Czytaj: TK: Prawo traktatowe Unii Europejskiej jest sprzeczne z Konstytucją RP>>
 

Krzysztof Sobczak: Co oznacza dla Polski, dla Unii Europejskiej, wreszcie dla relacji naszego państwa z Unią czwartkowy wyrok, w którym Trybunał Konstytucyjny zakwestionował nadrzędność prawa unijnego nad krajowym?

Ewa Łętowska: Najpierw wniosek premiera a potem wyrok Trybunału Konstytucyjnego zakwestionowały powinność lojalnej współpracy na linii państwo członkowskie – Unia Europejska. Chodzi o artykuł 4 Traktatu o UE – to już zresztą wcześniej zrobiono w wyroku P7/20, z 14 lipca tego roku. Z tego obowiązku wynika konieczność podporządkowywania się państw wyrokom Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i o zakwestionowanie tej powinności w rzeczywistości  wnioskodawcy chodziło. Co więcej, temu zakwestionowaniu dorabia się fałszywą etykietę jakoby to miało wynikać z polskiej konstytucji.  I tu kolejna fałszywa etykieta, bo z konstytucji wynika co innego: właśnie konieczność podporządkowania się wyrokom TSUE. 

Czemu ma służyć ten wyrok?

Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego było potrzebne dlatego, że wyprodukowało tę fałszywą, legitymizującą etykietę o rzekomej sprzeczności Traktatu (i obowiązku posłuszeństwa wyrokom TSUE) z polską konstytucją.  Konsekwencją jest legalizacja - no to co że pozorna - przez TK decyzjonizmu władzy politycznej, która będzie wedle własnej woli i potrzeby wybierała z prawa UE to co jej akurat pasuje.

 

Jak ma wyglądać wykonywanie tego orzeczenia?

Ten wyrok stawia sędziów, do których jest adresowane prawo europejskie i których wiąże obowiązek posłuszeństwa wyrokom TSUE w dramatycznym konflikcie: albo będą posłuszni temu obowiązkowi, albo narażą się na represje ustawy kagańcowej. Albo mają być herosami, albo będą usiłowali „zejść z linii strzału”. To ostatnie zaś oznacza unikanie orzekania w sprawach, gdzie taki konflikt powstaje. Czyli przewiduję dalsze opóźnienia w wymiarze sprawiedliwości, i last but not least – demoralizację i zastraszanie korpusu sędziowskiego. 

To tylko problem sędziów, nie obwyateli?

Dla obywateli to wszystko oznacza chaos prawny – bo na forum międzynarodowym (pomoc prawna, TSUE, Trybunał Strasburski) nieposłuszeństwo sądów standardom wynikającym z orzecznictwa TSUE będzie skutkowało niekorzystnie dla polskich obywateli.
To bardzo obszerny temat, tu tylko jeden przykład: jeżeli frankowicz będzie sądzony przez sąd, w którego składzie występuje sędzia opiniowany przez neo-KRS, wówczas „bank idąc do Strasburga” może się powołać na to, że sąd był źle obsadzony. Wyroku to wprawdzie nie obali, ale będzie można dostać odszkodowanie za naruszenie prawa do sądu (kazusy Xero flor i Reczkowicz). A jak wygra bank w takiej samej sytuacji – do Strasburga pójdzie frankowicz, z takim samym skutkiem. I tak w każdej sprawie… Pewność prawa staje się fikcją. 

Trybunał Konstytucyjny to bardzo ważny organ państwa - co z jego orzeczenia wynika dla innych władz?

I wniosek do TK , i  sam wyrok są co swego zakresu i skutków – to zdarzenia bez precedensu historycznego. Wyroki TK, nawet wadliwe – stwarzają obowiązek posłuszeństwa ich treści. Zatem teraz i rząd, i parlament, i prezydent – jeśli chcą  być posłuszni TK - powinni podjąć kroki zamierzające do wypowiedzenia Traktatu, który TK uznał za sprzeczny z Konstytucja. Bo wyjście z tego impasu – prawnie - może być tylko takie: albo zmiana Traktatu, albo zmiana Konstytucji, albo wypowiedzenie Traktatu. Czwartej możliwości nie ma. Zauważę, że od znowelizowania w 2010 r. ustawy o umowach międzynarodowych wypowiedzenie Traktatu jest bardzo proste. Referendum niepotrzebne, wystarczy zwykłą większość w parlamencie.

A jeżeli nic się nie zrobi, to parlament, rząd i prezydent nie wykonując wyroku TK  - to z kolei nie pierwszyzna - będą trwali w obecnej sytuacji: przeciąganie liny z organami UE i traktowanie własnej Konstytucji jako instrumentu w czysto politycznej grze. Cóż: Erdogan też się od lat targuje szantażując przepuszczeniem uchodźców. A my teraz też dostaliśmy tę kartę (niechcący zresztą, za sprawą Łukaszenki – do ręki). Tyle, że Turcja nie jest w UE, a i to porównanie politycznie niesmaczne, a już ze ścieżką prawną i rule of law to to  nie ma nic wspólnego.