie będę go egzekwował”. Może się też zdarzyć sytuacja, w której zakład karny uzna, iż dany skazany nie musi odbywać kary, bo został skazany wyrokiem nieistniejącym. – Te przykłady pokazują, jak groźne są konsekwencje szerokiego, bezrefleksyjnego, stosowania tej instytucji w praktyce.
Ta swoista maczuga prawnicza jest jednak znana od dawna.
Na studiach dyskutowaliśmy o wyrokach nieistniejących, ale traktowano je jedynie – powtarzam - jako teoretyczną ciekawostkę. Klasycznym przykładem było ogłoszenie wyroku na sali rozpraw, mimo że nie został on jeszcze sporządzony na piśmie. Inną sytuacją, nad którą się zastanawiano, to ogłoszenie niepodpisanego przez żadnego członka składu wyroku. Jeśli zaś wyrok nie został podpisany, przez którąkolwiek z osób biorących udział w jego wydaniu, to stanowi to rażące naruszenie prawa procesowego i prawo przewiduje w takiej sytuacji jego uchylenie. Natomiast w przypadkach wyroków uznanych za nieistniejące chodzi o coś innego – o uchybienia, których nie przewidziano w procedurach. To jest najgroźniejsze, bo decyzja o tym, czy wyrok istnieje, zależy od subiektywnej oceny danego organu, który ma się prawomocnemu wyrokowi, wydanemu przecież w imieniu państwa polskiego, podporządkować
Czytaj: Wyrok nieistniejący orężem w walce o praworządność, ale... bez podstaw prawnych>>
Możemy przytoczyć przykłady?
Przykładem, który zawsze podawałem na szkoleniach, było orzeczenie ogłoszone przez sąd, ale niesporządzone na piśmie. Sędzia, mając dużo spraw do rozpatrzenia, ogłaszał wyrok z głowy, mimo że nie został on jeszcze napisany. Dopiero później, po rozprawie, sporządzał na piśmie ogłoszony wcześniej ,,wyrok” i włączał go do akt sprawy. Orzeczenie istniało w wypowiedzi sędziego i w jego pamięci oraz w pamięci osób słuchających, obecnych na sali rozpraw, ale nie było zmaterializowane w formie dokumentu. To praktyczny przykład wyroku ogłoszonego, ale niesporządzonego. W mojej praktyce jedynie raz spotkałem się z relacją o podobnym przypadku sprzed lat. Jeden z sędziów, który ukończył studia prawnicze we Lwowie, orzekał po wojnie na sesjach wyjazdowych. W latach 50. rozpoznawał sprawy rolników, dotyczące obowiązkowych dostaw. Aby uniknąć konieczności dojazdu do sądu, organizowano rozprawy w siedzibach gmin, były to tak zwane sesje wyjazdowe. Ówczesne przepisy wymagały, aby sędzia ogłaszał wyrok wraz z pisemnym uzasadnieniem, co oznaczało konieczność przygotowania obszernego dokumentu. Jednak ze względu na liczbę spraw sędzia ogłaszał wyroki z pamięci, a dopiero po powrocie do siedziby sądu pisał wyroki wraz z obowiązkowymi uzasadnieniami je i włączał do akt. To funkcjonowało bez większych problemów – do momentu, w którym doszło do pomyłki. Sędzia na sali ogłosił karę aresztu w zawieszeniu, ale w sporządzonym później wyroku zapisał karę bezwzględnego aresztu. Skazany nie wniósł apelacji, ponieważ zapamiętał wyrok zgodnie z tym, co usłyszał na sali rozpraw. Dopiero, gdy po miesiącu otrzymał wezwanie do zgłoszenia się do zakładu karnego, celem odbycia kary, zorientował się, że coś jest nie tak.
I jak to się skończyło?
Sprawa trafiła do adwokata, który zwrócił się do sędziego. Ten, nie sprawdzając treści wyroku w aktach, sięgnął po swoje notatki i stwierdził, że faktycznie ogłosił na sali rozpraw karę w zawieszeniu. Adwokat złożył wniosek o przywrócenie terminu do złożenia apelacji, a sędzia w uzasadnieniu przyznał, że ogłosił wyrok, który nie był jeszcze sporządzony na piśmie, a później omyłkowo zapisał inną treść niż ogłoszona. Sąd odwoławczy uchylił ten wyrok jako wadliwy, zaś sędzia miał postępowanie dyscyplinarne i został ukarany naganą. Zachował się jednak uczciwie – przyznał się do błędu i pomógł go naprawić, zamiast upierać się przy błędnym zapisie. Dla mnie był to klasyczny przykład wyroku nieistniejącego – ogłoszonego, ale niesporządzonego. Przy czym w k.p.c. i k.p.k nie ma jednoznacznej regulacji dotyczącej takich sytuacji, ponieważ uznaje się je za skrajnie rzadkie.
Zobacz także w LEX: Uchwały nieistniejące na gruncie kodeksu spółek handlowych > >
No dobrze, a jeżeli wyrok nie został podpisany?
W przypadku wyroków niepodpisanych prawo przewiduje ich uchylenie – jest to jasno uregulowane. Jest to możliwe zarówno w drodze zwykłych środków odwoławczych, jaki i środków nadzwyczajnych np. kasacji czy wznowienia postępowania. Jeśli brakuje podpisu sędziego, wyrok musi zostać uchylony i to niezależnie od jego merytorycznej trafności. Zdarzały się sytuacje, w których np. w składzie pięcioosobowym jeden z trzech ławników biorących udział w wydaniu wyroku zapomniał podpisać wyroku, co skutkowało uchyleniem orzeczenia i powtórzeniem postępowania sądowego. Ustawodawca przewidział możliwość zaistnienia takiego błędu i określił procedurę jego wyeliminowania Tymczasem wyroki uznane za nieistniejące są obarczone wadliwościami nieprzewidzianymi w prawie jasno jako uchybienia będące przyczyną uchylenia wyroku. To oznacza, że ich status zależy od interpretacji – decyzja o ich istnieniu czy nieistnieniu zależy od wyobraźni prawnika lub organu, który ich nie uznaje. W mojej praktyce jedyny znany mi przypadek dotyczył wyroku ogłoszonego, ale niesporządzonego na piśmie. W każdej innej sytuacji ustawodawca przewidział odpowiednie mechanizmy uchylania wadliwych orzeczeń. Także wyrok sporządzony, ale nie ogłoszony, jest wyrokiem istniejącym, tyle tylko, że obarczonym wadą sprowadzająca się do braku jego publikacji (ogłoszenia).
Cena promocyjna: 224.1 zł
Cena regularna: 249 zł
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 174.3 zł
O wyrokach nieistniejących mówi się obecnie głównie w kontekście TK.
Bo i sięgnięto po to rozwiązanie w momencie rozpoczęcia słynnego sporu o Trybunał Konstytucyjny jesienią 2015 r. Wówczas jeden z profesorów, bardzo zdolny, ,,wyciągnął” teorię o wyrokach nieistniejących z sali seminaryjnej. Twierdził, że jeden z wyroków TK profesora Andrzeja Rzeplińskiego dotyczący tzw. sędziów dublerów jest nieistniejący. To było głośne orzeczenie, pamiętne choćby z powodu kontekstu, w jakim zapadło. W związku z tym, uznając wyrok TK za nieistniejący, rząd nie ogłosił kilku orzeczeń Trybunału (np. sprawy K 47/15, K 39/16). To był początek – wtedy właśnie zastosowano w praktyce konstrukcję teoretyczną, która dotąd była jedynie przedmiotem akademickiej dyskusji. Gdy to się stało, mleko się już rozlało.
Pomocne nie są też przepisy dotyczące TK?
Tak, bo twórcy Konstytucji RP z 1997 r. nie wykazali się wyobraźnią w zakresie funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego. Nie przewidzieli żadnego mechanizmu korekty jego orzeczeń. Jeśli Trybunał wydał wadliwe orzeczenie, strona postępowania – rząd, prezydent, organ składający skargę – nie ma żadnej możliwości jego zakwestionowania. Jedyną formą to pisanie krytycznych glos i oczekiwanie, że w przyszłości Trybunał się zreflektuje i swój błąd naprawi. Tymczasem w stanie prawnym istniejącym do wejścia w życie Konstytucji RP z 1997 r., istniał wentyl bezpieczeństwa – Sejm miał możliwość uchylenia wyroku Trybunału, jeśli uznał go za wadliwy. Po likwidacji tej możliwości nie wprowadzono żadnego mechanizmu kontroli orzeczeń Trybunału. A można było to zrobić – na przykład przewidując prawo do odwołania od orzeczenia wydanego przez skład trzy- lub pięcioosobowy do pełnego składu Trybunału. Gdyby pełny skład orzekł błędnie, można byłoby dopuścić złożenie przez stronę wniosku o ponowne rozpoznanie sprawy. To pozwoliłoby skorygować ewentualne błędy, które przecież zdarzają się w każdym systemie prawnym, bo orzeczenia wydają ludzie, a ludzie popełniają błędy, także gdy są sędziami Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego.
Jakie są skutki stosowania wyroków nieistniejących?
Dalekosiężne, bo wprowadza to destabilizację systemu prawnego na etapie wykonywania wyroków, czyli egzekucji prawa. Problem jest szczególnie widoczny, zwłaszcza w przypadku orzeczeń Sądu Najwyższego, zwłaszcza Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w tym w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich czy działalności Trybunału Konstytucyjnego. Wielu sędziów odczuwa zakłopotanie w tej kwestii. Niektórzy podkreślają, że problem dotyczy jedynie wyjątkowych spraw i nie ma wpływu na sprawy obywateli. W rzeczywistości sytuacja ta budzi poważne obawy. Orzeczenia uznawane za nieistniejące mają bowiem realne skutki dla obywateli. Ktoś może latami prowadzić cywilne postępowanie sądowe, a na końcu dowiedzieć się, że uzyskany prawomocny wyrok nie istnieje, a zatem nie będzie wykonywany. Przewlekłość postępowań jest ogromnym problemem polskiego sądownictwa, a sytuacje z uznawaniem prawomocnych orzeczeń za nieistniejące tylko go potęgują. Mamy do czynienia z osobami, które wygrały sprawy sądowe, mają prawomocne orzeczenia, a mimo to ich wyroki nie są wykonywane, bo uznano je za nieistniejące. To podważa fundamentalne zasady praworządności.
Sprawdź w LEX: Uchwały nieistniejące > >
Czy istnieje sposób na wyroki nieistniejące?
Wyobraźmy sobie wiadro wody, wlewamy do niego kroplę atramentu. Czy to jest nadal woda, czy można ją pić? A jeśli wlejemy do tego samego wiadra pół wiadra atramentu? Myślę, że tak właśnie powinniśmy patrzeć na wyroki Trybunału Konstytucyjnego czy Sądu Najwyższego w kontekście stwierdzania, czy te orzeczenia mają moc prawną. Jeżeli mamy taką sytuację, że w składzie było 14 sędziów TK, wśród nich dwóch, co do których stwierdzono wadliwość ich wyboru, nie ma zdań odrębnych, orzeczenie zapadło jednogłośnie, to przecież udział tych nieprawidłowo powołanych nie miał żadnego wpływu na wyrok.
Czyli indywidualne podejście?
Powtarzam, istnieje obecnie poważny problem dotyczący wybiórczego stosowania teoretycznej koncepcji wyroków nieistniejących. W mojej ocenie, jeśli w dalszym ciągu praktyka stosowania koncepcji wyroków nieistniejących będzie przyjmowała coraz szerszy zasięg, to aby ograniczyć negatywne tego skutki dla obywateli, potrzebne są bardzo precyzyjne kryteria jej stosowania, tak by nie była nadużywana np. przez władzę wykonawczą.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.











