Szczęśliwy ten, kto na aplikacji czy w praktyce zawodowej nie zetknął się ze stronami – pieniaczami. Piszą oni dziesiątki, jeśli nie setki stron, od których puchną akta. Najczęściej dokumenty te ponawiają wielokrotnie już wcześniej przedstawione twierdzenia. Konsekwentnie powtarzają niezasadne żądania, podnoszą po raz kolejny te same (nieuwzględnione wcześniej) wnioski lub składają - z reguły oczywiście niedopuszczalne - środki zaskarżenia.

Problem dla sądu i stron

- Wielokrotnie ponawiane są te same wnioski, bo strona nie może zaakceptować decyzji sądu. Same pisma też są zredagowane bardzo nieczytelnie i rozwlekle. Najważniejsze wnioski mogą być na 5, 7 stronie. Łatwo je więc przeoczyć – podkreśla sędzia Sądu Rejonowego w Oleśnie Katarzyna Kałwak, członek Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

Wnoszenie tych (często niemerytorycznych) pism procesowych to jednak nie tylko problem sędziów, którzy mają za zadanie zapoznać się z aktami. Faktycznie „uciążliwe strony” działają także na szkodę pozostałych uczestników procesu. Jak wskazuje adwokat Rafał Dębowski, sekretarz Naczelnej Rady Adwokackiej, pozwy pieniacze, oczywiście bezzasadne środki zaskarżenia, pisma i wnioski dowodowe składane dla przedłużenia postępowania, to zmora procesu cywilnego, przynajmniej dla drugiej strony. Mecenas Dębowski wskazuje, że formalnie takie czynności procesowe wpisują się w istotę wymiaru sprawiedliwości – stanowią realizację prawa do sądu.

Czytaj też: SN: Upomnienie dla sędziego, który miał 500 spraw w referacie >

Jak przedłużyć proces?

SSR Katarzyna Kałwak wskazuje, że każdy sąd boryka się z problemem stron, które nagminnie składają pisma procesowe i tym samym wydłużają prowadzone postępowanie. Jej zdaniem chyba nie ma sądu wolnego od takich stron. Wyjaśnia, że sędziowie mówią między, że takie osoby opacznie rozumieją swoje prawa. Zależy im na tym, by ich sprawy były szybko rozpoznane, ale swoim zachowaniem powodują, że proces nie może szybko się zakończyć.

 

- Podam przykład: strona uważa, że każde pismo inicjujące postępowanie sądowe należy opłacić opłatą 5% wartości przedmiotu sporu. Ta zasada nie dotyczy jednak niektórych rodzajów spraw. Skarżący uiszcza (błędnie) ustaloną przez siebie opłatę, czasami też „poszatkowaną” na kilka mniejszych. Sąd odpisuje, że to nie ta opłata. Strona „wie lepiej” i wnosi zażalenie na takie pismo. Jest wzywana do uzupełnienia brakującej części opłaty. Strona nie zgadza się z tym i wnosi zażalenie. I następnie zaskarża każdą czynność podjętą przez sąd. Każdemu zażaleniu należy nadać bieg. Sąd wezwie więc autora pisma do uzupełnienia braków. Skarżący musi opłacić zażalenie, jeśli opłata jest błędna, znów zostanie wezwany do prawidłowego jej opłacenia. Ale on znów wniesie zażalenie. Takie pisma powodują, że sąd musi koncentrować się na kwestiach pobocznych, a nie na istocie sporu – tłumaczy sędzia Kałwak.

Pieniacze rzadziej w SN

Również i Sąd Najwyższy nie jest wolny od „uciążliwych” stron, choć zjawisko to nie stanowi tam poważnego problemu. Jak wyjaśnia Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN, problem „pieniaczy sądowych” w SN występuje, ale poza tym, że absorbuje czas pracowników i sędziów, nie można jednoznacznie stwierdzić, że jest to problem destabilizujący pracę. Wskazuje, że są to raczej przypadki, które są zapamiętywane przez sędziów i pracowników. K. Michałowski dodaje, że biorąc pod uwagę liczbę i charakter pozostałych spraw załatwianych przez SN, nie występują na taką skalę, aby mówić o poważnym problemie.

Jak walczyć z pieniactwem?

Strony składające po raz kolejny te same wnioski są najczęściej przekonane o własnej racji w sporze. Jak podkreśla sędzia Kałwak negowanie czynności sądu wynika często z braku świadomości prawnej. Podkreśla, że należy edukować o prawach i obowiązkach stron – ale nie tylko dzieci i młodzież. - Edukacja musi być kierowana także do dorosłych – wskazuje.

Zdaniem mec.  Rafała Dębowskiego najbardziej denerwujące jest to, że sąd jest bezradny wobec działań pieniaczy sądowych.

 


- Walka z tym zjawiskiem przybiera różne formy, niestety najczęściej w obszarze legislacyjnym. Kolejne ekipy polityków bezskutecznie prześcigają się w wymyśleniu przepisów, które mają rozwiązać problem. Prekluzja dowodowa, ograniczenie prawa składania pism procesowych, specjalne szybkie procedury rozpoznawania spraw (np. sąd elektroniczny), a niebawem prawo do rozpoznania sprawy bez wiedzy i udziału pozwanego - to tylko niektóre przykłady. Brakuje najistotniejszego - instrumentów, dzięki którym stosowanie obstrukcji procesowej byłoby nieopłacalne – tłumaczy mec. Dębowski.

Tymczasem zdaniem sekretarza NRA sprawa jest banalnie prosta. Należałoby wprowadzić zasadę, by strona winna konieczności prowadzenia procesu, czy też winna przewlekłości postępowania, była obciążana faktycznymi kosztami ponoszonymi przez stronę wygrywającą.

- Dziś niestety stawki zwrotu kosztów zastępstwa procesowego w przeważającej ilości kategorii spraw są urągająco niskie i nie pokrywają faktycznych wydatków na ten cel. Pieniactwo nic nie kosztuje. Dlatego mamy go w nadmiarze. I jeszcze jedno – brak jest zasad odpowiedzialności sądu za opieszałość jego działania. Bulwersuje, gdy sąd zasądza odsetki za czas procesu, a proces wlecze się wyłącznie z winy sądu. Prawo do rozpoznania sprawy w rozsądnym czasie, jest prawem każdego obywatela, dlatego powinny powstać przepisy dające prawo sankcjonowania opieszałości sądu również w rozpoznawaniu pieniaczych spraw – puentuje adwokat R. Dębowski, sekretarz NRA.