Krzysztof Sobczak: Zarówno poprzedni prezydent, jak i obecny wiele mówili o swoich prerogatywach, dość szeroko zakreślając wyobrażenie o przynależnej im władzy. A jak jest w rzeczywistości?
Jerzy Zajadło: To jest sfera dość poważnych nieporozumień. Według słownika języka polskiego prerogatywa oznacza „przywilej, uprawnienie, pierwszeństwo związane z zajmowanym stanowiskiem lub wykonywaną funkcją”. Można używać tak zdefiniowanego pojęcia na gruncie języka potocznego, jednak trzeba mieć świadomość, że jego przeniesienie na grunt języka prawniczego, a zwłaszcza prawnego, może rodzić daleko idące konsekwencje. Tak się dzieje np. przy próbie interpretacji przepisu art. 144 ust. 3 Konstytucji RP – powstaje bowiem pytanie, czy sformułowane tam kompetencje prezydenta RP niewymagające kontrasygnaty prezesa Rady Ministrów można określać mianem prerogatyw?
Czytaj: Karol Nawrocki objął urząd prezydenta RP>>
To co ma polski prezydent?
Zgodnie z Konstytucją prezydent posiada pewne swoje wyłączne kompetencje. Używanie w debacie politycznej pojęcia prerogatywy w ramach interpretacji art. 144 ust. 3 Konstytucji RP nie jest odzwierciedleniem konstytucyjnej rzeczywistości językowej, jest raczej próbą kreacji pewnej rzeczywistości normatywnej, której w naszej konstytucji po prostu nie ma. Z tego punktu widzenia prerogatywa pojawiająca w narracji Andrzeja Dudy, a teraz Karola Nawrockiego i ich otoczenia politycznego jest tylko figurą retoryczną. Nawet więcej, jest to raczej sztuczna konstrukcja językowa formułowana w bliżej nieokreślonych celach wykraczających poza semantykę ustawy zasadniczej. A używane w tej narracji argumenty są próbą uzurpacji władzy w oparciu o nieuprawnione argumenty.
Czytaj też w LEX: Prerogatywy władzy – zapomniane pojęcie języka prawniczego czy figura retoryczna? >
Czytaj: Prezydent Nawrocki powołał skład kancelarii oraz BBN>>
Jednak pojęcie prerogatywa istnieje w języku prawniczym?
Owszem, ale tylko w uzasadnionych kontekstach. Jako przykład można przypomnieć wypowiedź protoplasty liberalnego konstytucjonalizmu, Johna Locke’a, według którego „tam, gdzie władza ustawodawcza i wykonawcza znajdują się w rękach różnych osób (jak to ma miejsce we wszystkich umiarkowanych monarchiach i właściwie uformowanych rządach), dobro społeczeństwa wymaga, by kilka spraw pozostawiono uznaniu tego, kto sprawuje władzę wykonawczą. Ponieważ ustawodawcy stanowiąc prawa nie mogą przewidzieć i zaplanować tego wszystkiego, co może być korzystne dla społeczności, wykonawca praw jest na mocy powszechnego prawa natury uprawniony do czynienia pożytku ze swej władzy dla dobra społeczeństwa w wielu sytuacjach […]. Tę władzę działania według własnego uznania dla dobra publicznego poza nakazami prawa, a czasem wbrew nim, określa się jako prerogatywę”.
Czytaj też w LEX: Kappes Aleksander, Prerogatywa prezydencka – magiczna moc czy sprzeczność z Konstytucją? >
Z naszej konstytucji można wywodzić takie nadzwyczajne uprawnienia do prezydenta?
Ma to pewien związek z problematyką, która dotyczy rozdziału XI Konstytucji, czyli stanów nadzwyczajnych. Prezydent ma tam wprawdzie pewne uprawnienia, ale trudno je uznać za jego prerogatywy. Nie ma to natomiast żadnego związku z kompetencjami określonymi w przepisie art. 144 ust. 3 Konstytucji RP. Z tym wiąże się drugi kontekst, czyli emergency powers na gruncie teologii politycznej Carla Schmitta, nazywanej też mianem państwa stanu wyjątkowego, która odżyła w czasach walki z terroryzmem. Zbliżony do tego jest decyzjonistyczny model państwa, nazywanego państwem prerogatywnym (prerogative state), przeciwstawionym państwu normatywnemu. Jednak Konstytucja RP nie ma nic wspólnego z tym modelem ustrojowym. Tym bardziej nie ma z tym nic wspólnego jakakolwiek próba dopatrywania się prerogatyw w kompetencjach wymienionych w przepisie art. 144 ust. 3 Konstytucji.
Czytaj też w LEX: Dwa Trybunały o kompetencji („prerogatywie”) Prezydenta do powoływania sędziów >
Prezydent Andrzej Duda lubił mówić o królewskich prerogatywach. Poważnie czy tak żartował?
Też miałem problem z interpretacją tych wypowiedzi. Można o tym mówić w kontekście historycznym, ale w Polsce to oczywisty anachronizm. Sprawa jest w pewnym zakresie aktualna na przykład w Wielkiej Brytanii, gdzie royal prerogatives są obecnie raczej domeną rządu niż monarchy, a do tego ukształtował się model sądowej kontroli korzystania z prerogatyw przez egzekutywę. Tam uznaje się, że instytucja prerogatywy tylko pod pewnymi warunkami da się pogodzić z ideą rządów prawa. A polska dyskusja o ewentualnych prerogatywach mających wynikać z przepisu art. 144 ust. 3 Konstytucji RP nie ma nic wspólnego z koncepcją royal prerogatives w rozumieniu brytyjskiego konstytucjonalizmu.
Czytaj też w LEX: Spojrzenie na tzw. prerogatywy Prezydenta RP przez pryzmat zasady ex iniuria ius non oritur >
W Polsce o prerogatywach prezydenta mówi się w odniesieniu do konstytucji z 1935 roku.
Tak, to nawiązywanie do koncepcji ustrojowej, w której prezydent jako głowa państwa ma szczególną pozycję, nadrzędną nie tylko wobec pozostałej egzekutywy, lecz także legislatywy.
W konstytucji kwietniowej akty urzędowe prezydenta niewymagające kontrasygnaty premiera zostały wprost w przepisach art. art. 13 i 14 określone mianem prerogatyw. Jednak także i w tym kontekście ma się to nijak do dyskusji o interpretacji przepisu art. 144 ust. 3 Konstytucji RP, ponieważ trudno uznać, by istniał jakikolwiek ideowy i historyczny związek pomiędzy obecnie obowiązującą ustawą zasadniczą a konstytucją kwietniową. Raczej przeciwnie – twórcy Konstytucji RP chyba świadomie zrezygnowali z pojęcia prerogatywy na rzecz pojęcia kompetencji, mając na uwadze pewne negatywne doświadczenia związane z kontekstem uchwalenia i obowiązywania konstytucji kwietniowej, ponieważ zupełnie inaczej określili pozycję ustrojową prezydenta.
Czytaj też w LEX: Łętowska Ewa, Prerogatywa prezydencka jako przedmiot dyskursu prawniczego >
To wróćmy jeszcze do pytania o zakres władzy, jaką dysponuje prezydent.
Na gruncie Konstytucji RP prezydent nie jest wyposażony w żadne prerogatywy, ma natomiast pewne swoje wyłączne kompetencje. Oczywiście, możemy się umówić i nazywać prerogatywami akty prezydenckie nie wymagające kontrasygnaty premiera. Należy jednak mieć świadomość, że taki sztuczny zabieg będzie tylko pewną konwencją językową wykraczającą poza każdy w opisanych wyżej kontekstów. Trudno się oprzeć wrażeniu, że wprowadzanie do dyskursu o kompetencjach prezydenta pojęcia prerogatywy jest zabiegiem celowym, zmierzającym do instrumentalnego traktowania Konstytucji, a w rezultacie także do uzurpacji nienależnej prezydentowi arbitralnej władzy. Przykłady z ostatnich lat można mnożyć – a to w zakresie stosowania prawa łaski, a to w zakresie nominacji profesorskich i sędziowskich, a to wreszcie w zakresie wpływu na obsadę stanowisk ambasadorskich.
Czytaj też w LEX: Tuleja Piotr, Prerogatywa – pojęcie zastane konieczne dla wykładni Konstytucji? >
Cena promocyjna: 71.11 zł
|Cena regularna: 79 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 55.3 zł













