Sprawa biegłych, w tym biegłych z zakresu medycyny wraca co rusz jak bumerang. Problemem zasadniczym jest nadal brak całościowej ustawy dotyczącej biegłych sądowych, na co zresztą zwracał uwagę na początku tego roku Rzecznik Praw Obywatelskich.
Kolejną kwestią są opinie biegłych w zakresie spraw medycznych. Chętnych zbyt wielu nie ma, a medycy już dwa lata temu postulowali, by wynagrodzenia biegłych lekarzy były wyjęte z trybu ustawowego. Konkretnie chodziło o to by stawki były określane np. w indywidualnej umowie jaką podpisuje lekarz z Zakładem Medycyny Sądowej, prokuraturą czy sądem.

Sprawdź PROCEDURĘ: Przeprowadzanie dowodu z opinii biegłego >>>

 

 

Już wówczas sędziowie skarżyli się też, że stawki są tak niskie, że wielu lekarzy nie chce sporządzać opinii. - Czas oczekiwania na biegłego ortopedę czy neurologa to kilka miesięcy. Nie wyobrażam sobie co się dzieje w wydziale cywilnym, który rozpoznaje sprawy o odszkodowania w związku z wypadkami komunikacyjnymi - mówiła sędzia Marta Kożuchowska-Warywoda, z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Wola.

Czytaj: MS szykuje zmiany w sprawie biegłych - na razie w zakresie ochrony danych>>

Kosmetyczka to nie lekarz

Historię biegłej kosmetyczki komentuje m.in. Andrzej Cisło, były wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej.  – Osoba ta nie jest lekarzem, a zabiegi te są procedurami medycznymi – zaznacza. I przywołuje postanowienie Sądu Najwyższego (z 26 maja 2021 r. w sprawie o sygnaturze I KK 23/21), który uznał, że pojęcie świadczenia zdrowotnego obejmuje także działania medyczne, które „nie są ukierunkowane na zachowanie, ratowanie, przywracanie lub poprawę zdrowia”, czyli m.in. zabiegi stosowane w tzw. branży beauty.

Czytaj też: Wynagrodzenia ławników i biegłych sądowych >>>

W tym konkretnym przypadku Naczelny Sąd Lekarski ukarał lekarkę-dentystkę za przekroczenie uprawnień zawodowych, gdy ta przeprowadziła zabieg powiększenia piersi. Kasację od tego orzeczenia sądu lekarskiego wniósł jej obrońca. Jednak Sąd Najwyższy ją oddalił. Uznał bowiem, że sąd lekarski nie naruszył rażąco prawa, gdy uznał zabieg przeprowadzony przez lekarkę-dentystkę jako działanie medyczne, które ze względu na „inwazyjny charakter oraz wymogi dotyczące jego przeprowadzenia, wchodzi w zakres ustawowej definicji świadczenia zdrowotnego, zawartej w art. 2 ust. 1 pkt. 10 ustawy o działalności leczniczej”.

Linia obrony polegała na negowaniu medycznego charakteru zabiegów z zakresu medycyny estetycznej i sprowadzaniu charakteru tej relacji do schematu: usługodawca-klient. SN przyznał jednak, że zabieg nie miał co prawda związku z ratowaniem życia i zdrowia. Niemniej nie zgodził się z twierdzeniem, że tylko z tego powodu można odmówić temu świadczeniu statusu świadczenia zdrowotnego. Nie podważył też zastosowanego przez Naczelny Sąd Lekarski kryterium inwazyjności, rozumianego jako podanie preparatów „przez inne otwory, niż naturalne otwory ciała”.

Czytaj też: O powoływaniu lekarzy medycyny sądowej jako biegłych sądowych w sprawach karnych o tzw. błąd w sztuce medycznej >

- NRL w poprzednich kadencjach stała niezmiennie na stanowisku, że medyczny charakter zabiegów medycyny estetycznej jest oczywisty. Że są to świadczenia zdrowotne pomimo, że żaden istniejący przepis wprost tego nie formułował - mówi Cisło. Podkreśla też, że postanowienie SN wykracza poza jednostkowy przypadek i ma zastosowanie w większości zabiegów medycyny estetycznej.

Czytaj: Dobry biegły pilnie poszukiwany, dobra ustawa pilnie potrzebna>>
 

Lata mijają, problem pozostał

Wracając do meritum, biegła sądowa Ewa Gruza, profesor w Katedrze Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że sytuacja kiedy kosmetyczka trafia na listę biegłych sądowych jest poniekąd niedopatrzeniem ze strony prezesa sądu okręgowego, który wydaje decyzje o takim wpisie.

- Jeśli zdecydował się na wpisanie na listę biegłych osoby, która ma wiedzę i doświadczenie w zakresie kosmetologii, a nie medycyny, a ustanawia ją w specjalnościach medycznych, oznacza to, że nie zweryfikował właściwie informacji o posiadanym przez biegłą wykształceniu i związanym z tym prawem do wykonywania zawodu lekarza. A przecież wystarczy dokładnie sprawdzić złożone dokumenty, w tym dyplom ukończenia studiów, czy przy określonej specjalności w zakresie, której ma opiniować biegła wymagane są studia medyczne, czy studia te zostały ukończone, potwierdzone egzaminem i czy osoba ta faktycznie wykonuje zawód w danej specjalności medycznej - mówi.

Dodaje, że z drugiej strony prezesi nie mają za bardzo narzędzi by weryfikować rzetelność informacji przekazywanych przez kandydatów na biegłych.  - Decyzje podejmują w oparciu o przedłożone dokumenty. Mamy rozporządzenie, które określa minimalne, progowe wymagania wobec biegłych, natomiast nie daje instrumentów prezesom by mogli coś więcej zrobić, więcej wymagać. Są tacy prezesi, którzy sobie radzą i w obecnych warunkach prawnych wymagają np. zaświadczenia ze stowarzyszeń, obowiązkową przynależności do organizacji skupiających przedstawicieli danego zawodu - przykładowo w przypadku lekarza to przynależność do izby lekarskiej. Ale tyle ile mamy sądów okręgowych, tyle mamy praktyk w zakresie ustanawiania biegłych. Jedni prezesi są bardziej wymagający, inni liberalni  - zaznacza prof. Ewa Gruza.

Czytaj też: Dowód z opinii lekarskiej w sprawach z zakresu ubezpieczeń społecznych >

 

Przydałoby się choćby rozporządzenie

W jej ocenie potrzebne byłoby choćby rozporządzenie. - Na ustawę oczywiście czekamy, ale taką kwestią, która jest konieczna, i którą można szybko przeprowadzić, to jest nowe rozporządzenie ministra sprawiedliwości, w którym ujednolici się specjalności biegłych, wprowadzi jedną listę biegłych podzieloną na poszczególne okręgi, zaostrzy kryteria wpisu na listę, wyraźnie wskaże prawa i obowiązki biegłych. I to można zrobić szybko, ale od 2005 r. żaden minister nie podjął tej rękawicy. Jeśli nie chcą ustawy, potrzebujemy rozporządzenia. A obecnie wszyscy się godzą z tym, że biegli źle pracują, są źle wynagradzani, że ich opinie są jedną z przyczyn niesłusznych skazań, pomyłek sądowych, a raporty m.in. organizacji pozarządowych, które są opracowane ewidentnie pokazują, że jest źle jeśli chodzi o kwalifikacje, umiejętności, wiedzę - zaznacza.

Czytaj też: Biegły konsultant w procesie karnym >>>

Przyznają to również sędziowie. - W małych sądach, a szczególnie w sprawach karnych, po prostu sędziowie zostają sami z problemem wyboru biegłego, jak i z redagowaniem tezy dowodowej - wskazuje sędzia Arkadiusz Krupa, karnista z Sądu Rejonowego w Łobzie. Zwraca uwagę, że co do zakresu kompetencji biegłych trudno jest wypowiadać się bez podstawowej wiedzy medycznej. - Sędzia dopuszczając dowód nie orientuje się najczęściej w materii medycznej na tyle dobrze, żeby jednoznacznie dookreślać te kwestie. Sędzia nie mając wiedzy medycznej w pewnym sensie skazany jest na formułowanie tezy dowodowej, jak i wskazywanie biegłego nieco w ciemno - tłumaczy sędzia Krupa.

 

 

Sprawy wielowątkowe, jeden biegły nie wystarczy

Kolejną kwestią jest to, że biegli wskazują w opiniach, iż należy sięgnąć po opinie z zakresu innej specjalności. - Rzecz w tym, że my nie wiemy, czy to nie jest uciekanie od odpowiedzialności za opinię własną, czy po prostu problem zakresu kompetencji. Przydałyby się więc specjalizacje - zaznacza.

Podobnie ocenia to prof. Julia Stanek, radca prawny, prowadząca Kancelarię Prawa Medycznego, absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum. Zwraca uwagę, że niejednokrotnie sprawy medyczne są wielowątkowe i czasami jeden biegły nie odpowie na wszystkie pytania. - Mam czasami wrażenie, że biegli, kierując się chęcią przygotowania opinii, wkraczają w nie swoje kompetencje. Powoduje to przedłużenie postępowania - wskazuje prof. Stanek.