Józef Kielar: Od końca kwietnia nie jest pan już posłem Klubu Prawa i Sprawiedliwości. Dlaczego?

Andrzej Sośnierz: Od dłuższego czasu miałem wątpliwości dotyczące przedsięwzięć i inicjatyw podejmowanych przez PiS. I nie dotyczy to tylko krytykowanych przeze mnie rozwiązań wprowadzanych do systemu ochrony zdrowia, szczególnie w okresie pandemii. Także zapowiadana realizacja Krajowego Planu Odbudowy w zakresie ochrony zdrowia, według mnie, to droga donikąd. Oprócz tego miałem i mam krytyczny stosunek do kwestii podwyższania podatków, polityki medialnej, niezrozumiałego połączenia Orlenu z Lotosem, co spowoduje, że będziemy mieć mniej polskich stacji benzynowych. Zbulwersowała mnie także nagonka na prof. Wojciecha Maksymowicza, czy wicepremiera Jarosława Gowina. Dlatego powiedziałem stop! Nie chciałem bowiem być identyfikowany z tym wszystkim.


Jak pan ocenia funkcjonowanie polskiego systemu ochrony zdrowia podczas pandemii?

Nie była to walka z pandemią, ale nieporadna i chaotyczna obrona przed jej skutkami. Z tego powodu śmiertelność Polaków z powodu COVID – 19 sytuuje nas w tej chwili na 16. miejscu na świecie. Trzy pozycje przed nami jest Brazylia. Oczywiście są kraje gorsze od nas pod tym względem, ale nie jest to żadne usprawiedliwienie. Prześcignęliśmy np. Szwecję, która miała ponad 1300 zgonów na milion osób, a my mamy już ponad 1850. Nie można też mówić, że nie dało się lepiej walczyć z wirusem, bo są kraje, które panują nad epidemią, np. Australia, Nowa Zelandia, Tajwan, a w Europie Dania, czy Islandia. Jednak moje sugestie dotyczące skuteczniejszej walki z pandemią nie zostały wzięte pod uwagę. Przypomnę, że proponowałem prowadzenie skrupulatnego wywiadu epidemiologicznego oraz testowanie wszystkich, którzy tego potrzebowali. Przez prawie półtora roku nie zbudowaliśmy żadnego systemu do tłumienia tej, czy przyszłej, innej epidemii. Zmarnowaliśmy czas. Sanepid, jako instytucja wyspecjalizowana w tym zakresie powinna zdobywać doświadczenie w tym czasie, szkolić swoich pracowników itp. To między innymi z powodu wielu nieskutecznych działań mamy tak fatalne statystyki. W Indiach umierają codziennie dwie osoby na milion mieszkańców, a u nas czternaście. Komentarz jest zbyteczny.

Czytaj: Sośnierz: Mogę opracować projekt naprawy ochrony zdrowia>>
 

 

Czy jest coś, co udało zrobić się dobrze w trakcie pandemii?

Jedyny czas kiedy skutecznie tłumiliśmy epidemię to okres masowych zachorowań u górników. Wtedy przez krótką chwilę postępowaliśmy dość skutecznie i ogniska wśród górników udało się wytłumić. Zresztą był to właśnie taki model działania jaki polecałem w ogłoszonym w marcu ubiegłego roku moim programie. Dobrze również rozpoczęliśmy szczepienia, byliśmy w europejskiej czołówce, ale już nie jesteśmy, znów coś się zacięło.

Czytaj: NFZ odmraża świadczenia medyczne, a minister zapowiada zniesienie limitów>>
 

Jakie zmiany doraźne i długofalowe należałoby wprowadzić, żeby ochrona zdrowia zaczęła wychodzić z głębokiej zapaści? Czy podwyżka składki zdrowotnej byłaby dobrym rozwiązaniem?

Więcej pieniędzy na ochronę zdrowia jest jak najbardziej potrzebne, ale mogą być one zmarnowane. Weźmy na przykład KPO i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy w Polsce największym problemem jest budowa, remonty szpitali, lub zakupy np. większej liczby tomografów komputerowych? Otóż – nie, bo nie rozwiązuje to żadnej kwestii. Głównym problemem polskiej ochrony zdrowia jest sposób jej funkcjonowania, a KPO nie zawiera żadnych konkretnych rozwiązań w tym zakresie. Istota sprawy nie tkwi w strukturze, ale w organizacji i funkcjonowaniu. Mamy prawie wszystkie rodzaje świadczeń, których nam potrzeba. A w przypadku choroby jesteśmy zdezorientowani, szukamy znajomości, kontaktów w placówce medycznej, a przecież prawidłowo funkcjonujący system sam powinien regulować ruch pacjenta.

Czytaj: Na Mazowszu rusza pilotaż sieci kardiologicznej>>
 

Z tego co pan powiedział wynika, że unijne środki z KPO mogą zostać źle wydatkowane i prawie wszystko zostanie po staremu?

Takie ryzyko istnieje. W dodatku, jako posłowie, zaakceptowaliśmy coś czego w ogóle nie znamy. W KPO są bowiem pewne przedsięwzięcia, które wymagają uchwalenia stosownych ustaw. Ich treści i postanowień jednak obecnie nie znamy.  Jeżeli później zostaną przedstawione i będziemy mieć do nich poważne zastrzeżenia, to możemy usłyszeć, że przecież głosowaliście za nimi przyjmując KPO! Jedną z takich ustaw będzie zapewne plan tzw. nacjonalizacji szpitali podporządkowujący szpitale ministrowi, czy utworzenie szkoły menedżerów opieki zdrowotnej. To ładnie brzmi, ale w rzeczywistości będzie to kadra totalnie podporządkowana ministrowi i stanie się to samo, co stało się z dyrektorami wojewódzkich oddziałów NFZ. Niedawno zarówno prezesa Funduszu jak i dyrektorów oddziałów wojewódzkich całkowicie ubezwłasnowolniono i podporządkowano ministrowi. I proszę popatrzeć co się stało. Wszyscy oni totalnie zamilkli, w czasie pandemii w ogóle ich nie widać. Nie wykazywali żadnej inicjatywy. Nawet za PRL-u nie było takiej centralizacji jaka już jest, a jeszcze większa jest zapowiadana.

 


Bogatsi będą, tak jak obecnie, szukać pomocy w prywatnej opiece zdrowotnej niesłusznie krytykowanej przez najważniejsze osoby w państwie.

Na temat prywatnego sektora medycznego w Polsce od wielu lat narosło wiele niedomówień i nieporozumień. Owszem, są placówki szczególnie w dużych miastach, w których płaci się za świadczenia zdrowotne. Jednak np. szpitale działające w formie spółek z o.o., czy placówki POZ posiadające kontrakty z NFZ leczą pacjentów bezpłatnie. Opinia publiczna poddawana jest wielkiej manipulacji, która nikomu nie służy. Ulegają jej nawet niektórzy posłowie, którzy ciągle uważają, że prywatna placówka medyczna to taka, w której płaci się za świadczenia medyczne. Tymczasem jeśli zakład, którego właścicielem jest osoba prywatna ma kontrakt z NFZ, to taka placówka staje się częścią systemu publicznego i za świadczenia w niej udzielane płaci NFZ, a nie pacjent. To pomieszanie pojęć służy do okresowych nagonek na prywatną ochronę zdrowia. Kilka tygodni temu sam premier wykazał się niewiedzą w tej sprawie wypowiadając się, że z pandemią walczyły tylko placówki publiczne. Tymczasem zapomniał, że przecież prawie całe lecznictwo ambulatoryjne jest w Polsce prywatne i funkcjonuje na umowach z NFZ. Punkty poboru wymazów, laboratoria COVID-owe, a teraz punkty szczepień to też w większości placówki prywatne.

W publicznych placówkach o płacach często decyduje o tym rząd. Od lipca tego roku  zaproponował lekarzom podwyżkę w wysokości 19 złotych miesięcznie...

Jest to żenująca propozycja. W kwestiach płacowych mam od lat jednoznaczne stanowisko. To nie rząd, a właściciel poradni, czy szpitala (np. powiat lub województwo) powinien decydować o wysokości wynagrodzeń. Jeżeli będzie oferował za niskie stawki, to pracownicy nie przyjdą do niego, jeśli za wysokie – może zbankrutować. Taki szpital nie ma racji bytu, bo nie potrafi na siebie zarobić. Musi się zrestrukturyzować, albo zostać zlikwidowany.

Obecnie może to grozić wielu tzw. szpitalom niecovidowym, bo rząd odwołał  zabiegi planowe z powodu pandemii, NFZ płacił im miesięcznie zaliczkowo 1/12 rocznego kontraktu, ale szpitale nie są w stanie nadrobić tych zaległości. Fundusz kategorycznie domaga się zwrotu pieniędzy za niewykonane świadczenia.

Okres pandemii jest okresem szczególnym. Dlatego takie szpitale powinny otrzymać zwykłą i bezzwrotną pomoc covidową od państwa, żeby pokonać trudności finansowe, bo problemy w tych szpitalach wynikły z powodu decyzji rządowych.  Rodzi się pytanie: dlaczego nie potrafiliśmy wygospodarować kilku miliardów złotych dla wspomnianych szpitali i to nie z NFZ, ale z budżetu państwa? To był błąd i rząd powinien go naprawić. Przecież na pomoc przedsiębiorcom wydaliśmy ponad 200 mld zł.