- Taka jest wojna - mówią rozmówcy Prawo.pl, zwracając równocześnie uwagę na ogrom pomocy, która płynie do obywateli Ukrainy, także ze strony Polaków. Problem jednak w tym, że w takiej sytuacji, przy tak dużej skali, procedury nie zawsze działają. Dodatkowo początkowo, by jak najwięcej rodzin mogło dostać się do UE z Ukrainy, bardzo liberalnie podchodzono do dokumentów, z którymi przejeżdżały dzieci. Wystarczył akt urodzenia. Teraz to już się zmienia, bardziej drobiazgowa jest m.in. ukraińska straż graniczna, bo i zaczynają się pojawiać pierwsze sygnały, że taką sytuacją mogą wykorzystywać np. handlarze ludźmi.  

Czytaj: MEiN przygotowuje zasady nauki ukraińskich dzieci w polskich szkołach >>

Wydziały rodzinne w gotowości  

W sytuacji, gdy na granicy znajdzie się dziecko bez opiekunów, Straż Graniczna ma powiadomić sąd rodzinny, a ten decyduje co dalej, np. o umieszczeniu go w pieczy zastępczej. Sytuacje do jakich dochodzi obecnie na granicy są jednak różne. - Potem istotne jest zabezpieczenie miejsce pobytu dziecka na te okres kilkudziesięciu godzin, dopóty sąd rodzinny nie zdecyduje gdzie je umieścić - mówi z Prawo.pl adwokat Małgorzata Jaźwińska, członkini zarządu Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

Bywa, że dziecko przekracza granice z babcią lub ciocią, bez zgody rodziców, albo na podstawie lakonicznego oświadczenia, zdarza się, że przekracza ją razem z opiekunami zastępczymi - przy czym procedury ukraińskie związane z ich powołaniem - jak mówią prawnicy - nie odpowiadają polskim.  

Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia, że wszystkie przybywające z Ukrainy dzieci, również pozostające tam w instytucjonalnej pieczy zastępczej, mogą liczyć na odpowiednią opiekę w Polsce. - Aktualnie obowiązujące rozwiązania prawne, szczególnie ustawa z 13 czerwca 2003 r. o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, pozwalają na podejmowanie przez sądy opiekuńcze czynności mających na celu zapewnienie należytej ochrony dobra dziecka, np. orzeczenia o umieszczeniu w pieczy zastępczej w Polsce - dodaje.

MS dopytywane, czy wydziały rodzinne sądów poradzą sobie z dodatkowym obciążeniem zapewnia, że prowadzi monitoring obsady kadrowej i obciążenia orzeczniczego sędziów wydziałów rodzinnych i nieletnich, a także na bieżąco zajmuje się zgłaszanymi w tym zakresie wnioskami. - Sporządzono także rekomendacje dla prezesów sądów apelacyjnych i okręgowych dotyczące organizacji pracy wydziałów rodzinnych i opiekuńczych w warunkach możliwego wzrostu wpływu spraw opiekuńczych dotyczących małoletnich cudzoziemców pochodzących z Ukrainy. Chodzi zwłaszcza o zapewnienie niezbędnej obsady orzeczniczej w tych wydziałach, gwarantującej sprawne i terminowe rozstrzyganie spraw - wskazuje.  

Czytaj: Uproszczony legalny pobyt dla Ukraińców na 18 miesięcy, czas na wniosek 90 dni >>

 

Halo? Zaopiekuje się sierotą do lat dwóch

Dyskusja o sytuacji dzieci przybywających z Ukrainy rozgorzała w ostatnim czasie na portalach społecznościowych i grupach prawników. A to za sprawą m.in. pojawiających się pytań o możliwość adopcji jednego lub dwóch ukraińskich sierot, albo ofert zaopiekowania się dziećmi na miesiąc, dwa lub pół roku. W takich "zapytaniach" padają też konkretne wymogi dotyczące choćby wieku. Zazwyczaj chodzi o najmłodsze dzieci do lat dwóch, lub od 2 do 6 lat. Prawniczki podkreślają, że są również sygnały o tym, że dzieci podobnie jak kobiety, mogą padać ofiarą handlarzy ludźmi. - Choćby przypadki sutenerstwa, czy próby przejmowania opieki nad osieroconymi lub pozbawionymi opieki kogoś dorosłego dziećmi były pojedyncze, to po prostu się zdarzają. Zaprzeczanie tym zjawiskom jest pozbawione sensu. Ciągle dzwoni do mnie ktoś, kto słyszał, że można zaopiekować się dziećmi i wskazuje na konkretne oczekiwania – deklaruje chęć opieki nad dziewczynką, lub chłopcem w określonym wieku. W mediach społecznościowych pojawiają się także prawdziwe doniesienia o tym, że w określone miejsce przyjechał busik z dziećmi i pieskiem. Ludzie pytają, co z nimi robić nie biorąc pod uwagę, że powinni o tym poinformować choćby policję - mówi adwokatka Joanna Parafianowicz.

I dodaje, że w Polsce jest przeogromny deficyt zaufania do instytucji. - I moim zdaniem nie jest to tylko kwestia wrodzonej nieufności ale błędów popełnianych latami przez sądy rodzinne, policję, OPS-y. Jest w społeczeństwie niechęć do korzystania ze wsparcia instytucji. Z drugiej strony - moim zdaniem - fakt, że na granicy nie ma skoordynowawej opieki nad dziećmi ze strony instytucji budzi niepokój. To powinno być zorganizowane z automatu w trybie pilnym, na zasadzie pogotowia dziecięcego, dyżurów pracowników OPS-u, czegokolwiek. Mam poczucie, że instytucje ten ważny moment przespały- mówi mecenas.

 

Dostrzega to również adwokat Justyna Wróbel. - Początkowo było rozluźnienie restrykcji w zakresie przekraczania granicy przez ukraińskie dzieci, teraz widać tendencję do odwrotu, właśnie ze względu na niebezpieczeństwa, które mogą na nie czyhać. I chodzi głównie o dzieci, które nie są pod opieką swoich rodziców, przedstawicieli ustawowych, tylko dalszych krewnych, znajomych, lub nawet osób obcych, którzy nie mają odpowiednich dokumentów. I to może rodzić niebezpieczeństwo handlu ludźmi, dziećmi. Na pewno już kiedy przekroczą granicę UE czy Mołdawii, kraje przyjmujące powinny wykazywać się racjonalnością, bo w każdym społeczeństwie są osoby, które chcą pomagać i te, które wykorzystają tragedie - wskazuje adwokatka. Dodaje, że z tego co wie od koleżanek prawniczek, które były na granicy, odbywają się posiedzenia sądów rodzinnych w sprawie dzieci, które nie mają się opiekunów. - Ale zapotrzebowanie jest wyższe niż możliwości. Z drugiej strony jest spore ryzyko i trzeba zachowywać pewne restrykcje. Choć priorytetem jest oczywiście zdrowie i życie tych dzieci- dodaje.

Odruch serca czy kalkulacja?

Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka, pytana o to co powinno się zrobić by zabezpieczyć dzieci przekraczające granice mówi, że oczywiście powinny być specjalne punkty dla nich i specjaliści.  - Ale w tym momencie jest inny priorytet, priorytet ratowania życia i zdrowia obywateli Ukrainy i dzieci szczególnie, w tym dzieci osieroconych. Cały czas na granicy stoją po kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt godzin, w zimnie, głodzie, chłodzie. I trzeba maksymalnie otwierać się na pomoc, zapewniać im bezpieczeństwo fizyczne i psychiczne. I niestety tak też jest w tego typu sytuacjach, że zdarzają się, uaktywniają się niedobre instynkty, plany, zamierzenia i oczywiście trzeba myśleć nad tym żeby temu przeciwdziałać - wskazuje.

Mirosława Kątna wyjaśnia, że podstawą jest zapewnienie dzieciom dachu nad głową. - Przy czym osoby, które oferują taką pomoc, szczególnie dzieciom osieroconym, muszą mieć w tyle głowy, że to jest na moment, na chwilę, że ta sytuacja dziecka musi zostać uregulowana. I to też stopniowo - ta regulacja sytuacji prawnej, włączanie w to sądu rodzinnego, powinno nastąpić i to w niedalekiej perspektywie. Ale teraz najważniejsze jest "wyciągnięcie" dzieci z obszaru objętego wojną. Zakładając oczywiiście, że ludzie, którzy pomagają są wielkiego serca i dobrych intencji i pewnie tak jest w znacznej większości. Mam znajomych, przyjaciół, którzy zaopiekowali się grupą osieroconych dzieci, dając im miejsca w swoich pensjonatach - dodaje.

- Widzimy różne zagrożenia dla dzieci. Problemów jest bardzo dużo - począwszy od braku dokumentów po brak zapisów międzynarodowych dotyczących pieczy zastępczej - mówi z kolei Agnieszka Kwaśniewska-Sadkowska, radca prawny z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.  - Co więcej, biorąc pod uwagę przyjęcie tak dużej liczby osób w różnych miejscach, także w prywatnych domach, nie można wykluczyć np. przemocy w rodzinie, ale też wobec przyjmowanych osób, dzieci. Także przyjmujący, czy pracownicy instytucji i miejsc pomocowych, mogą widzieć, że ci którym pomagają stosują taką przemoc wobec swoich dzieci i też pojawi się pytanie co wtedy robić - zaznacza.

 

Prawny bałagan, potrzebne zmiany

Dodaje, że granice przekroczyło wielu opiekunów zastępczych z dziećmi. - Oni też nie zawsze mają wszystkie dokumenty, a z drugiej strony mają swoje procedury prawne, na podstawie, których zostali opiekunami zastępczymi, tyle że nie odpowiadają one naszym. Będzie też problem w przypadku zalegalizowania tej pieczy zastępczej u nas. Zagrożeń prawnych i czysto faktycznych jest bardzo dużo. Ważne będzie współdziałanie i straży granicznej, sądów przygranicznych, które będą musiały przejąć odpowiedzialność za procedury, ale i wymiaru sprawiedliwości w całej Polsce. Bo wiele osób zawożonych jest w głąb kraju, a miejscem regulacji sytuacji prawnej dziecka jest miejsce sądu jego pobytu - przypomina Agnieszka Kwaśniewska-Sadkowska.

Zaznacza, że ważne jest również orzecznictwo w tym zakresie i pytanie, na podstawie czego sądy mają orzekać. - Przecież są takie sytuacje, kiedy dziecko jest z babcią, inną osobą bliską, ale ta osoba nie ma żadnego dokumentu. Jak sprawdzić, że to jego babcia, a nie osoba, która je np. porwała. Z drugiej strony co zrobić, żeby nie skrzywdzić dziecka, bo może to jest rzeczywiście jego babcia i jedyna osoba, która mu została - mówi Kwaśniewska-Sadkowska.

Kolejną kwestia  jest samo upoważnienie od rodzica do opieki nad dzieckiem. - Z naszego prawnego punktu widzenia ma ono znaczenie chwilowe, taka osoba nie może decydować o zapisaniu dziecka do żłobka, przedszkola, szkoły. Nie może decydować o jego leczeniu. Będziemy potrzebowali uregulowania sytuacji prawnej także w takim zakresie. Tym bardziej, że te osoby nie mają przeszkolenia jakiego my oczekujemy od rodziców zastępczych. Być może konieczne są przyspieszone procedury, szkolenia - zaznacza.

Prawnicy podkreślają, że do tej pory problem dzieci uchodźczych bez opieki to była kwestia kilkunastu do kilkudziesięciu przypadków rocznie. Zazwyczaj dzieci trafiały do pieczy instytucjonalnej i w niewielkim zakresie do pieczy zastępczej rodzinnej. Szukano rodzin zastępczych z kultur, czy z krajów ich pochodzenia. Obecna sytuacja - w ich ocenie - może przerosnąć obowiązujący system.