Już tylko na podpis prezydenta, a potem na publikację w Dzienniku Ustaw czeka nowelizacja ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych oraz niektórych innych ustaw, potocznie określana mianem podatkowego Polskiego Ładu. Wśród licznych zmian, jakie wprowadza z początkiem przyszłego roku są te dotyczące opłacania składki zdrowotnej. Co do zasady wynosić ona będzie 9 proc. podstawy wymiaru dla pracowników, a osoby prowadzące działalność gospodarczą płacić będą składkę od dochodu w zależności od formy prowadzonej działalności gospodarczej czy wybranej formy opodatkowania. Zniknie natomiast możliwość jej odliczenia od podatku dochodowego od osób fizycznych (jeszcze za rok 2021 można będzie po raz ostatni odpisać 7,75 proc. z zapłaconych 9 proc. składki zdrowotnej).

Czytaj również: Niższa składka zdrowotna, mniejsze wpływy do NFZ

Składka zdrowotna z mechanizmem ograniczającym

- Ponieważ nie będzie można już odliczać zapłaconej składki zdrowotnej od podatku dochodowego od osób fizycznych i z początkiem roku zmienią się zasady jej opłacania, razem z wejściem w życie Polskiego Ładu, to należałoby zastanowić się nad mechanizmem ograniczającym wysokość płaconej składki zdrowotnej na podobnych zasadach, jakie stosuje się w przypadku składek na ubezpieczenia społeczne. Tym bardziej, że osoby płacące nową składkę zdrowotną więcej z tego względu nie otrzymają z systemu ubezpieczeniowego – mówi Przemysław Hinc, doradca podatkowy i członek zarządu w kancelarii PJH Doradztwo Gospodarcze. I dodaje: – Skoro państwo nie może zapewnić wyższego komfortu leczenia wybranym ubezpieczonym, dostępu przez nich do wysokospecjalistycznych procedur, albo dostępu do świadczeń „bez kolejki” – bo byłoby to naruszeniem zasady sprawiedliwości społecznej, zgodnie z którą każdy ubezpieczony ma prawo do takiej samej opieki medycznej i świadczeń ochrony zdrowia bez względu na kwotę odprowadzonych składek, to nie ma zatem żadnego uzasadnienia by obciążać niektórych ubezpieczonych składką zdrowotną bez jakikolwiek ograniczeń. 

- Składka zdrowotna to danina o charakterze podatkowym. Jej wysokość nie jest powiązana z zakresem ochrony ubezpieczeniowej – prawo do opieki zdrowotnej daje sam fakt podlegania temu ubezpieczeniu.  Jest więc mało prawdopodobne, aby zdecydowano się na ograniczenie górnej podstawy jej wymiaru – mówi Magdalena Januszewska, radca prawny, specjalizująca się w prawie pracy, ubezpieczeń i zabezpieczenia społecznego. Jak tłumaczy, ze składką zdrowotną jest inaczej niż ze składkami na ubezpieczenia emerytalne i rentowe.

Roczna podstawa wymiaru tych składek w danym roku kalendarzowym nie może bowiem być wyższa od kwoty odpowiadającej trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok kalendarzowy. Kwotę rocznej podstawy wymiaru składek ogłasza minister właściwy do spraw zabezpieczenia społecznego w drodze obwieszczenia w Monitorze Polskim. W efekcie od nadwyżki ponad tę kwotę nie płaci się już  składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe.

- Składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe są limitowane, aby ograniczać wysokość przyszłych świadczeń, w sytuacji gdy dana osoba zacznie korzystać ze zgromadzonego kapitału. To zabezpieczenie systemu przed zbyt wysokimi emeryturami w przyszłości. Jakkolwiek pojawiały się koncepcje zniesienia tego limitu, dotychczas nie zostały jednak wprowadzone w życie – wyjaśnia mec. Januszewska.

- Przyznam szczerze, że nie zastanawiałem się nad takim rozwiązaniem, bo przede wszystkim uważam, że należało utrzymać dotychczasowe zasady płacenia składki zdrowotnej. Wprowadzanie mechanizmu ograniczającego wysokość opłacanej składki zdrowotnej, na wzór 30-krotności w składkach do FUS byłoby rozwiązaniem gorszym – uważa dr Wojciech Nagel, ekspert BCC ds. ubezpieczeń społecznych. I dodaje: - Wydaje się, że obecnie brakuje „masy krytycznej” do wprowadzania kolejnych zmian. W trakcie funkcjonowania nowych zasad, będzie można je w pełni ocenić. 

 


Będzie chaos i konieczność porządkowania systemu

- Przed 1997 r. była jedna składka na ubezpieczenie społeczne, której opłacenie uprawniało do świadczeń zdrowotnych. Po tej dacie wyodrębniono składkę zdrowotną, by zapewnić stabilne finansowanie ochrony zdrowia, a składka w całości była odliczana od podatku dochodowego od osób fizycznych. Już wówczas pracownicy płacili od nieco pomniejszonego przychodu, a przedsiębiorcy w praktyce ryczałtem. Z perspektywy podatnika takie rozwiązanie było sprawiedliwe, ponieważ suma składki zdrowotnej i pomniejszonego o nią podatku była równa podatkowi dochodowemu. Innymi słowy: wszystko, co „oszczędził” na składce przedsiębiorca, musiał oddać w PIT. Z perspektywy obywatela było to sprawiedliwe, ponieważ na końcu daniny publiczne stanowiły identyczny procent dochodu. W 2003 r. zaczęto odchodzić od tej logiki, uniemożliwiając odliczenie niewielkiej części składki zdrowotnej. Od 1 stycznia 2022 r. składki zdrowotnej już nie odliczymy od podatku. W ten sposób nazwa „składka zdrowotna” będzie oznaczała konglomerat niezależnych od PIT podatków od: przychodu bądź dochodu bądź ryczałtowy – mówi dr Tomasz Lasocki z Katedry Prawa Ubezpieczeń Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

Według niego, nie można naukowo uzasadnić takiej mozaiki składkowej, niż tylko przypadkiem. O podatkowym charakterze „składki” zdrowotnej wiele mówi opracowywanie zmian przez Ministerstwo Finansów oraz ścisłe powiązanie metody jej ustalania z wybraną przez przedsiębiorcę zasadą opodatkowania czy formą prawną prowadzenia działalności. Ewidentnym celem przeprowadzonych zmian było zwiększenie przychodów publicznych bez troski o jakąś filozoficzną spójność. Słono zapłacą ci, którzy nie zoptymalizują zawczasu formy rozliczenia z fiskusem ani nie przewidzą na rok z góry, jaki przychód i dochód osiągną. Sądzę, że niebawem wszyscy dostrzegą ten chaos i będzie czekało nas porządkowanie po takim Ładzie  – stwierdza dr Tomasz Lasocki.