W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku właśnie się zakończyło referendum. Zdecydowana większość biorących w nim udział osób opowiedziała się za strajkiem. Wisi on na włosku. Jeszcze jednak w czwartek załoga ma odbyć rozmowy z dyrekcją na temat podwyżek. Pracownicy szpitala są od kilku miesięcy w sporze zbiorowym z dyrekcją.

NFZ daje 700 mln zł, a szpitale powiatowe potrzebują 2 miliardy - czytaj tutaj>>

Pod koniec ubiegłego roku doszło do tego, że personel medyczny nie zajmował się pacjentami i operował tylko te osoby, których życie lub zdrowie było zagrożone. Protestował w ten sposób, domagając się podwyżek. Do strajku dołączył personel niższego szczebla. Każda grupa zawodowa domagała się i nadal domaga podwyżek rzędu 1200 złotych. Dyrekcja szpitala zaznacza jednak, że jest wstanie przyznać podwyżki tylko najsłabiej zarabiającemu personelowi niższemu, gdyż szpitala nie stać na więcej. Lecznica ma już 14 mln złotych zadłużenia, bo od kiedy znalazła się w sieci szpitali, ma zaniżony kontrakt z NFZ do poziomu z 2015 roku.

Szpitale mają po roku o miliard złotych więcej długu - czytaj tutaj>>

 


Wyrafinowane formy nacisku

Rybnik to tylko przykład - sytuacja zaognia się w wielu szpitalach. Dyrektorzy są stawiani pod ścianą, bo związki zawodowe stosują różne wyrafinowane formy nacisku na dyrekcje. Nie tylko powstrzymują się od świadczenia pracy lub obsługują tylko najcięższe przypadki. Ale także idą na zwolnienia lekarskie i w ogóle nie pojawiają się w pracy.

Szpitale protestują, bo dobijają je żądania płacowe pominiętych grup zawodowych - czytaj tutaj>>

- U nas blokują także funkcjonowanie oddziału anestezjologii i intensywnej terapii. Od niedawna jestem dyrektorem, ale pierwsze co musiałem zrobić po objęciu stanowiska, to zgasić pożary strajkowe w szpitalu - mówi Jacek Kaniewski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Skierniewicach.

Aby wywrzeć nacisk na zarządzających szpitalem, pracownicy nie muszą pracować na etacie. Lekarze oczekujący podwyżek, a zatrudnieni na kontrakcie, wyciągają inne asy z rękawów. Na przykład żądają podwyżki informując, że sąsiedni szpital oferuje im więcej za godzinę. Podwyżki pod takim naporem dał specjalistom Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Legnicy. Za to już ze szpitala powiatowego w Kluczborku, który nie dał lekarzom podwyżek, odeszli oni grupowo i razem negocjowali warunki zatrudnienia w nowym podmiocie leczniczym.

Podwyżki w ochronie zdrowia możliwe od lipca tego roku? - czytaj tutaj>>

- Takie sytuacje paraliżują działanie szpitali, pogrążają oddziały w chaosie. Za mało jest u nas negocjacji pomiędzy dyrektorem a strajkującą załogą, za rzadko korzystamy z pomocy mediatora - mówi Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. Podkreśla, że w niektórych państwach takich jak np. USA, strajk lekarzy, którzy wykonują zawód zaufania publicznego, jest zakazany. We Francji zaś jeśli lekarze zamierzają strajkować, muszą wyznaczyć swoich zastępców do pracy przy pacjentach.

Strajk w ochronie zdrowia - czytaj tutaj>>

Fedorowski dodaje, że bardzo dobrym polem do wymiany poglądów jest Zespół Trójstronny i należałoby rozwiązywać tam więcej konfliktów w służbie zdrowia. To m.in. ten zespół wypracował ostatnio konsensusu co do podwyżek wyceny świadczeń w internie i w chirurgii, jakie NFZ przekaże szpitalom. W Zespole Trójstronnym zasiada stron rządowa czyli minister zdrowia, przedstawiciele związków zawodowych, przedstawiciele pracodawców i samorządów jako właścicieli szpitali.

Zadłużenie szpitali w ciągu roku wzrosło o 600 mln zł - czytaj tutaj>>

 

Inaczej się nie da

- My też nie jesteśmy za tym, aby paraliżować strajkami prace szpitali i chcemy dialogu, ale inaczej nie ma szans na podwyżki. Dialog z ministrem zdrowia nie zawsze jest możliwy i to podważa sens działania Zespołu Trójstronnego. Na początku tego roku minister Szumowski obiecał podwyżki dla fizjoterapeutów i diagnostów laboratoryjnych. Oszukał ich, gdyż do tej pory ich nie otrzymali - komentuje Urszula Michalska, przewodnicząca sekcji ds. zdrowia Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.

Zarówno przedstawiciele pracodawców jaki i pracowników są zgodni, że jeśli rząd przyznaje podwyżki w służbie zdrowia, to wszystkim grupom zawodowym proporcjonalnie. Teraz jest tak, że która grupa zastrajkuje, ta coś uzyska z budżetu NFZ na zdrowie,  bo rząd gasi doraźne pożary. W ten sposób tworzą się w szpitalach antagonizmy między pracownikami, bo jedni zarabiają gorzej, a inni lepiej. Tak lekarze, pielęgniarki czy ratownicy medyczny wywalczyli sobie strajkiem podwyżki, a zabrakło ich dla fizjoterapeutów czy diagnostów a także dla personelu pomocniczego, w tym salowych. Bez tych ostatnich szpital też nie jest w stanie funkcjonować.