W ocenie sędziów rejonowych delegacje sędziów do sądów wyższych instancji i do Ministerstwa Sprawiedliwości są już problemem systemowym, który wymaga zmian w przepisach. Skarżą się, że z ich powodu są "obłożeni pracą", bo na zablokowane etaty nie można przyjąć nowych osób. A delegacje - jak dodają - są coraz dłuższe. 

Czytaj: Delegacje sędziów uderzają w sądy rejonowe>>
 

Patrycja Rojek-Socha:  Sędziowie sądów rejonowych skarżą się, że delegację m.in. do sądów okręgowych utrudniają im pracę. Resort też dostrzega problem?

Łukasz Piebiak: Każda delegacja osłabia sąd, tym bardziej, że nie wiąże się z ogłoszeniem konkursu na to stanowisko, co pozwalałoby w przewidywalnej przyszłości obsadzić etat. W tym systemie, który obecnie obowiązuje uważamy, że instytucja delegacji jest tak naprawdę niezbędna. Mówiąc wprost bez delegacji sądy wyższe, które z natury są mniej liczne od sądów niższych, przy długotrwałym postępowaniu nominacyjnym na stanowisko sędziego, bardzo mocno by spowolniły. Dzięki delegacjom możliwe jest szybkie uzupełnienie braków – niestety ostatecznie kosztem sądów rejonowych.

Zobacz w LEX: Świadczenia pieniężne dla sędziów >

W ocenie sędziów konieczna byłaby zmiana przepisów...

Nie ma dobrego wyjścia, bo gdybyśmy zrezygnowali z delegacji to te problemy, na które narzekają sędziowie sądów rejonowych, mielibyśmy w sądach okręgowych czy apelacyjnych i to w większej skali. Sądy rejonowe są zawsze w najgorszej sytuacji, bo nawet jak delegujemy sędziego okręgowego do sądu apelacyjnego, to ten sąd okręgowy może uzupełnić braki kadrowe, pozyskując sędziów z sądu rejonowego, a sąd rejonowy nie ma takiej możliwości. Powtarzam, w tym systemie, który obecnie mamy - bez jednolitego stanowiska sędziowskiego, przy rozbudowanej strukturze - trudno znaleźć rozwiązanie. Bo naturalne ubytki są zawsze na wszystkich poziomach i konieczne jest ich uzupełnianie. Generalnie zawsze uzupełnia się kadry z dołu, a nie z góry, zaś sędziowie są chętni by się sprawdzić wyżej w nowych kategoriach spraw, czy w drugiej instancji. Chętnych na delegacje do sądów niższych raczej nie znaleźlibyśmy, a nie da się na dłuższy czas delegować sędziego wbrew jego woli.

 


Likwidacja sądów apelacyjnych pomoże? 

Powiem więcej, spłaszczenie struktury sądów i jednolite stanowisko sędziowskie w mojej ocenie będzie wyjściem z sytuacji. Dlaczego? Jeżeli wszyscy sędziowie będą sędziami sądów powszechnych, to będzie można ich elastycznie przydzielać, do tych sądów - w danym okręgu - gdzie potrzeby są największe. I nie będzie to wpływało na warunki finansowe pracy, bo te będą jednolite. Nie będzie jakimś despektem, że ktoś z sądu drugiej instancji będzie musiał pójść na jakiś czas do sądu pierwszej instancji i tam orzekać. Bo dzisiaj to tak jest postrzegane. Tym bardziej przy prostszej strukturze dwuszczeblowej, a nie trójszczeblowej - czyli bez sądów apelacyjnych. To w mojej ocenie zminimalizuje problemy. Oczywiście można by zrezygnować z delegacji, ale to by spowodowało duże problemy w sądach wyższych. Tak to już jest, że sędziów najwięcej jest w sądach rejonowych - ok. 7 tys., w wyższych - ok. 3 tys.

Zobacz w LEX: Immunitet sędziego >

Sędziowie skarżą się też na delegacje do ministerstwa oraz Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury.

Powiem tak, Ministerstwo Sprawiedliwości bez sędziów nie funkcjonowałoby nawet w połowie tak dobrze jak funkcjonuje. Po względem legislacji robimy - moim zdaniem - więcej niż jakiekolwiek inne ministerstwo, a do tego potrzebujemy sędziów, ich wiedzy i doświadczenia. Zarządzanie sądami, czy nadzór administracyjny nad sądami wykonywany bez udziału sędziów to nonsens. KSSiP też działa na wysokim poziomie merytorycznym w dużej mierze dzięki delegowanym sędziom i prokuratorom. To są kadry, których się nie da zastąpić służbą cywilną. Są oczywiście kraje gdzie nie ma takiej delegacji, ale Polska pod względem delegacji do MS nie jest wyjątkiem, takie samo jest np. u Niemców, Austriaków, Rumunów, Bułgarów. Część naszego środowiska sędziowskiego narzeka na skalę delegacji do polskiego ministerstwa - 165 sędziów, zapewne nie zdając sobie sprawy, że np. we Francji tych sędziów jest 400. 

Podnoszą jednak, że te delegacje czasem na lata blokują etaty.

Ale jeżeli delegacje są dłuższe to my - jako resort - staramy się rekompensować to sądom. Na bieżąco prowadzimy politykę kadrową i przesuwamy etaty tam gdzie są bardziej potrzebne. I bierzemy przy tym pod uwagę obsadę faktyczną, nie obsadę nominalną. Oczywiste jest to, że sędzia delegowany do ministerstwa nie orzeka, a delegowany do KSSiP od niedawna może orzekać w niewielkim zakresie. Dlatego na te miejsca, gdzie mamy długotrwałe delegacje, przydzielamy etaty sędziowskie żeby minimalizować negatywne skutki dla sądów. Nie zawsze się to udaje od razu, ale robimy to, na co warunki organizacyjne i budżet pozwala. Zdarza się też, że mamy znakomitych sędziów chętnych na delegację do ministerstwa i z nich z ubolewaniem nie korzystamy - bo sąd jest w zbyt trudnej sytuacji.

Czytaj: MS chce bezwzględnego dożywocia, prawnicy mówią o pogrzebaniu resocjalizacji>>
 

A może ograniczenia czasowe delegacji byłyby dobrym rozwiązaniem?

Moim zdaniem nie jest to potrzebne. One trwają tak długo jak jest to potrzebne. Nie ma twardej reguły. Zdarza się, że sędzia się sprawdza i chce zostać tam gdzie go delegowano i wtedy ubiega się o awans na wyższe stanowisko, bierze udział w konkursie i zazwyczaj zostaje. Bywa jednak też tak, że już nie chce, bo spróbował i wcale mu się to nie podoba. Wtedy nie przedłużamy delegacji, zdarzają się też odwołania z delegacji – czy to dlatego, że sędzia nie dał rady, czy to dlatego że potrzeby sądu, z którego się wywodzi są większe niż sądu, do którego jest delegowany.

Pojawiają się też głosy, że sędziowie delegowani do MS powinni zrzekać się urzędu...

Nasza konstytucja jest w pewnych fragmentach dość bezwzględna. Taki sędzia, który zrzekł się urzędu i chce wrócić do orzekania musi przejść żmudną drogę z udziałem Krajowej Rady Sądownictwa i prezydenta. To trwa. Rada nie pracuje codziennie, ma swój rytm, nie może podjąć decyzji natychmiast. Prezydent RP też ma szereg różnych obowiązków, a poza tym nie musi powołać sędziego przedstawionego przez KRS, czego dowiodły decyzje prezydenta Lecha Kaczyńskiego i prezydenta Andrzeja Dudy. 

 

Nie byłoby chętnych na takie delegacje? 

Sędzia w takiej sytuacji nie mógłby być pewien, że będzie mógł wrócić do orzekania, a nadto wiedziałby, że to wszystko trwa długo. Gdybyśmy więc wprowadzili takie rozwiązanie to przypuszczam, że chętnych do pracy w MS byłoby niewielu lub nie byłoby wcale. Sędziowie delegowani do ministerstwa są przywiązani do swojego statusu i nie sądzę by godzili się na takie ryzyko. Dlatego tego nie planujemy, bo mógłby być problem z pozyskaniem najlepszych sędziów do pracy w MS i KSSiP.