Wadliwy żel użyty do  zabiegu powiększenia piersi w 2016 r. i wcześniej, po którym polskie pacjentki borykają się teraz z bólem i guzami na biuście, to przykład licznych powikłań po zabiegach medycyny estetycznej. Unia Europejska postanowiła uregulować obszar wyrobów medycznych, czyli m.in. wypełniaczy. Toteż w maju 2020 r. wchodzi w życie rozporządzenie 2017/745, którego celem jest uregulowanie dystrybucji wyrobów medycznych. Ten rodzaj przepisów unijnych jest wprawdzie stosowany wprost, ale wymaga i tak aby polski rząd wydał ustawę okołorozporządzeniową.

Lekarze zajmujący się medycyną estetyczną, czyli dermatolodzy, stomatolodzy czy ginekolodzy mają własną wizję unijnych przepisów przełożonych na grunt polski. Wizja ta jest odrębna od pomysłów kosmetyczek, które medycyną estetyczną, wypełnianiem zmarszczek i powiększaniem ust, zajmują się także.

Koniec z lekarzami w reklamie wyrobów medycznych - czytaj tutaj>>

 

Kwas hialuronowy tylko u lekarza

Rozporządzenie unijne zawiera jedynie szczegółowe przepisy co do oznakowania przepisów i restrykcje dotyczące podawania ich składu, źródła pochodzenia. Milczy zaś na temat tego, kto te wyroby powinien pacjentowi podawać, zostawiając tu pole do popisu dla państw członkowskich. Stąd lekarze, zrzeszeni m.in. w Stowarzyszeniu Lekarzy Dermatologów Medycyny Estetycznej postulują, aby polskie przepisy wskazały, że kwas hialuronowy czy nici liftingujące mogliby podawać pacjentom tylko lekarze.

Na zlecenie lekarzy prawnicy z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka przygotowali niedawno nawet raport regulacyjny, w którym wskazują, że inwazyjne wyroby medyczne stosowane w medycynie estetycznej, których instrukcja stosowania wprowadza ograniczenie podawania przez lekarza, powinna uprawniać tylko osoby posiadające prawo wykonywania tego zawodu do podawania tych wyrobów pacjentowi.

Problemem dla prawników i lekarzy jest sama definicja medycyny estetycznej. Kilka wyroków sądów administracyjnych wskazało, że medycyna estetyczna co do zasady nie jest świadczeniem polegającym na ratowaniu życia lub zdrowia, ale służącym poprawie czyjegoś wyglądu. Nie mniej jednak, według sądów, każdy indywidualny przypadek jest inny.

Z kolei minister zdrowia, do którego zwracali się już lekarze zajmujący się medycyną estetyczną, twierdzi, że jest to świadczenie medyczne, jeśli wiąże się z naruszeniem integralności powłok ciała. Stąd autorzy raportu przygotowanego na zlecenie Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej, wskazali, że niektóre zabiegi medycyny estetycznej mieszczą się w definicji świadczenia zdrowotnego, a właściwa kwalifikacja zabiegu wymaga każdorazowej oceny lekarskiej.

Przepisy UE o wyrobach medycznych zmienią rynek usług kosmetycznych - czytaj tutaj>>
 

Powikłania po zabiegach

- Kosmetyczki przeprowadzają mezoterapie igłowe, zabiegi powiększania ust, a nie są do tego kompletnie przygotowane. Do tego potrzebna jest nie tylko wiedza medyczna, ale i uprawnienia lekarskie. Niektóre z nich wykonują zabiegi osocza bogato płytkowego polegającego na pobieraniu krwi, a nie wiedzą nawet jak wkuć się w żyłę - mówi Ewa Kaniowska, przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej. Podkreśla, że kobiety, ofiary zabiegów kosmetyczek trafiają później do lekarzy z poparzeniami czy zniekształconymi ustami i twarzą.

- Trzeba wszystko poprawiać, a i tak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie za kilka lat będą konsekwencje źle powiększonych ust, jakie odczyny wywoła w organizmie pacjentki nieumiejętnie wprowadzony kwas hialuronowy - zauważa dr Kaniowska.

Cztery miliardy złotych

Kosmetyczki uważają, że lekarzom chodzi tylko o całkowite przejęcie rynku usług medycyny estetycznej. Szacuje się, że jest on warty 4 miliardy złotych i korzysta z niego 0,5 mln Polaków.   - Lekarze dążą do tego, aby zakazać nam wszelkiej działalności. Przecież nawet regulacja brwi wiąże się z przerywaniem powłok ciała. Poza tym gdyby zastosować się do ich raportu i definicji wyrobu medycznego, to okazuje się, że my nie będziemy mogły robić nawet peelingów kawitacyjnych, ponieważ urządzenia do tych zabiegów są również wyrobami medycznymi - zaznacza Justyna Gorlicka-Kruk z Polskiej Izby Kosmetologów.

Problem polega jednak na tym, że dziś nie ma nawet specjalizacji lekarskiej z zakresu medycyny estetycznej. Usługi te wykonują dermatolodzy, stomatolodzy czy ginekolodzy, którzy skończyli kursy. Warszawski Uniwersytet Medyczny prowadzi roczny kurs z zakresu medycyny estetycznej. Ale na rynku są firmy oferujące nawet kursy kilku tygodniowe, w których biorą udział i lekarze i kosmetyczki. Część lekarzy zajmujących się poprawianiem urody, których działania krytykują inni koledzy po fachu, nawet szkoli kosmetyczki z tego jak prawidłowo przekuwać powłoki ciała.

 

Irena Lipowicz, Marek Świerczyński, Grażyna Szpor

Sprawdź