Od początku roku obowiązują zliberalizowane przepisy dotyczące wycinki drzew na prywatnych posesjach, zgodnie z którymi właściciel nieruchomości może bez zezwolenia wyciąć drzewo na swojej działce, bez względu na jego obwód, jeśli nie jest to związane z działalnością gospodarczą.
Podczas czwartkowego posiedzenia Sejmu odbyła się debata nad trzema poselskimi projektami nowel ustawy o ochronie przyrody, regulujących tę kwestię. Projekty przygotowało PiS, PO i Nowoczesna. PO proponuje wrócić do przepisów obowiązujących przed 1 stycznia. PiS natomiast chce, aby chęć wycinki zgłaszać do gmin, a Nowoczesna - by samorządy mogły lepiej chronić zieleń miejską.
Czytaj: CBA zbada zawiadomienie ws. prac nad ustawą dopuszczającą wycinkę drzew>>
Szansę na uchwalenie ma jedynie projekt PiS, bo klub ten ma większość w Sejmie. Propozycje Platformy i Nowoczesnej zostały negatywnie zaopiniowane przez komisję środowiska, która wniosła o ich odrzucenie w pierwszym czytaniu.
Sprawozdawczyni komisji Anna Paluch (PiS) podkreślała, że obowiązujące od pierwszego stycznia br. liberalne przepisy ws. wycinki drzew na prywatnych gruntach zostały przez "znakomitą większość obywateli przyjęte z ulgą i wdzięcznością".
Odnosząc się do projektu PO zwróciła uwagę, że ma on przywracać stan prawny sprzed początku 2017 r. i tym samym zaostrzyć przepisy w zakresie usuwania drzew i krzewów. Zgodnie z propozycją Platformy, chcąc wyciąć drzewo na swojej posesji, trzeba byłoby uzyskać odpowiednie zezwolenie z gminy.
Przekonywała, że projekt Platformy przywracając współczynniki różnicujące stawki za wycięcie drzew w zależności od ich lokalizacji, niepotrzebnie komplikują prawo. Wskazała, że ustawa będzie też bardziej służyć konieczności wykonywania analiz dendrologicznych, ponieważ projekt będzie pozwalać na usunięcie bez pozwolenia krzewów do 10 lat.
Mówiąc o propozycji Nowoczesnej, Paluch przekonywała, że zawiera ona "wiele nieścisłości, niekonsekwencji i sprzeczności". Zwrócił uwagę, m.in. na niespójną definicję zieleni chronionej. Według Nowoczesnej - to rozwiąnie miałoby służyć poprawie ochrony zieleni miejskiej. Paluch wskazywała jednak, że ustanowienie takiego obszaru miałoby się odbywać przez uchwałę rady gminy. "Gdzie konsultacje z prywatnymi właścicielami gruntów?" - pytała. Dodała, że gminy musiałyby płacić w takich sytuacji bardzo duże odszkodowania.
Paluch poinformowała, że poparcie komisji uzyskał projekt PiS. Wyjaśniła, że zaproponowane przez jej partię rozwiązania utrzymują przepisy, zezwalające na bezpłatną wycinkę drzew na prywatnej działce, jeżeli nie jest ona związana z działalnością gospodarczą. Projekt da też możliwość weryfikacji, czy wycinka na prywatnym gruncie była rzeczywiście przeprowadzona w celach niezwiązanych z działalnością gospodarczą.
Właściciel nieruchomości, chcąc dokonać wycinki drzew bądź krzewów na swojej nieruchomości, będzie musiał zgłosić to wcześniej do gminy. Urząd będzie prowadził rejestr zgłoszeń i dokonywał oględzin dla ustanowienia stanu faktycznego. Jeżeli gmina w ciągu kolejnych 14 dni nie wyrazi sprzeciwu do planowanej wycinki (tzw. milcząca zgoda), to wtedy będzie można ją przeprowadzić.
Paluch dodała, że projekt PiS zakłada ponadto, że jeśli przed upływem 5 lat od dokonania oględzin przez urzędnika gminnego, właściciel wystąpi o pozwolenie na budowę związaną z prowadzeniem działalności gospodarczej i będzie realizowana na części nieruchomości, gdzie rosły usunięte drzewa, będzie musiał uiścić opłatę za usunięcie tych drzew.
Także występująca w imieniu klubu PiS Małgorzata Golińska zarzuciła opozycji, która - jej zdaniem - dziś "rzekomo broni drzew, rzekomo masowo wycinanych, przez rzekomo nieszanujących przyrodę obywateli", a była cicho, kiedy drzewa przegrywały z nowymi osiedlami i galeriami handlowymi. "Wielu samorządowców na pierwszym miejscu stawiało interes inwestorów, lekką ręką zgadzając się na wycinkę drzew" - mówiła.
Wyjaśniła, że jej klub popiera projekt złożony przez posłów PiS, natomiast opowiada się za odrzuceniem projektów opozycyjnych.
Oceniła, że autorzy projektu Nowoczesnej uznali, iż obywatele nie rozumieją, jakim skarbem jest dla nich przyroda, nie znają jej korzystnego wpływu na zdrowie. Zdaniem Golińskiej, Nowoczesna chce nauczyć tego obywateli wprowadzając zakazy i nakazy.
"Większość przez państwa przytaczanych wycinek w miastach, to skutek zaniedbań władz samorządowych w stosowaniu prawa" - mówiła. Według niej, wprowadzenie proponowanych przepisów prowadziłoby do tego, że nikt nie decydowałby się na sadzenie drzew z obawy, że jakiś urzędnik mógłby uznać je za cenne dla samopoczucia sąsiada i objąć je zakazami.
"Klub PiS nie popiera takiej przymusowej, rzekomo nowoczesnej lekcji przyrody" - powiedziała.
Krytykowała także projekt PO. Według niej, poprzez wprowadzenie bardziej rygorystycznych zapisów, urzędnik ma dawać "zezwolenie na to, co właściciele zrobią we własnym ogródku".
Mówiła o przykładach "łaskawości" autorów projektu przewidującego m.in. możliwość wycinki krzewów, których wiek nie przekracza 10 lat. Jej zdaniem, aby określić wiek tak młodego krzewu należałoby zwrócić się o opinię eksperta. Golińska oceniła, że niektóre zapisy projektu są kuriozalne.
Klub PO zrewanżował się złożeniem z kolei wniosku o odrzucenie projektu PiS ws. wycinki drzew. Ten projekt jest "skandalicznie zły", m.in. tworzy obszar do kolejnych nadużyć - powiedział w czwartek poseł Stanisław Gawłowski (PO). Jego zdaniem, projekt PiS, "generuje korupcję".
Gawłowski powiedział, że skrót PiS można rozszyfrować jako "Piła i Siekiera". "To jest wasz symbol" - ocenił. Posłanka PO Gabriela Lenartowicz (PO) przekonywała, że PiS chce "zakonserwować ten stan jaki jest - stan lekceważenia i pogardy dla przyrody, i dla ludzi".
Ewa Lieder z klubu Nowoczesna również zapowiedziała głosowanie jej klubu za odrzuceniem projektu PiS. Argumentowała, że obowiązująca od 1 styczna ustawa (tzw. lex Szyszko) spowodowała, że "z krajobrazu Polski zniknęło tysiące drzew, w tym starodrzewy". "Skala zjawiska była zatrważająca" - przekonywała. "A psim obowiązkiem posła jest obserwować, jak działa uchwalone prawo" - dodała.
Jej zdaniem, jednak projekt nowelizacji tych przepisów autorstwa PiS zawiera niewystarczające zabezpieczenia przed kontynuacją tego zjawiska, bo łatwo go będzie obejść. Z kolei projekt Nowoczesnej realnie może ograniczyć możliwość masowej wycinki. Umożliwi też samorządom, czyli tym, którzy wiedzą, co się dzieje na ich terenie, na rzeczywistą ochronę przyrody.
Proponowane przez PiS rozwiązania dot. wycinki drzew są bardzo złe, restrykcyjne, to prawo jest nieprecyzyjne, budzi wątpliwości interpretacyjne i chaos - oceniał Mieczysław Kasprzak (PSL). Poinformował, że jego klub będzie głosował za ich odrzuceniem.
Nawiązał do obowiązujących już zliberalizowanych przepisów. "To, coście zrobili to jest barbarzyństwo. I to nie jest nagonka medialna, bo sam wasz prezes, wasz naczelnik kilkakrotnie wypowiadał się, że za tym stoją lobbyści, że to nie jest czysta sprawa, że ustawa jest zła, że ustawa wprowadzona pod osłoną nocy jest zła" - powiedział Kasprzak, zwracając się do posłów PiS.
Stefan Niesiołowski z koła Unii Europejskich Demokratów mówił, że projekt PiS jest "ustawą dalszej wycinki", dlatego Niesiołowski opowiedział się za odrzuceniem go. "Chyba chodzi o to, żeby minister Szyszko zachował twarz (...). Zachowanie twarzy przez pana ministra Szyszko, to trochę tak, jakby Lichtenstein walczył o zachowanie dostępu do morza. To jest dość trudne" - ocenił.
Poseł Józef Brynkus (Kukiz'15) jako jedyny bronił w debacie obowiązującego od 1 stycznia status quo. Przekonywał, że ustawa uchwalona 16 grudnia ub. roku była jedynym z niewielu propozycji PiS, które odpowiadały Polakom.
"Jednak na skutek nacisku różnej maści lewackich ekologów postanowiono zmienić to, co dobre na to, co rzekomo lepsze, a w istocie znacznie gorsze" - mówił poseł Kukiz'15. "PiS uległ medialnej presji, w której przywołano rzekome opisy eksterminacji drzew" - dodał, zaznaczając, że opisy te na ogół miały niewiele wspólnego z rzeczywistością. Tylko klub Kukiz'15, mówił Brynkus, mając na uwadze interes Polaków, "nie zważa na medialny wrzask".
Wiceminister i główny konserwator przyrody Andrzej Szweda-Lewandowski ocenił podczas debaty, że obowiązujące od nowego roku przepisy "ujawniły słabość planowania przestrzennego, brak inwentaryzacji zieleni na poziomie gmin". Dodał, że wykazała ona ponadto "słabą kontrolę służb samorządowych nad przestrzeganiem prawa, a także wieloletnie zaniedbania w tym zakresie".
Zdystansował się wobec wszystkich projektów, także tego zgłoszonego przez PiS. "W świetle dokonanego nowelą zwolnienia osób fizycznych z poddawania się procedurom administracyjnym to nałożenie nowych obowiązków (zgłaszania wycinki - PAP) i dotkliwych kar jest pewnym krokiem wstecz" - powiedział główny konserwator przyrody.
"Ministerstwo krytycznie odnosi się do proponowanego ograniczenia w dysponowaniu zielenią na swoim terenie" - zaznaczył.
Jego zdaniem, w toku dalszych prac nad nowelizacją dotychczasowych przepisów powinno się zastanowić nad wprowadzeniem m.in. zachęt finansowych dla właścicieli działek, którzy utrzymywaliby na swoim terenie drzewa i krzewy. Według niego można rozważyć np. wprowadzenie możliwości zawierania umów między samorządami a prywatnymi właścicielami gruntów, gdzie gminy finansowałyby utrzymywanie takich terenów zielonych. (PAP)