12 września 2018 r. Parlament UE zaakceptował projekt dyrektywy w sprawie praw autorskich. Aby stała się ona obowiązującym prawem, konieczne będzie jeszcze jedno głosowanie. Odbędzie się ono w 2019 r. Projekt został przedstawiony przez Komisję Europejską już we wrześniu 2016. Następnie zaakceptowały go rządy państw członkowskich (Rada UE). Na początku lipca 2018 r. Parlament Europejski nie przyjął go, uznając, że konieczna jest dalsza debata. Teraz jednak, wprowadziwszy niewielkie zmiany, zaakceptował projekt.

Dyrektywa wzbudza wiele emocji ze względu na wprowadzane nowe prawa wyłączne oraz mechanizmy kontrolne. Mają one zapewnić lepszą ochronę praw autorskich, ale także nakładów czynionych przez wydawców prasy i organizatorów wydarzeń sportowych. Mają też umożliwić uzyskanie przez wydawców prasy i autorów dochodów z tytułu korzystania z ich utworów w internecie. Przeciwnicy uchwalenia dyrektywy wskazują zaś na ograniczenie wolności słowa, a nawet cenzurę internetu, jaka grozi po uchwaleniu dyrektywy, czy też istotne obciążenia dla właścicieli serwisów internetowych. Stąd potocznie dyrektywa jest nazywana ACTA 2, nawiązując do protestów sprzed sześciu lat.

Wydawcy prasy mogą żądać zapłaty za udostępnianie ich artykułów w serwisach

Projekt dyrektywy przewiduje nowe prawa dla wydawców prasy. Mają oni uzyskać wyłączne prawo do zwielokrotniania wydanych przez siebie utworów – publikacji prasowych (trwale lub czasowo, w całości lub w części, jakimikolwiek środkami i w jakiejkolwiek formie) oraz wyłączne prawo do publicznego udostępniania takich publikacji drogą przewodową lub bezprzewodową w miejscu i w czasie przez siebie wybranym, tj. m.in. w internecie. Obecnie analogiczne prawa wyłączne do zwielokrotniania i udostępniania utworów muzycznych i filmowych przysługują wydawcom muzycznym i filmowym.

Powyższe prawa (prawa pokrewne) mają umożliwić wydawcom prasy uzyskanie wynagrodzenia za cyfrowe wykorzystanie ich publikacji przez różne internetowe serwisy i platformy (information society service providers). Innymi słowy publiczne wykorzystanie publikacji prasowej w formie cyfrowej będzie wymagało zgody (licencji) wydawcy, a to pociągnie za sobą konieczność uiszczenia opłaty. Wydawcy nie będą mogli sprzeciwiać się jedynie wykorzystywaniu ich artykułów przez indywidualnych użytkowników serwisów w celach niehandlowych. Parlament zaproponował również, że wykorzystywanie linków, którym będą towarzyszyć pojedyncze słowa, nie będzie wymagało zgody wydawców prasy.

Wydaje się więc, że udostępnianie linków wraz z tytułem artykułu, kilkoma pierwszymi zdaniami pochodzącymi z artykułu, a często też zdjęciem przez same platformy internetowe dla celów handlowych będzie wymagało zgody wydawcy.

 


 

Krytycy tych rozwiązań wskazują między innymi, że obowiązek uiszczania wynagrodzenia za udostępnianie publikacji prasowych może utrudnić dostęp do rzetelnych artykułów pochodzących od renomowanych dziennikarzy i wydawców. Może to sprzyjać rozpowszechnianiu fałszywych informacji. Zakładać bowiem można, że takie serwisy nie będą oczekiwały jakiegokolwiek wynagrodzenia.  Zgodnie z propozycją Parlamentu powyższe prawa będą przysługiwały wydawcom przez 5 lat od dnia publikacji artykułu, z tym że termin będzie się liczył od 1 stycznia roku następnego.

Czytaj również rozmowę z Ewą Laskowską-Litak o tym, że dyrektywa może uporządkować relacje autorskie w internecie >>

Tylko organizatorzy wydarzeń sportowych mogą je nagrywać

Projekt dyrektywy przyjęty przez Parlament przyznaje również organizatorom wydarzeń sportowych analogiczne prawa wyłączne do praw przyznanych wydawcom prasy. Oznacza to, że wyłącznie organizatorzy wydarzeń sportowych będą mogli decydować o zwielokrotnianiu organizowanych przez siebie widowisk oraz o publicznym ich udostępnianiu drogą przewodową lub bezprzewodową w miejscu i w czasie przez siebie wybranym, tj. m.in. w internecie. Co więcej, tylko im będzie przysługiwało wyłączne prawo utrwalania takich widowisk oraz utrwalania ich emisji. Powyższe uregulowanie ma rozwiać wątpliwości co do tego, czy do nagrywania i upubliczniania widowisk sportowych są uprawnieni tylko ich organizatorzy, czy również inne osoby, np. widzowie.

Obowiązek filtrowania treści udostępnianych przez użytkowników serwisów

Projekt dyrektywy proponowany przez Parlament przewiduje ponadto obowiązek zawierania przez serwisy internetowe, w których użytkownicy mogą zamieszczać różne treści (Facebook, YouTube, Twitter), umów licencyjnych z właścicielami praw autorskich. Umowy takie mają regulować odpowiedzialność za zamieszczanie przez użytkowników w celach niehandlowych treści chronionych prawem autorskim. Gdy jednak właściciele praw nie będą zainteresowani zawarciem stosownych umów, serwisy i tacy właściciele powinni współpracować, aby zapewnić, że treści chronione prawem autorskim nie będą udostępniane na platformach w sposób nieuprawniony. Jednocześnie jednak, współpraca serwisów z właścicielami praw nie powinna prowadzić do uniemożliwienia dostępu do treści, które nie naruszają praw autorskich. Może tu więc chodzić o przypadki wykorzystania cudzych utworów w formie cytatu czy w ramach parodii, czy też karykatury. Dyrektywa zatem de facto nakłada na serwisy i platformy internetowe obowiązek sprawdzania treści pod kątem naruszenia praw autorskich.

Encyklopedie on-line, małe firmy wyłączone z obowiązkowego filtrowania

Obowiązek taki dotyczyć jednak będzie tylko właścicieli platform i serwisów, które dla celów komercyjnych przechowują i umożliwiają publiczny dostęp do dużej ilości treści chronionej prawem autorskim zamieszczanej przez użytkowników. Dyrektywa wyłącza spod obowiązku kontroli treści małe i mikroprzedsiębiorstwa, serwisy działające w celach niehandlowych (encyklopedie online), serwisy udostępniające treści za zgodą właścicieli praw (naukowe i edukacyjne repozytoria), dostawców usług w chmurze dla indywidualnego użytku, którzy nie umożliwiają bezpośredniego publicznego dostępu, platformy rozwijające oprogramowanie open source czy platformy do zakupów online.

Filtrowanie treści przez serwisy internetowe wywołuje duże kontrowersje, ponieważ niewątpliwie będzie się to wiązało z koniecznością opracowania i wdrożenia specjalnego oprogramowania i tym samym zaangażowania znacznych środków finansowych. Poza tym może oznaczać cenzurę prewencyjną. Krytycy rozwiązania podnoszą również, że z uwagi na niedoskonałości narzędzi filtrujących może dochodzić do blokowania legalnych treści. Z drugiej jednak strony wprowadzenie takich narzędzi ułatwi właścicielom praw walkę z nielegalnym korzystaniem z ich utworów.

Co dalej?

Ostateczny kształt rozwiązań zaproponowanych w dyrektywie nie jest jeszcze znany. Obecnie pomiędzy instytucjami trwają negocjacje co do poszczególnych postanowień dyrektywy. Można się zatem spodziewać dalszych zmian. Finalne głosowanie nad dyrektywą odbędzie się w 2019 r. Już teraz jednak można stwierdzić, że dyrektywa, której zasadniczym celem jest wzmocnienie sytuacji prawnej właścicieli praw, z pewnością istotnie wpłynie na działalność serwisów internetowych i ich użytkowników, zmuszając ich do zwracania większej uwagi na udostępniane treści.

Katarzyna Pikora jest radcą prawnym w praktyce własności intelektualnej kancelarii Wardyński i Wspólnicy