W środę w Sądzie Rejonowym w Płocku odbyło się pierwsze posiedzenie w niezwykle kontrowersyjnej sprawie dotyczącej zarzucanej oskarżonym obrazy uczuć religijnych. Trzy obrończynie praw człowieka zasiadły na ławie oskarżonych uczuć religijnych, która miała polegać na rozklejeniu w miejscu publicznym plakatów przedstawiających wizerunek Matki Boskiej z aureolą w kolorach tęczy. W ocenie prokuratury takie działanie wypełnia znamiona czynu opisanego w art. 196 Kodeksu karnego i stanowi „obrazę uczuć religijnych innych osób”. Aktywistkom grozi za to do 2 lat pozbawienia wolności.

Tęcza na cenzurowanym - uczucia religijne w Polsce nadal łatwo zranić>>

 

Reakcja organów ścigania niekoniecznie adekwatna

Pisząc o tej sprawie, nie sposób pominąć kontekstu, jaki jej towarzyszy. Od czasu samego zainicjowania sprawy, było o niej bowiem głośno – z powodów również stricte prawnych. Jedna z oskarżonych aktywistek – Elżbieta Podleśna - została zatrzymana przez policję 6 maja 2019 roku o godzinie 6 rano w swoim mieszkaniu. Funkcjonariusze przeszukali jej mieszkanie, a także zabezpieczyli sprzęt elektroniczny – komputery, pendrive’y i telefon. Przeciwko takiemu działaniu organów władzy protestowały wówczas między innymi Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Amnesty International.

 

 

 

W swoich krytycznych wobec działań policji oświadczeniach, organizacje te powoływały się na konieczność ochrony konstytucyjnych wolności i praw obywatelskich, a także bezpośrednio na treść art. 227 Kodeksu postępowania karnego, zgodnie z którym przeszukanie lub zatrzymanie rzeczy powinno być dokonane zgodnie z celem tej czynności, z zachowaniem umiaru, oraz w granicach niezbędnych dla osiągnięcia celu tych czynności (…), w poszanowaniu prywatności i godności osób, których ta czynność dotyczy, oraz bez wyrządzania niepotrzebnych szkód i dolegliwości”. I rzeczywiście, trudno uznać, by w sprawie tego rodzaju tak dolegliwe działania przedstawicieli policji były niezbędne dla zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że już pierwsze czynności w sprawie miały charakter nadużycia uprawnień procesowych ze strony organów władzy i próby wywołania efektu mrożącego wśród obywateli krytycznych wobec władzy.

 

Przepis niejasny i kontrowersyjny

Samo zaś istnienie i zakres obowiązywania art. 196 k.k., który opisuje przestępstwo obrazy uczuć religijnych, stanowi przedmiot – delikatnie rzecz ujmując - kontrowersji. Eksperci, zajmujący się prawem karnym są zgodni co do tego, że „przestępstwo”, o którym mowa może być popełnione jedynie umyślnie. Oznacza to, że „sprawca” musi zdawać sobie sprawę z tego, że popełnia przestępstwo lub co najmniej godzić się na jego popełnienie. Istnieją jednak przekonujące argumenty za uznaniem, że czyn opisany w tym przepisie nie powinien w ogóle być przedmiotem zainteresowania prawa karnego. Samo zaś brzmienie przepisu jest na tyle ogólnikowe, że pozostawia zbyt duże pole do interpretacji, co samo w sobie powinno stanowić podstawę do jego uchylenia. Również standardy prawa międzynarodowego, którego – co wydaje się warte podkreślenia – Rzeczpospolita Polska ma obowiązek przestrzegania na mocy art. 9 Konstytucji, wymagają od przepisów ograniczających swobody obywatelskie, by były wystarczająco jasne i precyzyjne.

 

Co więcej, przepisy takie nie mogą pozostawiać organom egzekwującym te przepisy – w tym wypadku władzy wykonawczej i sądowniczej – niczym nieskrępowanej swobody w ograniczaniu wolności wypowiedzi. Wynika to chociażby z przyjętego przez Komitet Praw Człowieka ONZ 12 września 2011 r. dokumentu, dotyczącego Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych1. Niezależnie jednak od tych rozważań, jedną z podstawowych zasad, jakie rządzą polskim prawem karnym jest zasada nullum crimen sine lege, która zakazuje rozszerzającej interpretacji przepisów (np. przez analogię).

 

Opinie nie zawsze muszą być grzeczne

Również Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w sprawach dotyczących ochrony prawa do swobodnego wyrażania swoich przekonań, dość jasno daje do zrozumienia, że wolność wyrażania opinii obejmuje swoim zakresem nie tylko przekaz, który jest powszechnie odbierany jako nieobraźliwy lub neutralny, ale również taki, który porusza, szokuje, czy nawet uraża przedstawicieli władzy, czy też poszczególnych grup społecznych. W sprawie Handyside przeciwko Wielkiej Brytanii, strasburski trybunał podkreśla również, że wszelkie ograniczenia nakładane na swobodę wypowiedzi, muszą być proporcjonalne do celu, jaki mają osiągnąć.

 

Również w sprawie Giniewski przeciwko Francji, która dotyczyła relacji pomiędzy ochroną wolności wypowiedzi a wolnością sumienia, religii, francuski dziennikarz stworzył artykuł prasowy, w którym komentował encyklikę Jana Pawła II w taki sposób, że próbował wskazać na możliwe powiązania pomiędzy chrześcijaństwem, a genezą, źródłami Holokaustu. Został skazany za publiczne znieważenie grupy osób z uwagi na ich wyznanie. ETPCz uznał jednak, że takie orzeczenie francuskich władz narusza artykuł 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. ETPCz wskazywał między innymi, że artykuł prasowy nie był „niepotrzebnie obraźliwy”, a także, że przyczyniał się do debaty, jaką w nowoczesnym demokratycznym społeczeństwie trzeba uznać za konieczną.

 

Nie każde przerobienie symbolu to wyraz pogardy

Na gruncie zmagań polskich władz z krnąbrnymi obywatelami w sferze symbolicznej warto wspomnieć o orzeczeniu warszawskiego sądu apelacyjnego któremu przyszło rozstrzygnąć kwestię czy dodanie do powstańczej Kotwicy symboli płci z greckiej mitologii, pochodzących od Marsa i Wenus ubliża symbolowi historycznemu. Sąd w uzasadnieniu wskazał, że „(n)adużywanie symboli tak ważnych dla wszystkich Polaków jak Znak Polski Walczącej nie jest jednak znieważaniem tego symbolu w rozumieniu art. 3 ust. 1 ustawy o ochronie Znaku Polski Walczącej, jeżeli intencją i wolą osób wykorzystujących Znak Polski Walczącej i odwołujących się do niego nie jest jego pohańbienie, czy zamanifestowanie pogardy do tego Znaku i tego, co jest z nim związane”. Wydaje się zatem, że w tej sprawie sąd stanął właśnie na stanowisku, że nie każde – nawet jeśli uznać je za nieodpowiednie – użycie ważnego dla pewnej społeczności symbolu stanowi jego znieważenie, a sama intencja ma tu duże znaczenie.

 

W trakcie rozprawy, jaka odbyła się 13 stycznia tego roku w Płocku, jedna z oskarżonych w odniesieniu do samego plakatu „Matki Boskiej Tęczochowskiej” wyjaśniała: „(w)ybrałyśmy ten wizerunek do umieszczenia w przestrzeni publicznej, ponieważ wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej to wizerunek matki z dzieckiem, a przez dodanie tęczowej aureoli uważam go za symbol bezwarunkowej miłości, bezwarunkowej troski i akceptacji”. W jaki sposób można więc uznać, że połączenie ze sobą symbolu miłości i akceptacji z symbolem walki o równouprawnienie w międzyludzkiej miłości może stanowić przestępstwo? Wypada mieć nadzieję, że sąd w Płocku przychyli się do proobywatelskiej linii orzeczniczej, zapoczątkowanej przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. W przeciwnym wypadku, jeżeli dojdzie do skazania aktywistek, uważam, że będą one miały solidne podstawy do walki o swoje prawa w Strasburgu. W mojej ocenie skazanie w takiej sprawie naruszałoby przepisy Kodeksu karnego, ale również postanowienia Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Zwłaszcza, że nie ma wątpliwości, że debata na temat praw osób LGBT+ jest dziś społecznie potrzebna, szczególnie w kraju, którego prawo dyskryminuje i upokarza te osoby na co dzień.