Do izb administracji skarbowej wpłynęły prośby o udzielenie informacji, ilu pracowników urzędu i funkcjonariuszy zakaziło się SARS-CoV-2 oraz w jakich jednostkach organizacyjnych pracują. Wnioskodawca – Tomasz Ludwiński, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ "Solidarność" – wskazywał, że informacja o liczbie osób zakażonych w organach administracji rządowej świadczy o możliwym stanie zagrożenia realizacji zadań publicznych. To zaś leży w kręgu zainteresowania obywateli. Adresaci wniosków jednak odmawiali wskazując, że dane te nie wchodzą w zakres informacji publicznej. Powołali się też na ochronę prywatności pracowników.

- Chcieliśmy wiedzieć w tamtym okresie, jakie są zagrożenia dla pracowników i funkcjonariuszy. Dyrektorzy zbierali takie dane. Wysłali je do Ministerstwa Finansów i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Uznaliśmy, że ważne jest dla nas, żeby takie informacje posiadać oraz przekazać pracownikom i funkcjonariuszom - mówi Prawo.pl przewodniczący Ludwiński. Jak twierdzi, w administracji skarbowej nie podawano nawet informacji w przypadkach, gdy zachorował ktoś w danym urzędzie. - Uznaliśmy, że takie informacje powinno się przekazywać. Zresztą z informacji, które otrzymywałem z innych instytucji wynikało, że nikt nie robi z tym problemu i podaje się wewnętrznie informacje o zachorowaniach – tłumaczy Tomasz Ludwiński. I dodaje, że w skarbówce przyjęto zasadę, że jeżeli się o czymś nie mówi, to tego nie ma.

 


Wyraźny rozdźwięk w orzecznictwie sądów administracyjnych

Analiza orzecznictwa sądów administracyjnych w tych sprawach nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, czy informacja o zakażeniach w urzędzie jest publiczna i należy ją udostępnić na żądanie wnioskodawcy. Na podstawie wyroków można wskazać, że kształtują się dwie, całkowicie rozbieżne linie orzecznicze.

Pierwsza z nich, prezentowana przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu (wyrok z 21 lipca 2021 r., sygn. akt II SAB/Po 67/21), WSA w Gorzowie Wielkopolskim (wyrok z 20 maja 2021 r., sygn. akt II SAB/Go 71/21), WSA w Gliwicach (wyrok z 13 lipca 2021 r., sygn. akt III SAB/Gl 73/21) wskazuje, że ustawa o dostępie do informacji publicznej (dalej: udip) nie służy do występowania z wnioskiem o udzielenie każdej informacji. Zakres przedmiotowy tej ustawy obejmuje dostęp tylko do informacji publicznej. Natomiast dane o konkretnej jednostce chorobowej pracowników nie wiążą się z funkcjonowaniem organów władzy publicznej oraz nie posiadają związku z wykonywaniem zadań publicznych i gospodarowaniem mieniem publicznym, więc nie mogą zostać uznane za wpisujące się w zakres przedmiotowy ustawy.

Sądy administracyjne podkreślają, że wnioskowane informacje dotyczą sfery prywatnej pracowników i stanu ich zdrowia. Z kolei zbieranie i przekazywanie danych na temat ilości zachorowań do organów centralnych nie powoduje, że takie informacje stają się informacjami publicznymi. W wyrokach wskazuje się też, że sama liczba chorych nie obrazuje, czy funkcjonowanie organu jest zagrożone, ponieważ część pracowników, pomimo stwierdzonej choroby, może pracować zdalnie. Sądy zwracają uwagę, że żądane informacje nie dotyczą funkcjonowania władzy publicznej oraz nie stanowią działania i zaniechania w zakresie powierzonych zadań i kompetencji publicznoprawnych.

 


Sądy dostrzegają publiczny charakter informacji 

Po drugiej stronie jest z kolei WSA w Olsztynie (wyrok z 10 czerwca 2021 r., sygn. akt II SAB/Ol 43/21) i WSA w Lublinie (wyrok z 27 maja 2021 r., sygn. akt II SAB/Lu 42/21). W uzasadnieniach wyroków wskazuje się, że z uwagi na realizowane przez organy zadania, sporne informacje mają walor informacji publicznej, ponieważ odnoszą się do zasad funkcjonowania podmiotów, o których mowa w art. 4 ust. 1 pkt 1 udip, czyli do organów władzy publicznej, w tym o trybie ich działania (art. 6 ust. 1 pkt 3 lit. a udip). Dane związane z wykonywanymi czynnościami służbowymi przez osobę pełniącą funkcję publiczną służą bowiem jawności życia publicznego i mogą zostać udostępnione każdemu zainteresowanemu. Sądy administracyjne zwróciły też uwagę, że pracownicy otrzymują wynagrodzenie za czas usprawiedliwionej nieobecności w pracy, które jest finansowane ze środków publicznych, a gospodarka nimi jest przecież jawna. Tym samym żądane przez wnioskodawcę informacje mają charakter publicznych. Dlatego też działanie organu, który odmówił ich udzielenia było nieprawidłowe.

Ponadto WSA w Lublinie wskazał, że żądane dane nie odnoszą się do prywatnych informacji o stanie zdrowia pracowników. Taki charakter należałoby przypisać informacji wprost wskazującej, czy u konkretnych, wskazanych z imienia i nazwiska osób, stwierdzono zakażenie, a także informacji sformułowanej w taki sposób, że na jej podstawie możliwe byłoby powiązanie tych danych z konkretnym pracownikiem. Wnioskodawca nie zażądał jednak takiego rodzaju informacji, a jedynie ogólnych danych o ilości stwierdzonych w danym okresie zakażeń, przyporządkowanych do określonych jednostek organizacyjnych. Jednocześnie wprost zastrzegł, że "nie interesują go dane personalne, ani też stanowiska służbowe ww. osób". Lubelski sąd ocenił więc, że tego rodzaju danym należy przypisać walor jedynie informacji statystycznej obrazującej skalę zakażeń koronawirusem w organie administracji publicznej. To zaś oznacza, że nie można ich zakwalifikować jako dane o stanie zdrowia mające charakter stricte prywatny.

Czytaj także: Psy skarbówki będą tropić koronawirusa >>>

Koronawirus zmienia perspektywę

Zdania zapytanych przez nas ekspertów są podzielone, zupełnie tak jak sądowe orzecznictwo. Prof. nadzw., dr hab. Agnieszka Piskorz-Ryń z Katedry Prawa Administracyjnego i Samorządu Terytorialnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie wskazuje, że z punktu widzenia ustawy o dostępie do informacji publicznej udostępnia się informację publiczną, która nie jest chroniona ze względu na prywatność osoby fizycznej. - Trzeba rozważyć, czy informacja ta jest informacją publiczną, czyli czy ma związek z wykonywaniem zadań publicznych – wskazuje. - Co do zasady informacja o tym, na co chorują pracownicy, nie ma związku z wykonywaniem zadań publicznych. Jednak kwestia koronowirusa w jakiś stopniu zmienia ten obraz. Ilość zachorowań może bowiem mieć wpływ na wykonywanie zadań publicznych, ponieważ np. spowoduje objęcie całego urzędu kwarantanną, czy objęcie nią dużej liczby pracowników – ocenia prof. Agnieszka Piskorz-Ryń. - Jeżeli więc nie narusza to prywatności osób, których dane dotyczą, opowiadałabym się za udostępnieniem tej informacji. Może ona mieć wpływ na wykonywanie zadań publicznych. Inaczej niż w sytuacji, gdyby ktoś pytał np. ile osób w urzędzie jest chorych na serce – podkreśla.

Informacja nie ma związku z zadaniami publicznymi

Natomiast radca prawny Lidia Mucha z kancelarii Ostrowski i Wspólnicy ocenia, że wnioskowane informacje nie są publiczne, ponieważ dotyczą sfery prywatnej i nie posiadają związku z wykonywaniem zadań publicznych. - Informacja, iż pracownicy czy funkcjonariusze są zarażeni koronariwusem to przede wszystkim dana o stanie zdrowia. Nie jest to informacja o tym, czy i w jaki sposób pracownicy lub funkcjonariusze wypełniają zadania publiczne, a wyłącznie informacja o tym, czy i wobec ilu osób stwierdzono obecność jednostki chorobowej – wskazuje. - Zrozumiałe byłoby zwrócenie się o udzielenie informacji czy i ile osób aktywnie realizowało powierzone im zadania publiczne w trakcie pandemii, niemniej bez wskazywania na przyczynę nieobecności – ta sama w sobie w tym wypadku stanowi bowiem informację o stanie zdrowia - podkreśla. Mecenas Lidia Mucha zwraca też uwagę, że z art. 5 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej wynika, że prawo do informacji publicznej podlega ograniczeniu ze względu na prywatność osoby fizycznej. - Co prawda, zdanie drugie tego przepisu wskazuje, iż ograniczenie z tytułu prywatności osoby fizycznej nie dotyczy informacji o osobach pełniących funkcje publiczne niemniej pod warunkiem, że informacje takie mają związek z pełnieniem tych funkcji. W mojej ocenie zbyt daleko idącym wnioskiem jest stwierdzenie, iż zakażenie koronawirusem jest informacją związaną z pełnieniem funkcji publicznej - ocenia. I dodaje, że uznając wnioskowane informacje za publiczne, należałoby też uznać, że stanowią informację przetworzoną, której uzyskanie jest zależne od wykazania interesu publicznego.

 

Nie można wskazać konkretnej osoby

Zapytani przez nas eksperci podkreślają, że kwalifikując wnioskowaną informację jako publiczną trzeba mieć na uwadze, aby nie zdradzać, czy konkretny pracownik zakaził się koronawirusem. Prof. Agnieszka Piskorz-Ryń wskazuje, że informacja, którzy pracownicy z imienia i nazwiska byli chorzy, jest przedmiotem ochrony. Zastrzega też, że może dojść do sytuacji, w której udzielając informacji nawet o charakterze ogólnym, poinformujemy o konkretnych pracownikach, np. jeżeli wszyscy byliby chorzy. - Trzeba zawsze ocenić czy udzielenie nawet ogólnej, zanonimizowanej informacji dotyczącej tylko liczb w konkretnym, indywidualnym przypadku danego urzędu nie zdradziłoby sytuacji o konkretnej osobie – podkreśla prof. Agnieszka Piskorz-Ryń. W żaden sposób więc nie można dopuścić by informacja dotyczyła zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej.

Mecenas Lidia Mucha wskazuje, że konsekwencją uznania wnioskowanych informacji za informację publiczną jest stworzenie podstawy do naruszenia prywatności tych osób. Dla zobrazowania problemu podaje przykład urzędu w małej miejscowości, w którym możliwe jest, że w danej jednostce organizacyjnej pracuje jedna osoba której imię i nazwisko jest publicznie znane lokalnej ludności. W takiej sytuacji w bardzo łatwy sposób można bezpośrednio powiązać co do tej osoby informację o jej stanie zdrowia. - Taki sam efekt zostanie osiągnięty na przykład, jeżeli w danej jednostce organizacyjnej przez okres epidemii, wszystkie osoby były zarażone koronawirusem lub dana komórka organizacyjna składa się z małej liczby osób – zwraca uwagę radca prawny Lidia Mucha.

Sprawa nie trafi do NSA

Tomasz Ludwiński, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ "Solidarność" poinformował nas, że nie będzie wnosił skarg kasacyjnych, ponieważ otrzymał informacje o liczbie zachorowań z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. - W związku z tym nie musiałem się starać, żeby zaskarżać te wyroki, których linia orzecznicza okazała się wybitnie niejednolita – wskazał. Przewodniczący Ludwiński otrzymał też wnioskowane informacje od dyrektorów izb skarbowych z Olsztyna i Lublina, czyli od urzędów, z którymi wygrał w sądzie. To zaś wskazuje, że organy te nie będą zaskarżać niekorzystnych dla nich wyroków. Tym samym kwestia charakteru informacji w sprawie zakażeń w urzędzie nie trafi na wokandę Naczelnego Sądu Administracyjnego.