Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że nie zamierza wypłacić zadośćuczynienia po 15 tys. euro sędziom Arturowi Ozimkowi i Monice Dolińskiej-Ficek, przyznanych przez Europejski Trybunał Praw Człowieka za naruszenie ich prawa do niezależnego i bezstronnego sądu. Oboje ubiegali się o awanse sędziowskie, ale nie otrzymali na nie rekomendacji nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Decyzje te zostały podtrzymane przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która rozpatrywała ich odwołania. Skarżący wskazywali, że nie jest organ niezależny i niezawisły, ponieważ składa się z sędziów rekomendowanych przez nową KRS.

Więcej: 
ETPCz: Polska musi szybko rozwiązać problem braku niezależności KRS>>
Rząd nie wypłaci sędziom zadośćuczynień nakazanych przez ETPC>>

Krzysztof Sobczak: Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że nie wypłaci zadośćuczynień sędziom, które przyznał im Europejski Trybunał Praw Człowieka za naruszenie przez polskie państwo ich prawa do niezależnego i bezstronnego sądu. Czy to oznacza niewykonanie tych wyroków?

Lech Garlicki: Tak to trzeba rozumieć. W każdym razie już odmówiono wykonania w tej części dotyczącej zadośćuczynienia. Każdy wyrok stwierdzający naruszenie Konwencji ma część merytoryczną, materialnoprawną, która stwierdza, że doszło do naruszenia konkretnego artykułu Konwencji wobec danej osoby oraz zazwyczaj ma też drugą część stwierdzającą, że państwo pozwane ma wypłacić określone słuszne zadośćuczynienie.

 

Część merytoryczna wymaga naprawienia prawa albo praktyki jego stosowania – czy tak należy rozumieć orzeczenia strasburskiego Trybunału?

Wykonanie części merytorycznej polega na usunięciu skutków naruszenia praw człowieka lub innym zrekompensowaniu tego naruszenia oraz – w wielu przypadkach – na podjęciu środków zapobiegających powstawaniu podobnych naruszeń w przyszłości. To może wymagać nawet zmian na poziomie ustawodawczym. W orzecznictwie ETPCz ustaliła się zasada, że sposób wykonania tej części wyroku mieści się – w znacznym stopniu - w ramach tzw. marginesu uznania państwa przegrywającego. Obowiązkiem państwa jest też stałe informowanie Komitetu Ministrów Rady Europy o tempie I sposobach wykonywania wyroku, a Komitet ten ocenia, czy jest to wykonanie wystarczające, terminowe, prawidłowe.

Wyroki dotyczą spraw indywidualnych, w tym przypadku konkretnych sędziów, ale w tle jest często problem szerszy, systemowy. W przypadku tych sędziów jest to prawo, które odebrało im możliwość odwołania się do sądu w sprawach ich dotyczących. Po najgłośniejszej chyba sprawie Alicji Tysiąc było oczekiwanie zmiany prawa i przynajmniej trochę to prawo po wyroku ETPC zmieniono.

Każdy wyrok Trybunału ma skutki bezpośrednie i pośrednie. Bezpośrednie to skutki dla sytuacji prawnej osoby skarżącej. I w tym zakresie ten wyrok jest najsilniej umocowany w Konwencji jako wiążący i wymagający absolutnego wykonania. A ten drugi poziom wymaga podjęcia działań ogólnych, żeby do podobnych naruszeń nie dochodziło w przyszłości. Czasem potrzebna jest tu interwencja ustawodawcza. W polskich “sprawach sędziowskich” problem polega na wadliwości składu Krajowej Radzie Sądownictwa. I nie da się go w pełni rozwiązać bez dokonania zmiany ustawy i wyboru nowego składy tej Rady, zgodnego z Konstytucją. Wtedy przedmiot wszystkich tych skarg sędziowskich przestałby istnieć. Można też sobie wyobrazić załatwienie spraw sędziów Artura Ozimka, Moniki Dolińskiej-Ficek, Waldemara Żurka i innych bez tak generalnych rozstrzygnięć, ale chyba też nie ma do tego gotowości ze strony polskich władz.

Czytaj: Strasburg: Sędzia Żurek bezprawnie usunięty z KRS>>

O ile jednak sposób wykonania merytorycznej części wyroku pozostawia dość szeroką swobodę państwu, to druga część, dotycząca słusznego odszkodowania czy zadośćuczynienia, jest zasądzeniem konkretnej kwoty, którą państwo ma obowiązek wypłacić. Tu państwo żadnego uznania nie ma. Jeśli więc państwo otwarcie stwierdza, że nie zapłaci, to już narusza obowiązek wykonywania wyroków Trybunału. Taka odmowa stanowi naruszenie artykułu 46 ust. 1 Konwencji.

 

Na takie szersze rozwiązanie nie ma co teraz liczyć, pozostaje więc kwestia wypłaty zadośćuczynień, co jak słyszymy, też nie nastąpi. Ale czy polskie państwo, czy jakiekolwiek inne może się powoływać przy tym na orzeczenia swojego trybunału konstytucyjnego?

Nie może. W każdym razie nie może to być podstawą z punktu widzenia Konwencji i prawa międzynarodowego. To wynika z generalnych postanowień Konwencji wiedeńskiej o  prawie traktatów z 1969 roku, w której jest przepis, artykuł 27, który mówi, że państwo nie może powołać się na swoje prawo wewnętrzne dla odmowy wykonania zobowiązania traktatowego. To oznacza, że traktat w sposób oczywisty ma pierwszeństwo. Tego chyba nie rozumiał do końca Trybunał Konstytucyjny. Prawda, że polska konstytucja dopuszcza kontrolę konstytucyjności nie tylko ustaw, ale też umów międzynarodowych wszelkiej rangi. Ale Konstytucja przewiduje też odmienne skutki tej kontroli. O ile w odniesieniu do niekonstytucyjnej ustawy – skutkiem jest jej (trybunalska) derogacja, czyli usunięcie z systemu prawnego, to – w odniesieniu do umów międzynarodowych jako aktów dwustronnych – wyrok Trybunału nie może ich ani uchylić ani pozbawić skutków prawnych. Stanowi tylko zobowiązanie władz państwa do podjęcia kroków przewidzianych przez prawo międzynarodowe, a – w najbardziej drastycznej sytuacji – do wypowiedzenia umowy międzynarodowej.

Jaka może być reakcja na tę decyzję polskiego rządu? Były takie przypadki?

To są bardzo rzadkie przypadki, że państwo otwarcie odmawia wykonania wyroku. Czy tej merytorycznej części wyroku, czy tym bardziej tej dotyczącej zadośćuczynienia.

Owszem, słyszało się o takich przypadkach w odniesieniu do Rosji i Turcji, ale zdaje się, że te państwa robiły często swoje w sferze prawnej i politycznej, ale dla świętego spokoju zasądzone odszkodowania wypłacały.

Rzeczywiście taktyka stosowana przez długi czas przez Rosję i Turcję była taka, że zapłacimy i będziemy nadal konwencję naruszać. No może coś tam trochę zmienimy, albo stworzymy jakieś pozory. W każdym razie było to raczej lawirowanie niż dążenie do czołowego zderzenia z Trybunałem i Komitetem Ministrów Rady Europy. W obu przypadkach to działało przez długie lata. Jeśli chodzi o Rosję, widać to było najwyraźniej w całej serii spraw dotyczących brutalnych naruszeń praw człowieka w Czeczenii. To markowanie działań przy jednoczesnym płaceniu odszkodowań trwało aż do sprawy kompanii naftowej Jukos, gdzie zasądzone zostało ponad miliardowe odszkodowanie, bo Trybunał może też orzekać odszkodowania za konkretne straty, którego Rosja nie zapłaciła. Tak to wprost postawiono, a potem ustanowiono w Rosji wewnętrzną procedurę oceniania, które wyroki są słuszne i sprawiedliwe. Komitet Ministrów to skrytykował, ale to był okres, gdy Rosję traktowano z pobłażaniem i jakoś to przyschło.

Mówi pan o markowaniu działań przez niektóre państwa, wprowadzaniu częściowych zmian, by unikać „czołowego zderzenia”. Drogę przetarła Rosja, a teraz Polska idzie na czołowe zderzenie, odmawiając wypłaty zadośćuczynień?

Tak to wygląda. Poza tym rosyjskim przypadkiem to nie było tak jednoznacznej sytuacji, że państwo odmawia nawet wypłacenia zadośćuczynienia.

Ale to Trybunał ma teraz zareagować, czy Komitet Ministrów?

Trybunał swoje zrobił. Wydał wyrok, który stał się prawomocny, natomiast kontrola nad jego wykonaniem należy do Komitetu Ministrów Rady Europy.

Co Komitet może zrobić?

Niestety, dużo zrobić nie może. System Rady Europy to jest umowa międzynarodowa i tam nie ma takich narzędzi egzekucyjnych jak w Unii Europejskiej. Komitet tylko może stwierdzić, że doszło do naruszenia obowiązku wykonywania wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Może też uruchomić postępowanie zmierzające do nałożenia na Polskę jakichś sankcji na podstawie statutu Rady Europy, ale nie obiecywałbym sobie za wiele. Chociaż sprawa już się częściowo toczy, bo Komitet wystąpił do polskiego rządu o wyjaśnienia w sprawie tych wyroków Trybunału Konstytucyjnego, na które powołuje się MSZ odmawiając wypłaty zadośćuczynień. Nie ma wielu porównań w tym zakresie, ale z drugiej strony jest to tak jednoznaczna odmowa, że nie będzie mogła pozostać bez zdecydowanej reakcji Rady Europy (jej Komitetu Ministrów). Wydaje się, że Komitet nie będzie miał wyboru i jakąś akcję będzie musiał podjąć.

A co mogą zrobić ci sędziowie, którzy w Strasburgu wygrali, a polski rząd odmawia im wypłaty zasądzonych zadośćuczynień? Mogą odwołać się do Trybunału?

Nie, nie ma takiej drogi. Odpowiednie kwoty zostały zasądzone, będą indeksowane na poziomie przekraczającym aktualną inflację, narastać będą odsetki. Prędzej czy później Polska będzie musiała zapłacić, tylko będzie to więcej kosztowało podatników.

A w kraju?

Też nie ma takiej możliwości?

Nie można złożyć pozwu do sądu powszechnego, przeciwko państwu? O zobowiązanie organu do wykonania wyroku Trybunału, którego orzeczenia to państwo ma uznawać?

Na pewno wyrok strasburski nie może służyć bezpośrednio jako tytuł wykonawczy. Być może można zwrócić się w takiej sprawie do sądu krajowego, ale pamiętajmy w jakich realiach te sądy działają. No i znają te orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, bo przecież celem ich wydania było także stworzenie “prawnej podkładki” ograniczania niezawisłości sędziów w tych kwestiach.

 

 

Ale nie wszyscy sędziowie uznają je za legalne i obowiązujące.

To prawda, ale z drugiej strony sądy są pod coraz większą kontrolą prezesów mianowanych przez ministra sprawiedliwości, bardzo aktywni są wyznaczeni przez tegoż ministra rzecznicy dyscyplinarni, są przepisy zabraniające kwestionowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Próba przetarcia tego szlaku może być dla sędziego ryzykowna. Ale może jakiś odważny sędzia spróbuje tego.

To co pan dalej przewiduje?

No cóż, będzie impas. Wiadomo, że te wyroki Trybunału Konstytucyjnego nie mogą zablokować stosowania Konwencji, więc będą prawdopodobnie zapadać kolejne takie orzeczenia w Strasburgu, a polski rząd nie będzie ich wykonywać. W wariancie drastycznym może to być preludium wypowiedzenia przez Polskę Konwencji, a z drugiej strony uruchomienia procedury zmierzającej finalnie do usunięcia naszego państwa z Rady Europy. Ale to byłby czysty obłęd i mam nadzieję, że żaden z tych scenariuszy nie znajdzie zastosowania. Raczej będzie to takie przeciąganie liny i markowanie pewnych działań z obu stron. Będą kolejne oświadczenia, wezwania, wyjaśnienia i unikanie ostatecznych rozstrzygnięć. Ale w praktyce Polska będzie w coraz mniejszym stopniu uczestnikiem tego systemu. Oby nie poszło to tak daleko, jak w przypadku Rosji.   

Czytaj także: Prof. Garlicki: Trybunał Konstytucyjny nie zabroni sędziom powoływania się na europejską konwencję>>