Unia  Europejska przygotowuje się do wprowadzenia zmian dotyczących elektroodpadów. Na etapie końcowym znajdują się konsultacje do nowelizacji dyrektywy WEEE (Waste of Electrical and Electronic Equipment ), implementowanej w Polsce w ustawie o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym. 

Czytaj też: Odpady rzadziej płoną, ale szara strefa wciąż groźna

Kłopotliwy postęp

Gdzie są największe problemy? Przede wszystkim tam, gdzie mamy do czynienia z nowymi technologiami, sprzętem, których jeszcze kilka lat temu na rynku nie było lub był kupowany sporadycznie, a teraz przeżywa prawdziwy boom. Chodzi m.in. o : panele fotowoltaiczne, pompy ciepła czy drony. 
- Obowiązki powstają,  ale nie ma jak ich realizować, Dziś bowiem minimalny roczny poziom zbiórki elektroodpadów wynosi 65 proc. masy sprzętu wprowadzonego na rynek liczone jako średnia z trzech poprzednich latach, skąd więc wziąć taką ilość po zaledwie kilku latach od wejścia nowatorskich wyrobów do użytku - zastanawia się  Grzegorz Skrzypczak, prezes Elektroeko, Organizacji Odzysku Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego SA.

 

Nowość
Nowość

Bartosz Rakoczy, Błażej Wierzbowski

Sprawdź  

Kwestia braku sprzętu do recyklingu niepokoi też Michała Kanownika, prezesa  zarządu związku Cyfrowa Polska, skupiającego największe firmy z branży RTV i IT działające w Polsce.

- Postulaty polskiego rządu idą w kierunku likwidacji takiego obowiązku do czasu, aż takie nowe rodzaje śmieci pojawią się na rynku. Wiąże się to z dużym ryzykiem. Brak obowiązku oznacza bowiem dziś, że nie gromadzi się rezerwy finansowej na przyszłość. A gospodarka zużytym sprzętem kosztuje. Za 10 lat części, zwłaszcza małych firm już nie będzie, a zwiększony obowiązek spadnie na pozostałe – mówi.

Proponuje on, żeby nie likwidować całkowicie tego obowiązku, ale obniżyć kary za brak zbiórki do poziomu nieco wyższego niż średni koszt zebrania i przetworzenia tych odpadów. To spowoduje, że będą środki na przetworzenie takich odpadów w przyszłości. Taki mechanizm jest potrzebny w unijnym prawie na stałe, bo zapewne za 2-3 lata pojawią się kolejne nowe produkty, których trwałość będzie wieloletnia.

Powtórne użycie nie zawsze korzystne

Innym problemem jest powtórne użycie elektrosprzętu. Organizacje ekologiczne uważają, że należy wprowadzić obowiązek, a nawet ustalić poziomy powtórnego użycia. Żadna też instytucja nie kontroluje produktów " z drugim życiem". 

- Nawet wymiana kabla zasilającego może spowodować niebezpieczeństwo. Kto da gwarancję, że takie urządzenie nie doprowadzi do pożaru czy prąd nie porazi użytkownika? A w efekcie odpowiedzialny będzie nie sprzedawca tylko producent. A on nie będzie miał pojęcia jak ten sprzęt wrócił na rynek.– ostrzega prezes Kanownik.

Jego zdaniem powtórne użycie elektrosprzętu powinna uregulować dyrektywa. - Albo firma musi wiedzieć, że taki produkt trafia na rynek, albo na naprawiającego muszą być nałożone takie obowiązki jak na producenta, a kupujący ma wiedzieć, że ma do czynienie z „reuse” - przekonuje prezes Kanownik. Dodaje też, że UE powinna ustalić też  jak rozstrzygać rozbieżność pomiędzy wydłużaniem cyklu życia produktu, a oszczędzaniem wody czy energii. To się bowiem częściowo wyklucza. 

Natomiast Wojciech Konecki, prezes APPLiA Polska, związku producentów AGD zapewnia, że przemysł popiera ideę ponownego użycia. Postuluje jednak racjonalnie podejście do problemu. - Jeżeli policzyć ślad węglowy to niekiedy opłaca się nawet wyrzucić działającą rzecz i kupić nową, nawet wliczając ślad węglowy produkcji nowej pralki czy zmywarki. Aż 85 proc. tego śladu jest generowane bowiem podczas procesu użytkowania - wyjaśnia. 

Jak tłumaczy, warto rozważyć również kwestie moralne i ekonomiczne. - Oddanie takiego smoka energetycznego ubogiemu użytkownikowi nie ma nic wspólnego z troską o jego sytuację życiową i jest po prostu niemoralne – uważa Konecki. Nie ukrywa też, że  przez powtórne użycie przemysł  zatrudnia mniej ludzi przy produkcji, co także nie jest bez znaczenia z ekonomicznego punktu widzenia.

Koszty rosną, odpadów brakuje

To co niepokoi zarówno producentów jak i organizacje odzysku, za pomocą których przedsiębiorcy rozliczają się z recyklingu elektroodpadów, to koszty. W ciągu ostatnich 10 lat koszty zbiórki wzrosły aż dziesięciokrotnie. 

Poza tym uzyskanie aż 65 proc. poziomu jest mało realne, nie tylko wśród nowatorskich wyrobów. O ile jeszcze w Polsce stosunkowo dobrze idzie zbieranie tzw. dużego AGD, bo ludzie przy zakupie oddają stary sprzęt, to są olbrzymie kłopoty z drobnymi urządzeniami. Teoretycznie powinny go przyjmować wszystkie sklepy powyżej 400 m sprzedające elektronikę i AGD, a mniejsze - przy zakupie tego samego rodzaju urządzeń. Podobnie - gminne PSZOKi. Ale tak naprawdę, co się dzieje ze starymi mikserami, telefonami czy maszynkami do golenia - wciąż nie bardzo wiadomo.

Przedstawiciele organizacji, z którymi rozmawiało Prawo.pl  zwracają również uwagę, że nie wszyscy faktycznie wprowadzający sprzęt na unijny rynek objęci są obowiązkiem recyklingu, co też podnosi koszty zbierania. Często bowiem osoby fizyczne ściągają sprzęt z prowadzonych poza UE sklepów internetowych i nie jest on obciążony opłatą produktową, mimo, ze musi być utylizowany zgodnie z unijnymi standardami. Innym przykładem są firmy działające przez bardzo krótki czas.

- Nieszczelność  systemu powoduje powstawanie niesprawiedliwej sytuacji, w której  za takie urządzenia faktycznie płacą przedsiębiorcy działający odpowiedzialnie na unijnym rynku – tłumaczy Michał Kanownik,  Jego zdaniem wymaga to wprowadzenia, zresztą nie tylko w Polsce bardziej rygorystycznych zasad.

To, że standardy przetwarzania i recyklingu powinny być lepiej nadzorowane i uregulowane zauważa też Wojciech Konecki.  - W dobie cyfryzacji mogłoby to działać lepiej, zwłaszcza że mamy podejrzenia, że jest tu duża szara strefa. Łatwo jest zmienić jedną cyfrę w kodzie odpadów, a wynaleźć i zweryfikować takie cudowne przemiany jest trudno. Z pewnością pomogłaby w tym dobrze działająca baza danych o odpadach, ale na razie ciężko jest doprosić się o jakiekolwiek, nawet zanonimizowane i zagregowane  dane - podkreśla.