W ostatnich tygodniach 2008 r. banki zaczęły aktywniej zachęcać klientów do korzystania z kredytów hipotecznych. Dom Bank, mBank i GE Money Bank łagodzą swoje, niedawno radykalnie zaostrzone, wymagania. W ich placówkach łatwiej będzie uzyskać kredyt na zakup nieruchomości, niż jeszcze przed dwoma tygodniami. Banki zrezygnowały z kryterium bardzo wysokiego, 35-procentowego wkładu własnego. W GE teraz wymagana kwota to 20 proc., przy kredytach we frankach. Dom Bank od ubiegających się o kredyt złotówkowy wymaga wkładu własnego wysokości 20 proc., zamiast dotychczasowych 25 proc. Z kolei mBank zapowiedział, że od stycznia zmniejszy marżę kredytową. Mimo tych pocieszających zarówno dla klientów, jak i deweloperów informacji, część banków podtrzymuje swoje decyzje o nieudzielaniu kredytów walutowych i utrzymaniu kryterium wkładu własnego rzędu 35 proc., na który stać tylko nielicznych.

- Moim zdaniem ciężkie chwile, jakie przeżywają deweloperzy i nabywcy nieruchomości, potrwają do marca. Wtedy instytucje finansowe dumnie ogłoszą swoje wyniki finansowe, pochwalą się, kto ile zarobił, kto kogo kupił - powiedział w Pulsie Biznesu Tomasz Błeszyński niezależny ekspert rynku nieruchomości . Zdaniem Błeszyńskiego przed świętami wielkanocnymi wszystko powoli zacznie wracać do normy, kredyty hipoteczne staną się dostępniejsze, oprocentowanie ulegnie kolejnej korekcie, a rynek odzyska równowagę. Sądzę też, że banki stopniowo będą zwiększać dostępność kredytów mieszkaniowych, aby nie dopuścić do zawładnięcia rynkiem przez fundusze pożyczkowe, systemy argentyńskie i inne instytucje para- bankowe. - Taką ofertę banki skierują głównie do ludzi młodych, którzy muszą gdzieś mieszkać, i jeśli nie zostaną wsparci rodzinną pożyczką, trafią na rynek spekulacyjnych kredytów – uważa Błeszyński.

Tymczasem Mateusz Ostrowski, analityk Open Finance uważa, że dla banków kończą się lata tłuste przyszły rok będzie dla nich trudniejszy.  -Zaczną bowiem powoli odczuwać efekty spowolnienia gospodarczego, które spowoduje, że część osób straci pracę, niektórzy nie dostaną oczekiwanej podwyżki, a jeszcze inni będą musieli się liczyć z obniżką pensji. Gorsza sytuacja klientów przeniesie się wcześniej czy później na kondycję banków. Na pewno wzrośnie odsetek niespłacanych kredytów, popyt na nowe pożyczki też nie będzie rósł tak szybko jak dotychczas, bo zmniejszy się optymizm konsumentów. Będzie to dotyczyło wszystkich produktów kredytowych – zarówno hipotecznych, jak i gotówkowych - mói Mateusz Ostrowski.

Klienci banków mogą mieć gorszą sytuacją materialną, i trudniej będzie im spłacać kredyty, ale z drugiej strony mogą się spodziewać, że będą one niżej oprocentowane. Rada Polityki Pieniężnej (RPP) już zaczęła cykl obniżek stóp procentowych, obniżając główną stopę z 6 na 5,75 proc. W przyszłym roku można się spodziewać kolejnych obniżek stóp procentowych i – patrząc na oczekiwania rynku i ekonomistów – główna stopa zejdzie zapewne w okolice 4 proc. Na tak znaczny ruch zareagują stopy rynkowe, a banki dostaną impuls do obniżek oprocentowania kredytów. - W przypadku tych hipotecznych stanie się to niejako automatycznie, wraz ze spadkiem stóp WIBOR. Jeśli stawka trzymiesięczna będzie podążać za ruchami stóp NBP, to może spaść do 4,5‐5 proc. 

- W  przypadku kredytów we frankach szwajcarskich sytuacja też nie powinna być najgorsza, bo zdecydowane cięcia stóp procentowych w Szwajcarii już się dokonały, a w najbliższych miesiącach przełożą się one na obniżenie oprocentowania kredytów we frankach. W takiej sytuacji – nawet gdyby okazało się, że złoty jeszcze się osłabi – wysokość miesięcznej raty kredytów we frankach powinna zachowywać się dość stabilnie - uważa Ostrowski. Według analityka Open Finance, w miarę upływu czasu zarządy banków będą też zmniejszały oprocentowanie innych kredytów: gotówkowych, samochodowych, na kartach kredytowych i w rachunku. Jak to zwykle bywa, będzie to następować z pewnym opóźnieniem w stosunku do decyzji RPP. Do końca roku można się jednak spodziewać, że średnio oprocentowanie takich konsumpcyjnych pożyczek spadnie o 2 punkty procentowe, choć niektóre instytucje zdecydują się na poważniejsze ruchy. Niestety jest też druga strona medalu – niższe stopy procentowe oznaczają koniec licytacji oprocentowania lokat.