Światowa akcja #MeToo rozpoczęła się rok temu. W jej ramach wiele znanych kobiet zaczęło publicznie ujawniać, że padły ofiarą przestępstw seksualnych. Włączyły się w nią także Polki, na fali akcji osiem kobiet zarzuciło dwóm znanym dziennikarzom mobbing i molestowanie. Jak mówi portalowi Prawo.pl Renata Durda z Niebieskiej Linii, dzięki akcji Polki coraz chętniej i częściej mówią o tym, że padły ofiarą przemocy seksualnej. Zastępca RPO dr Sylwia Spurek dodaje jednak, że nadal nie ma świadomości społecznej w tym zakresie, a kobiety są dyskryminowane, zawstydzane, nadal też przerzuca się na nie odpowiedzialność za to, co się wydarzyło i nie oddaje się im wiarygodności.

Prawa kobiet i pozycja we współczesnej Polsce oraz efekty akcji #MeToo to jedne z tematów II Kongresu Praw Obywatelskich.

 


Konieczne systemowe rozwiązania

Przedstawiciele RPO i organizacji zajmujących się prawami kobiet nie mają wątpliwości, że konieczne jest wprowadzenie systemowych rozwiązań. - Poza wymiarem indywidualnym w całej akcji #MeToo mogliśmy oczekiwać systemowej reakcji państwa, a tej systemowej reakcji w ogóle nie było. Polskie państwo nie miało żadnej autorefleksji na temat tego, że coś w systemie wymaga zmiany biorąc pod uwagę ogromną skalę zjawiska, biorąc pod uwagę wszystkie głosy, krzywdy, które zostały opisane - podkreśla dr Spurek. 

Czytaj: Polacy akceptują wymuszanie zeznań przez tortury>>

W jej ocenie konieczna jest m.in. zmiana praktyki stosowania przepisów  i podniesienie świadomości oraz wiedzy osób, które stosują takie przepisy, zajmują się problematyką w policji, prokuraturze, sądach. 

- Wszystko po to, żeby stworzyć system przyjazny dla ofiar przemocy seksualnej, żeby one wchodziły do tego systemu, żebyśmy bardziej znali skalę zjawiska, ale co więcej, żebyśmy mogli odpowiedzieć ofertą wsparcia i pomocy dla wszystkich tych osób, które doznają krzywdy. Bo jeśli nie ma takiego systemu przyjaznego nie jesteśmy w stanie pomóc, bo o osobach poszkodowanych nie wiemy, nie zaufały nam - mówi. 

Na potrzebę edukacji, szkoleń policjantów, prokuratorów, sędziów zwracają też uwagę organizacje pozarządowe. - Trzeba zmienić coś w głowach tych osób, pamiętając, że to jest ta sama głowa jak u sąsiada, sprzedawcy w sklepie i tak dalej. Ważne jest zarówno to, by rozmawiać na te tematy bez podejrzliwości, że kobieta próbuje coś ugrać. A takie jest powszechne przekonanie, że jeśli kobieta mówi o takich rzeczach, to chce się zemścić na mężczyźnie. Po drugie te osoby, które przyjmują zawiadomienia, które prowadzą takie postępowania, powinny być do tego profesjonalnie przygotowane - mówi Durda. 

Jej zdaniem należałoby pójść jeszcze dalej i sprawami dotyczącymi przestępstw seksualnych powinni zajmować się specjaliści. 

- Jeśli prokurator prowadzi przestępstwo gospodarcze, wypadek drogowy, a potem przemoc seksualną, to on nie będzie specjalistą w tym zakresie. Do tego typu spraw trzeba mieć szczególne predyspozycje. Może więc, jak w innych krajach, powinni się tym zajmować policjanci, prokuratorzy, sędziowie, z predyspozycjami, doświadczeniem, wykształceniem - dodaje.

Czytaj: Od klapsów do... terroryzmu - badania potwierdzają>>

Zmiana przepisów pomoże?  

Rozwiązaniem - jak ocenia zastępca RPO - mogłoby być też wprowadzenie rozwiązań wzorowanych np. na Francji. Wprowadziła ona do listy wykazu wykroczeń, wykroczenie polegające na molestowaniu seksualnym w publicznych miejscach.  

- Myślę, że powinniśmy pochylić się nad tym pomysłem. Jeśli spojrzymy na zachowania, które mogą mieć miejsce w przestrzeni publicznej w tramwaju, sklepie, na ulicy, to możemy powiedzieć, że ochrona przed molestowaniem seksualnym jest dziurawa. Oczywiście ofiara może dochodzić ochrony z tytułu naruszenia dóbr osobistych, można sprawdzać, czy nie doszło do przestępstwa naruszenia nietykalności seksualnej, ale to wszystko są tylko protezy - ocenia.

 

 

Problemem - jak pokazują statystyki - jest też molestowanie seksualne w pracy. Jest ono formą dyskryminacji ze względu na płeć - mimo to do sądów pracy wpływa bardzo mało tego typu spraw.

- To jest zastanawiające, bo to nie jest tak, że molestowania w pracy nie ma. Wręcz przeciwnie. Jednak z jakichś powodów osoby poszkodowane nie decydują się iść z tym do sądu - dodaje Spurek.