W imprezie zorganizowanej przez Katedrę Prawa Własności Intelektualnej Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego wzięli udział pracownicy naukowi z wielu polskich i zagranicznych uczelni, a także Edyta Demby–Siwek, prezes Urzędu Patentowego RP oraz prawnicy - praktycy i przedstawiciele biznesu wydawniczego.

Przedmiotem rozważań były m.in. takie zagadnienia jak transpozycja dyrektywy do polskiego porządku prawnego, wynikające z niej prawo pokrewne wydawców treści online i dozwolony użytek utworów, nowe biznesowe modele dostępu do utworów a zabezpieczenie wynagrodzeń dla uprawnionych oraz rozszerzony zbiorowy zarząd prawami autorskim.

Dyrektywa korzystna dla wydawców prasy

Szczególnie wiele miejsca podczas konferencji, a także emocji, zajęła problematyka związana z wprowadzonym przed unijną dyrektywę obowiązkiem przekazywania przez portale o platformy internetowe wykorzystujące treści z prasy części swojego dochodu ich wytwórcom. Zdaniem prof. Ryszarda Markiewicza, który prowadził panel na ten temat, wprowadzenie tej regulacji w życie nie będzie prawdopodobnie łatwe. - Internetowi giganci nie są chętni do dzielenia się z wydawcami dochodem za korzystanie z ich treści. Pojawią się spory na tle tego, co oznacza „bardzo krótki fragment utworu”, bo taki można opublikować bez płacenia, czy jakie wynagrodzenie dla wydawcy będzie „sprawiedliwe” i „proporcjonalne” – mówi. I dodaje, że do zrealizowania prawa pokrewnego dla wydawców, z ich perspektywy, niewątpliwie celowe byłoby wprowadzenie obowiązkowego zbiorowego zarządu względem omawianego prawa pokrewnego. Tylko takie ujęcie, połączone z jego niezrzekalnością,  przeciwdziałałoby marginalizowaniu wydawców lokalnych i czasopism „niszowych”, kosztem wydawców dominujących oraz zapewniałoby możliwość wynegocjowania dobrych stawek opłat.

Czytaj: Prof. Markiewicz: Wydawców czeka batalia z Google>>

Tego samego zdania jest prof. Andrzej Matlak, kierownik Katedry Prawa Własności Intelektualnej UJ, którego zdaniem raczej mało realne, a na pewno bardzo trudne będzie egzekwowanie tego prawa wobec wielkich międzynarodowych operatorów internetowych przez pojedynczych autorów, a nawet przez mniejsze wydawnictwa.

 


W  internecie treści już nie są niczyje

Dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym kończy epokę, w której w internecie obowiązywała zasada, że w sieci wszystko wolno i nie obowiązują w niej prawa autorskie. A tymczasem obowiązują tak samo jak we wszystkich innych formach publikacji utworów - podkreśla uczestniczący w konferencji dr Rafał Sarbiński, adwokat prowadzący praktykę prawniczą w tej dziedzinie oraz współautor i redaktor naukowy wydanego niedawno komentarza do prawa autorskiego i praw pokrewnych. Jego zdaniem ta dyrektywa jest mocno spóźniona. - Strat, jakie poniósł polski rynek prasowy już nie da się cofnąć, można co najwyżej mówić i ich ograniczeniu na przyszłość - mówił.

Te straty ponoszone przez wydawców prasy podnoszone były podczas konferencji bardzo mocno przez przedstawicieli polskiej branży wydawniczej. Mówili o tym również goście zagraniczni, wskazując na potrzebę szybkiego wdrożenia dyrektywy do krajowych porządków prawnych, by zainteresowani mogli skorzystać z jej dobrodziejstw. Polscy wydawcy narzekali, że nasz rząd na razie nic nie mówi o krajowych przepisach, a nawet zaskarżył część dyrektywy do Trybunału Sprawiedliwości UE co może sugerować, że nie będzie się spieszył z ich wdrażaniem. - To jest kwestia przyszłości, ale nie wiadomo jeszcze jakiej. Wiadomo, że dyrektywa będzie wdrażana, ale tak realnie to nie wcześniej niż w połowie 2011 roku - mówi prof. Matlak. I dodaje, że tego procesu na pewno nie będą przyspieszać międzynarodowe koncerny internetowe, bo one nie są zainteresowane ponoszeniem dodatkowych opłat. - Zupełnie inaczej patrzą na to wydawcy prasy i oni na pewno będą wywierać presję na krajowych ustawodawców, by to jak najszybciej uregulować. Ale ich pozycja jest bez porównania słabsza niż gigantów informatycznych - podkreśla. I dodaje, że bez stworzenia pewnych mechanizmów międzynarodowych oraz większej aktywności organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, nie należy spodziewać się poważnych efektów ze stosowania unijnej dyrektywy.

Sprawdź: Ewa Laskowska-Litak, Komentarz do dyrektywy o prawach autorskich w ramach jednolitego rynku cyfrowego>>

 

Francja daje przykład

Podczas konferencji mówiono, że we Francji zostały już uchwalone przepisy wdrażające dyrektywę, w tym te odnoszące się do odpłatności za wykorzystywanie cudzych treści. Jak podkreślali uczestnicy debaty, są one dość restrykcyjne ale wyrażali wątpliwości, czy uda się je konsekwentnie stosować. Szczególnie, że jeden z przedstawicieli kierownictwa Google'a już zapowiedział, że ta firma przygotowuje się do specjalnego traktowania Francji w tym zakresie. Prof. Andrzej Matlak mówi, że z takim podejściem niełatwo będzie sobie poradzić przez poszczególne państwa, nawet duże, że do układania się, lub prowadzenia sporów z takimi globalnymi potentatami jak Google czy Facebook potrzebne byłoby wspólne działanie wielu państw, w skali nawet większej niż Unia Europejska.

Filtrowanie treści potrzebne, choć niełatwe

Wiele uwagi poświęcono podczas konferencji drugiej newralgicznej kwestii uregulowanej przez dyrektywę, jaką jest wprowadzenie obowiązku filtrowania przez portale społecznościowe publikowanych w nich treści pod kątem przestrzegania prawa, w tym praw autorskich. Większość uczestników debaty podkreślała, że to słuszna i potrzebna regulacja. Jak mówi prof. Ryszard Markiewicz, by sprostać obowiązkom narzuconym przez dyrektywę, konieczne jest podjęcie takiego działania. Ale zwraca też uwagę, że ta regulacja budzi wątpliwości. - Podstawowym argumentem niej regulacji jest zarzut naruszenia prawa do wolności wypowiedzi i informacji, gwarantowanego przez art. 11 Karty praw podstawowych Unii Europejskiej. I przypomina, że ten przepis został przez Polskę zaskarżony do TSUE. - W wyroku unijnego Trybunału Sprawiedliwości w tej sprawie, wobec utrzymania dyrektywy w aktualnym kształcie, być może dojdzie do doprecyzowania niektórych pojęć z dyrektywy w ten sposób, by wyeliminować (lub co najmniej ograniczyć) obawy co do skutków tej regulacji. Wydaje się, że problemy z filtrowaniem zawartości danej platformy, które miałoby uwzględniać eksploatację w ramach dozwolonego użytku, mogłoby rozwiązać ograniczenie jego zakresu do eksploatowania utworów w całości. Sądzę, że w treści dyrektywy można by znaleźć podstawy dla takiej interpretacji - mówi prof. Markiewicz.

Prof. Andrzej Matlak podkreśla, że stosowanie tego prawa nie będzie łatwe, szczególnie w odniesieniu do wielkich międzynarodowych platform społecznościowych, gdzie trafiają treści z różnych stron świata i z różnych porządków prawnych. - Rozpoznawanie ich i ewentualne usuwanie wymagałoby naprawdę dużego zaangażowania i znacznie bardziej zaawansowanych niż obecne rozwiązań informatycznych - mówi. Zgadza się, że pewnym optymizmem może w tym zakresie napawać szybki postęp technologiczny, jaki obecnie obserwujemy, ale jego zdaniem mimo to w najbliższych latach nie należy spodziewać się jakiejś spektakularnej skuteczności z tej dziedzinie.