Józef Kielar: Jako dyrektor  szpitala podpisywał pan z lekarzami umowy cywilnoprawne nazywane potocznie kontraktami. Dlaczego pan to robił i nie opłacał składek na ubezpieczenia społeczne mimo, iż  ZUS uważa, że od tych umów placówka medyczna musi je odprowadzać?

Mariusz Jędrzejczak: Nie byłem jedynym dyrektorem, który podpisywał takie umowy. Była to powszechna praktyka wynikająca z interpretacji przepisów i faktu, że umowy kontraktowe są umowami cywilnoprawnymi, a nie umowami o pracę. Przede wszystkim, to Państwowa Inspekcja Pracy zaczęła stosować wykładnię w stosunku do kontraktów, iż są to umowy noszące znamiona umów o pracę. Doszło do tego szczególnie po 2008 roku, w którym Polska przyjęła unijne przepisy dotyczące czasu pracy lekarzy w wymiarze 48 godzin tygodniowo i należnym czasie odpoczynku po dyżurach.

Sprawdź w LEX: Zmiany w przeprowadzeniu przez NFZ kontroli działalności świadczeniodawców >>

Standardy były unijne, a realia jednak polskie. Lekarzy było i jest za mało. W ramach godzin etatowych, bez klauzul opt-aut (umożliwia pracę do 78 godzin tygodniowo - od red.) i kontraktów, nie można było zapewnić opieki pacjentom, czyli normalnego funkcjonowania szpitala.

Sprawdź w LEX: Nowe zasady wynagradzania pielęgniarek i położnych >>

 

Czy praca na tzw. kontraktach nie łamie przepisów Kodeksu pracy? Przecież  lekarz, który podpisał taką umowę pracuje zazwyczaj pod nadzorem ordynatora oddziału, czyli pod jego kierownictwem oraz w miejscu i w czasie wyznaczonym przez niego, powinien być zatrudniony na etacie.

Był problem z wykładnią przepisów. Jednak żadna umowa w szpitalu, co do zasady, w tym także kontraktowa, nie była podpisywana bez akceptacji prawników.

Czy lekarze chętnie podpisywali umowy cywilnoprawne i z jakiego powodu?

Nie ma w tej kwestii jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Z moich wieloletnich doświadczeń wynika, że stosunek lekarzy do tych umów był bardzo różny. Często determinował go wiek, sytuacja życiowa, potrzeba większej niezależności i możliwości zarobienia większych pieniędzy. Nie odważyłbym się postawić jednoznacznej tezy, że podpisywali je głównie młodzi lekarze na tzw. dorobku, którzy spłacali kredyty i budowali domy. To bardziej skomplikowana i indywidualna sprawa.

Umowa o pracę a kontrakt - czytaj tutaj>>

 

 

Jakie korzyści daje szpitalowi lekarz pracujący na kontrakcie?

Przede wszystkim umożliwia mobilność czasu pracy. Nie ma ograniczeń wynikających z Kodeksu pracy. Z punktu widzenia zarządzających szpitalami, to bardzo ważne zalety kontraktów. Ponadto, co nie jest bez znaczenia, dzięki umowom cywilnoprawnym można  ograniczyć koszty pracy w placówce medycznej.

Istotny jest również problem odpowiedzialności za błędy i incydenty medyczne. Pracownik zatrudniony na etacie odpowiada wobec pracodawcy do wysokości trzykrotnego wynagrodzenia, natomiast lekarz kontraktowy, teoretycznie do wielkości wyrządzonej szkody, z własnej, obowiązkowej polisy OC.

Dobowy czas pracy lekarza zatrudnionego na etacie wynosi 7, 35 godziny i zgodnie z klauzulą opt out, nie może on pracować dłużej, niż 78 godzin tygodniowo. Normy te nie obowiązują jednak lekarzy, którzy podpisali umowy cywilnoprawne. Pracują oni nawet po 100 godzin tygodniowo. Zdarza się przecież, że rekordziści pracują nieprzerwanie przez trzy, a nawet przez pięć dób. Są tak przemęczeni, że umierają podczas dyżuru, albo narażają pacjentów na niebezpieczeństwo popełnienia poważnego błędu w sztuce medycznej. Dlaczego tak się dzieje?

Zgodnie z umową kontraktową, lekarz sam decyduje, jak długo może pracować. Ze względu na brak specjalistów, dochodzi czasami np. do  zasłabnięcia lub nawet zgonu podczas pełnionego dyżuru. Nie jest to jednak zjawisko powszechne. Warto również pamiętać, że obecnie ponad 20 proc. lekarzy osiągnęło już wiek emerytalny. Dzięki temu, że nadal są aktywni zawodowo pracując na podstawie różnych umów, placówki medyczne mogą funkcjonować w miarę normalnie.

Sprawdź w LEX: Zmiana czasu pracy radiologów i innych grup pracowników korzystających z 5-godzinnej normy czasu pracy >

Gdyby lekarze ci nagle zrezygnowali z pracy, system ochrony zdrowia przestałby prawdopodobnie funkcjonować, tak jak obecnie. Mogę przytoczyć przykład jednej z lekarek dyżurującej w moim szpitalu, która przyznała, że pełni je również w placówce oddalonej o ponad 100 kilometrów od swojego miejsca zamieszkania. Nie widziała w tym nic nadzwyczajnego. - Mam tam wyższą stawkę, a beze mnie tamtejszy SOR przestałby funkcjonować – powiedziała.

W Polsce dość skutecznie został uregulowany czas pracy kierowców dzięki tachografom przypisanym do konkretnego pojazdu. Czy pana zdaniem, w podobny sposób można  uregulować czas pracy lekarzy zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych?

Polska ma jeden najniższych wskaźników zatrudnienia lekarzy na tysiąc mieszkańców w Europie (2,3). Procesy demograficzne są jednak nieubłagane -  społeczeństwo starzeje się. Trzeba więc będzie zatrudnić coraz więcej lekarzy. Jeżeli będą oni przepracowani, nie zapewnią właściwej opieki medycznej. Wręcz przeciwnie, mogą być nawet zagrożeniem dla chorych.

Sprawdź w LEX: Godziny nadliczbowe w podmiotach leczniczych >

Potrzebny jest więc zdrowy rozsądek, zarówno lekarzy, jak i zarządzających placówkami ochrony zdrowia. Czy uda się ograniczyć ustawowo czas pracy lekarzy na umowach cywilnoprawnych? Nie wykluczam, że być może potrzebne byłyby jakieś regulacje ograniczające czas pracy lekarzy, bez względu na formę zatrudnienia. Musiałyby być jednak bardzo wyważone przepisy, które nie ograniczyłyby mobilności i aktywności zawodowej lekarzy. Tak stało się przecież w przypadku tzw. lojalek polegających na podpisywaniu (często w zamian za podwyżkę) zobowiązanie się do pracy u jednego świadczeniodawcy, który ma podpisaną  umowę z NFZ. W rezultacie tej regulacji, brakuje lekarzy w szpitalach powiatowych, które są przecież bardzo ważnym ogniwem w systemie ochrony zdrowia.