Ewa Usowicz: Postanowił Pan odejść na emeryturę po 36 latach dostarczania informacji prawnych na polskim rynku. To droga od papierowych książek do wdrażania sztucznej inteligencji w produktach elektronicznych. Czy przypuszczał Pan, że firma rozwinie się w takim kierunku, że aż 92 proc. jej przychodów będzie pochodziła z „elektroniki”, a nie z „papieru”?
Włodzimierz Albin: Papier dominował do końca lat 90-tych. Kiedy w 1989 r. zakładaliśmy Dom Wydawniczy ABC nie sądziłem, że będzie taki popyt na wydania z wymiennymi kartkami. Nawet jak Wolters Kluwer przejął LEX-a, to był on nadal mniejszą firmą niż „papierowe” ABC. Dopiero po 2002 roku zaczęło się to zmieniać w kierunku dominacji elektroniki. Prawdę powiedziawszy, liczyliśmy na to, że systemy onlinowe wejdą szybciej. Klienci długo byli przywiązani najpierw do papieru a potem do DVD.
LEX był najpierw na dyskietkach… dziś trudno to sobie w ogóle wyobrazić…
Tak, najpierw były dyskietki, aktualizowane głównie miesięcznie, potem CD-ROM-y i DVD. Aktualizacje wysyłaliśmy klientom pocztą.
Czy w innych krajach systemy informacji prawnej tworzyły się podobnie?
Różnie, niektóre kraje były bardziej zaawansowane technologicznie - np. Rumunia miała już wtedy system aktualizacji online. Tyle, że wiele państw, przede wszystkim Europy Zachodniej, miało ten „problem”, że nie było tam dużych zmian w prawie. Wydawano więc np. jeden komentarz raz na trzy lata. U nas zmian było bez liku, a prawo zmieniało się w dość nieprzewidywalny sposób.
To co powiedzieć teraz, gdy przepisy potrafią mieć datę wejścia w życie wcześniejszą niż data publikacji…
To fakt, ale wtedy nie było rozbudowanych form publikacji przepisów. Dzienniki Ustaw były słabo dostępne. Zaczęliśmy od ujednolicania tekstów ustaw. Sam zresztą od tego zaczynałem – na początku lat 90-tych był niebywały boom na spółki z o.o. Obsługiwałem je jako prawnik. Ujednolicałem więc na własne potrzeby akty prawne, dotyczące działalności gospodarczej. A potem zacząłem to sprzedawać. Zmian w prawie było wtedy bez liku, mało kto się w nich orientował, a my byliśmy bardzo szybcy w tworzeniu nowych produktów.
Czytaj także komentarz praktyczny w LEX: Wierczyński Grzegorz, Charakter przepisów epizodycznych (przejściowych, wprowadzających) w systemie prawa i ich prezentacja w Systemie Informacji Prawnej LEX>
Pamięta Pan pierwszą wydaną publikację?
Oczywiście, to był wymiennokartkowy „Zbiór Praw - Prawo Gospodarcze”. Świetnie się sprzedawał. Z łezką w oku wspominam, jak z tą jedyną wtedy naszą książką, byliśmy na targach książki.
Co sprzedawało się najlepiej na początku lat 90-tych?
Poza prawem gospodarczym, zawsze doskonale sprzedawały się podatki, ale też prawo budowlane czy kadry i płace. Dopóki nie weszliśmy do Unii, hitem wydawniczym było też prawo celne. Potem do książek wymiennokartkowych zaczęliśmy dodawać krótkie komentarze, co zostało bardzo dobrze przyjęte przez czytelników. Pierwszym poważnym komentarzem książkowym, który wydaliśmy, był ten do nowego prawa autorskiego – Janusza Barty i Ryszarda Markiewicza. Potem komentarz do k.p.k.
Czytaj także artykuł w LEX: Grzybczyk Katarzyna, O czym chciałby przeczytać profesor Ryszard Markiewicz?>
Sprawdź również książkę: Prawo autorskie i prawa pokrewne. Wprowadzenie >>
Wydawnictwo ABC rozwijało się tak szybko, że w jednym z wywiadów powiedział Pan potem, że „z ulgą przyjął, że nie musi być prawnikiem”. Nie żałuje Pan zmiany profesji na wydawcę?
W końcówce lat 80-tych i na początku lat 90-tych byłem młodym prawnikiem i przy doradzaniu tym pierwszym spółkom z o.o., wiele się od klientów nauczyłem. Okazało się jednak, że wydawnictwo jest ciekawsze i przynosi dochody pozwalające na rozwój rynkowy - obroty rosły z miesiąca na miesiąc, a ABC stawało się coraz bardziej popularne.
Jednak w 1995 r. sprzedali Państwo 40 proc. udziałów w ABC koncernowi Wolters Kluwer, potem pozostałe 60 proc. - w 1999 r. Zakupem zainteresowani byli też niemiecki C.H. Beck i brytyjski Reed Elsevier. Dlaczego wybrali Państwo WK?
Bardzo się wtedy ucieszyliśmy, że byli różni chętni na zakup naszej firmy, bo - prawdę powiedziawszy - nie wiedzieliśmy, jak ją wycenić. Reed Elsevier (obecnie to RELX Group, do której należy m.in. amerykańskie wydawnictwo prawnicze LexisNexis) zaproponowały podobną cenę. C.H. Beck zaproponował cenę… 10-krotnie niższą - myślę, że chciał po prostu sprawdzić, co mamy „w środku” - akurat zaczynał wtedy działalność w Polsce. Wybór Wolters Kluwer okazał się trafiony, bo zaraz po tym kupił też LEX-a. Powstały Polskie Wydawnictwa Profesjonalne, w których znalazło się wiele produktów prawnych.
Czy kiedykolwiek żałował Pan, że sprzedał swoją firmę globalnej korporacji? Może miałby Pan potem niezłe, własne perspektywy biznesowe?
Nie żałowałem, dalszy rozwój firmy na dużą skalę byłby bardzo trudny, choćby ze względu na konieczność ponoszenia przez kolejne lata ogromnych nakładów na technologie. Dalej ryzykowałbym własne pieniądze. Poza tym istotna była też kwestia sukcesji - moje dzieci wybrały zupełnie inne drogi zawodowe.
Czy to prawda, że jest Pan w Wolters Kluwer jedynym byłym właścicielem, który został w firmie po sprzedaży swojego biznesu?
Tak, to prawda, jestem w WK 25 lat po sprzedaży własnej firmy.
I przez cały ten czas jest Pan też prezesem Wolters Kluwer Polska. Czy było dla Pana oczywiste, że obejmie Pan tę funkcję?
Tak. Bo to był mój koncept, jak ma działać ABC, jak je połączyć z LEX-em. Zawsze lubiłem to, co robię i byłem z tym związany.
Wolters Kluwer miał przez jakiś czas również Oficynę Ekonomiczną, ale została sprzedana. Czy ta tematyka nie przynosiła odpowiednich przychodów czy może firma postanowiła postawić wyłącznie na prawo?
Oficyna ekonomiczna była częścią ABC. Książki ekonomiczno-biznesowe były świetnym interesem w drugiej połowie lat 90-tych - m.in. wtedy, gdy ruszała giełda. Sprzedawaliśmy rocznie po 60-70 nowych tytułów, był niebywały popyt m.in. na książki HR-owe - świetnie sprzedawał się np. podręcznik HR Michael’a Armstronga. Jednak po roku 2000 popyt na nie znacząco osłabł - podobnie stało się np. z książkami informatycznymi, gdzie wiedzę zaczęto czerpać z internetu, fachowych forów itp.
Co dało przejęcie w Polsce przez Wolters Kluwer wydawnictwa LexisNexis?
Dostaliśmy świetnych autorów i pracowników, którzy są z nami do dziś. I klientów, którzy akceptują nasze produkty premium i ich koszt. LexisNexis było wydawnictwem sprzedającym tańsze produkty i z tego powodu nie wszyscy ich klienci z nami zostali. Zyskała też nasza konkurencja, która ich przejęła.
Czy uważa Pan, że konkurencja wśród polskich wydawców prawnych jest ostra?
Zależy na jakim rynku – na prawniczo-księgowym – tak. W przeciwieństwie do naszych konkurentów, my działamy na różnych rynkach. C.H. Beck działa głównie na rynku prawniczym i tu jest naszym największym konkurentem. Ale Wolters Kluwer działa także na rynku biznesowym, księgowym (tu konkurujemy z Inforem i Gofinem). Działamy też na rynkach niszowych – np. związanych z systemami prawnymi dla budownictwa czy banków. Poza tym mamy dużo software’u – m.in. dla samorządu terytorialnego i próbujemy łączyć z nim informacje. Sprzedajemy też produkty compliance, takie jak np. Progmedica dla szpitali. Mamy też Prawo.pl, więc stworzyliśmy konkurencję – przede wszystkim dla "Dziennika Gazety Prawnej" i "Rzeczpospolitej" w zakresie newsów prawnych.
Szkoda, że nie ma więcej firm wydających książki prawnicze. Niestety, prawnicy kupują za mało książek – kiedyś kupowali ich znacznie więcej.
Które wydawnictwa prawnicze na świecie radzą sobie najlepiej i dlaczego?
Te, które mają największy rynek, czyli przede wszystkim amerykańskie. Liderem jest tam Thompson Reuters, który w 1996 r. przejął (wtedy jako Thomson Corporation Publishing) rodzinne wydawnictwo West Publishing Company, istniejące od 1876 roku. Na drugim miejscu jest w Stanach LexisNexis, który jest częścią RELX (kiedyś Reed Elsevier). Akurat w USA Wolters Kluwer ma silniejszą pozycję na rynku informacji medycznych niż prawnych.
Jeśli spojrzymy na Europę, to LexisNexis się z niej pomału wycofuje. C.H. Beck jest największy w Niemczech. We Francji świetnie się rozwija wydawnictwo Éditions Francis Lefebvre, które kupuje wydawnictwa w innych krajach – m.in. we Włoszech, Niemczech i Holandii. Prężnie działa też skandynawska grupa Karnov, która kupiła od Wolters Kluwer wydawnictwa w Hiszpanii i Francji. Ale istnieje jeszcze wiele prawniczych wydawnictw rodzinnych.
Jakie są odrębności między rynkami informacji prawnej?
Inna bywa częstotliwość zmian w prawie, dostęp do orzecznictwa czy aktów prawnych. Przykładowo w Rumunii, Hiszpanii czy Holandii państwo stworzyło dobre systemy z orzecznictwem. U nas nadal orzeczenia trzeba „zbierać” z różnych miejsc.
Czy wydawcy prawni powinni obawiać się sztucznej inteligencji - tego, że będzie im podkradać fachowe treści?
Nie, patrzę na AI jak na szansę, wyzwanie, a nie zagrożenie. Możliwość oferowania klientom czegoś nowego. Takim wyzwaniem było wydawanie książek, gdy pojawiały się kolejno kserokopiarki, scanery czy chomikuj.pl, kopiujące nasze treści. Podobnie jest z AI.
Zobacz także szkolenie w LEX: Adamska-Pietrzak Ewa, Irytowska Katarzyna, Sztuczna inteligencja a prawo - partnerstwo czy konflikt interesów?>
Gdyby miał Pan wymienić dwa najważniejsze czynniki rozwoju Wolters Kluwer Polska, to jakie?
Udało się stworzyć znakomity zespół ludzi, którzy pracują z nami całe lata i wciąż chcą robić nowe rzeczy, tworzyć nowe produkty, ale też standardy sprzedaży, obsługi klientów i dotarcia do nich. W dodatku ten zespół lubi ze sobą pracować, co wcale nie jest często spotykane na rynku. Bardzo się cieszę, ze mój następca - Marcin Kleina - pochodzi właśnie z firmy i pracuje z nami od lat.
I drugi istotny czynnik - Polska jest krajem otwartym na nowości, to nie jest rynek stagnacji. Cały czas mamy tu różne możliwości dostarczania fachowej wiedzy i narzędzi.
Czy w ogóle opłaca się dalej wydawać książki – jak Pan to ocenia jako wieloletni prezes Polskiej Izby Książki? Mam wrażenie, że niezadowoleni są zarówno autorzy, jak i wydawcy.
Książki będą istnieć – czy to w formie papierowej, czy elektronicznej. Jestem przekonany, że nie zostaną zastąpione przez filmy na YouTube czy podcasty. Problem polega na tym, że polski rynek jest zdegenerowany, zdominowany przez kilku graczy, którzy dyktują na nim warunki – niekorzystne dla wydawnictw, szczególnie małych.
Co uważa Pan za swój największy sukces i porażkę?
Sukcesem jest na pewno dobre połączenie firm – ABC, LEX-a, Zakamycza, LexisNexis w jeden organizm. Nasi koledzy w innych krajach często obawiali się łączyć kupione firmy i te przez lata funkcjonowały osobno. Dla nas od początku oczywista była synergia. Gdybyśmy pozostawili te firmy osobno, konkurowałyby o klientów, budżety itp. LexisNexis – dużego konkurenta - włączyliśmy do naszej organizacji w ciągu zaledwie 100 dni.
Porażka to pewnie parę projektów, na które wydaliśmy pieniądze, ale nie udało się ich sfinalizować. Ale przy skali nowych projektów, które się u nas jednocześnie toczą - do kilkudziesięciu rocznie, to w sumie normalna rzecz, że czasem coś nie ujrzy światła dziennego.
Czy był jakiś moment, kiedy obawiał się Pan o kondycję finansową firmy – były przecież po drodze różne kryzysy, inflacje, pandemia?
Nigdy się nie obawiałem, zawsze mieliśmy dobre przychody i rośliśmy po 10 proc. rok do roku. Myślę też, że mieliśmy szczęście – po tylu latach pracy wiem, że w biznesie trzeba mieć też szczęście.
To co będzie Pan robił „w życiu po życiu”?
Zajmę się wreszcie swoimi, a nie firmowymi, sprawami. Planuję trochę podróżować. Dalej będę w Polskiej Izbie Książki i Fundacji Powszechnego Czytania, której jestem jednym z fundatorów. Nie znikam.
Czytaj także artykuł w LEX: Mandrosz Joanna, Paradoksy w budowaniu strategii firmy>
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.









