Krzysztof Sobczak: Od czerwca obowiązuje unijna dyrektywa o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Jakie są perspektywy jej wdrożenia? Tak generalnie i w Polsce?


Andrzej Matlak: Na pewno nie będzie to proces szybki ani łatwy. Państwa członkowskie Unii Europejskiej mają na to dwa lata, więc tak realnie pierwszych skutków tej regulacji można spodziewać się w połowie 2021 roku.

Wejście nowej regulacji w życie jest ważne, ale jeszcze ważniejsze jest praktyczne stosowanie, a z tym chyba mogą być problemy? Szczególnie z wprowadzoną przez tę dyrektywę zasadą, że portale społecznościowe mają płacić wydawcom prasy za wykorzystywanie ich treści.

Owszem to jest obecnie problem gorąco dyskutowany, wiele o nim mówiliśmy też podczas zorganizowanej niedawno na Uniwersytecie Jagiellońskim konferencji na ten temat. Brali w niej udział naukowcy z polskich i zagranicznych uczelni oraz praktycy zajmujący się prawem autorskim, ale też przedstawiciele środowiska wydawców prasy. No i ci ostatni przypominali, że z powodu braku takiej regulacji od lat ponoszą znaczne straty. A teraz liczą na jej szybkie wdrożenie i na korzystne dla siebie rozliczenia będące efektem implementacji dyrektywy.

Czytaj: Rynek wydawniczy czeka na wdrażanie dyrektywy autorskiej, ale bez optymizmu>>

 


Oczekiwania wydawców prasy nie dziwią, ale jest przecież druga strona tej relacji, czyli portale społecznościowe, które raczej nie będą zainteresowane przyspieszaniem tego procesu.

To prawda, bo przecież nikt nie lubi nowych opłat, które ma ponosić.

Przed przyjęciem przez organy Unii Europejskiej tych przepisów był wokół nich ostry spór. Czy teraz jest jasne, jak to ma być?

Nie wszystko jest jasne, ale zasadniczo regulacja jest dość korzystna dla wydawców prasy. Podczas naszej konferencji panowała też dość powszechna zgoda, że będą prawne możliwości egzekwowania tego prawa. Szczególnie, że nie są to jakieś lokalne przepisy, tylko regulacje dotyczące całej Unii Europejskiej. Moim zdaniem dużo będzie zależało od sposobu implementacji dyrektywy w poszczególnych krajach. No i w zależności od tego, na ile one będą stanowcze, będzie szansa na egzekwowanie tych opłat. Ale też istotne będzie, jak do tego podejdą wydawcy prasy.

Domyślam się, że wydawcy prasowi będą z utęsknieniem oczekiwać na możliwość skorzystania z tych przepisów i będą naciskać na jak najszybszą ich implementację. Sądzi pan, że te krajowe regulacje będą szły w kierunku wskazanym przed dyrektywę, a może pójdą dalej? Jak sobie poradzą z wdrożeniem do tego procesu wielkich koncernów internetowych?

Na pewno nie będzie łatwe wprowadzenie przepisów w odniesieniu do dużych dostawców internetowych. Te duże platformy raczej nie są zainteresowane tymi nowymi regulacjami, a ponieważ działają one w większości, w skali globalnej, to niełatwe będzie ich objęcie przepisami krajowymi. Wydaje się, że poszczególne państwa podejmą jednak próby wspierania krajowych wydawców, aby zabezpieczać przede wszystkim ich interesy. Bo przecież od tego zależy rozwój informacji i kultury, ale też wpływy podatkowe do budżetu wnoszone przez wydawców.

Francja już wprowadziła przepisy implementujące dyrektywę. Co o nich wiadomo?

Francuzi podjęli już próbę zmierzenia się z tym problemem. Poza określeniem zasad kształtowania wynagrodzeń i dochodzenia roszczeń z tego tytułu, istnieje organ, który ma koordynować relacje między zainteresowanymi podmiotami. Warto będzie obserwować funkcjonowanie tych przepisów w praktyce i zastanowić się nad nimi przy okazji polskiej implementacji. 

Wiele emocji podczas prac nad dyrektywą wzbudzał też przepis dotyczący obowiązku monitorowania przez podmioty prowadzące portale internetowe ich treści pod kątem przestrzegania prawa autorskiego. Łatwe będzie egzekwowanie tego w praktyce?

Na pewno nie będzie to łatwe. Przede wszystkim dlatego, że te przepisy nie są jasne i jednoznaczne. Jest w nich dość dużo takich furtek, które mogą pozwalać na obchodzenie tego obowiązku. Są wprawdzie różne mechanizmy technologiczne, które mogłyby pomagać w filtrowaniu treści pod tym kątem, ale one nie są precyzyjne. Systemy techniczne, które mogą same wyszukiwać w sieci różnego rodzaju utwory muszą być w stanie je rozpoznawać. A jeśli są to dzieła pochodzące z różnych stron świata, gdzie ochrona prawnoautorska jest różnie ukształtowana, różne są wyjątki i ograniczenia, różne okresy ochrony, to może dochodzić do pomyłek w efektach działania takich systemów. Funkcjonujące globalnie portale nie są w stanie nad tym do końca zapanować. To na pewno jest trudne wyzwanie prawne, techniczne i organizacyjne, bo przepisy nie są w stanie tego jednoznacznie określić w ramach implementacji dyrektywy.

Rozwój technologiczny, tak obecnie szybki, nie będzie w tym pomocny?

Rzeczywiście, zmiany w technologii mogą w przyszłości przynieść rozwiązanie problemów, przed którymi stoimy obecnie. Z czasem możliwe będzie usprawnienie tych systemów w kierunku bardziej precyzyjnego wyszukiwania tych treści, które są bezprawnie wykorzystywane. Ale obecnie zdajemy sobie sprawę, że nie można oczekiwać, iż te systemy techniczne są na tyle sprawne, by jednoznacznie identyfikować, które dokładnie dobra - dostępne w portalach internetowych - podlegają ochronie, kto dysponuje prawami do tych utworów i w jakim zakresie te utwory mogą być wykorzystywane. A następnie, kto i kiedy dopuścił się naruszenia prawa autorskiego. To jest przyszłość, która może być zagospodarowana.

Może to jest kwestia poważnego potraktowania tej sprawy przez twórców tych technologii? Jak by chcieli znaleźć skuteczne rozwiązania, to je znajdą.

Moim zdaniem nie są w stanie tego obecnie zrobić, gdyż ta technologia aby mogła być efektywna, musi mieć ogólnoświatowy charakter. A ciągle nie wiadomo, kto miałby wyznaczać globalne standardy w tym zakresie i koordynować te rozwiązania. Dla naszego kontynentu mogłyby to być np. jakieś instytucje Unii Europejskiej, ale przecież nie wszystko w tej dziedzinie dzieje się w Europie. Stany Zjednoczone, mimo swej potęgi gospodarczej, też nie mają pełnego wpływu na ogólnoświatowe systemy.

Nie ma światowego rządu.

No właśnie, dlatego takie sprawy muszą być przedmiotem wielostronnych uzgodnień. A tu pojawiają się różne konflikty interesów, np. różnice gospodarcze, prawne, na różnych kontynentach stosowane są różne technologie, no i bardzo trudno byłoby to sprowadzić do jakiegoś jednego standardu. Nie twierdzę, że to nie jest możliwe, ale dążenie do ujednolicania zasad w tym zakresie będzie długotrwałym procesem. Jeśli nawet Unia Europejska przedstawiła pewną wizję, jak to miałoby wyglądać, to do wypracowania takich rozwiązań dla całego świata jeszcze daleka droga. W tym momencie pełne ujednolicenie standardów w tym zakresie jest raczej nierealne.

Nigdy nie będzie realne?

Mam nadzieję, że będzie, ale nie umiem określić, kiedy to może nastąpić. Na pewno nie w najbliższym czasie. Od kilkunastu lat toczą się bowiem dyskusje na ten temat, ale jak dotąd nie wypracowano rozwiązania odpowiadającego na te potrzeby. Nie chodzi tu przy tym tylko o kwestie konkretnych rozwiązań technologicznych, ale również o różne uwarunkowania gospodarcze, polityczne, kulturalne, organizacyjne. Technicznie najłatwiej byłoby pewnie nad tym zapanować, gdyby udało się wcześniej ustalić globalne standardy uwzględniające te inne uwarunkowania, dla których ta technologia ma być stworzona. Nie sprzyjają temu oczywiście sprzeczne interesy różnych grup społecznych i gospodarczych występujące w różnych krajach, na różnych kontynentach. Działania podjęte w Unii Europejskiej wskazują pewien kierunek, który może być sugestią dla innych państw i organizacji międzynarodowych.