Od 1 stycznia 2019 r. zostały połączone trzy szpitale kliniczne należące do Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (Samodzielny Publiczny Centralny Szpital Kliniczny przy ul. Banacha, Samodzielny Publiczny Dziecięcy Szpital Kliniczny przy ul. Żwirki i Wigury oraz Szpital Kliniczny Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya). Działają jako jeden podmiot pod nazwą Uniwersyteckie Centrum Kliniczne WUM.

Uczelnia tłumaczyła, że musi połączyć szpitale, których długi w sumie wynoszą 800 mln zł, by zmniejszyć koszty. Najważniejszym celem konsolidacji lecznic było doprowadzenie w perspektywie do bilansowania się szpitali. Przed połączeniem wszystkie trzy placówki miały ujemne wyniki finansowe z bieżącej działalności. Z prognoz WUM wynikało, że 2018 r. zakończą wynikiem minus 80 milionów złotych.

Trzy szpitale kliniczne w Warszawie połączą w jeden - będą zwolnienia - czytaj tutaj>>
 

Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska: Od pięciu miesięcy trzy szpitale działają jako jeden podmiot. Czy zadłużenie szpitala-giganta nadal rośnie w rekordowym tempie?

Robert Krawczyk: Na szczęście nie. Zadłużenie wynosi nadal 800 mln zł i już nie rośnie. Dzięki konsolidacji udało się ograniczyć koszty. Już na koniec 2018 r., mimo, że wtedy szpitale działały jeszcze osobno, udało się zbilansować działalność wszystkich placówek. Ten trend udaje nam się utrzymać.

Co się stało, że szpitale nagle nie robią długów? Z punktu widzenia uczelni to ważne, bo nie będzie musiała jako organ założycielski, dokładać dziesiątków milionów złotych do działalności lecznic.

Jeszcze w ubiegłym roku połączyliśmy oddziały patomorfologii. To była pierwsza struktura, która uległa konsolidacji. Działa fantastycznie. Specjaliści z trzech oddziałów zostali przeniesieni do szpitala na Banacha. Zwolnień nie było, bo i tak brakuje takich specjalistów. Wszystkie obawy związane z tym, że po połączeniu będzie utrudniony dostęp do badań, się nie sprawdziły.

Szpitale zaczęły się bilansować z wielu powodów. Mamy wspólną amortyzację. Udało się ograniczyć koszty administracji. Pierwszego maja skończyłem konsolidację trzech działów administracji. To oznacza, że wszystkie trzy szpitale mają teraz wspólną księgowość, dział zamówień publicznych, kadry i zaopatrzenie. Ale także dział organizacyjno-prawny, rozliczeń i statystyki, teleinformatyki, aparatury medycznej i techniczny.

Senat WUM zdecydował o konsolidacji trzech szpitali klinicznych - czytaj tutaj>>
 

Dużo pan musiał zwolnić pracowników z administracji?

Wiele osób odeszło samych. Ci, którzy byli w wieku emerytalnym doszli do wniosku, że konsolidacja to dobry moment, by zakończyć pracę. Natomiast sporo ludzi odeszło obawiając się ciężkiej pracy, która jest przed nami i nie chciały pracować w tych nowych strukturach.

W sumie, ile już osób odeszło?

Blisko dwieście. Po połączeniu szpitali pracownicy zostali przejęci w trybie artykułu 23. kodeksu pracy. Te przepisy obowiązują przy przejęciach zakładów pracy. Część pracowników skorzystała z tego, że po takim połączeniu, w ciągu trzech miesięcy można zrezygnować z pracy w ciągu 7 dni. Wtedy obowiązuje skrócony termin wypowiedzenia. Nie wnikałem, dlaczego odchodzą. Cieszy mnie, że zostali najlepsi.

Podam jeden przykład: kiedyś w tych trzech szpitalach w działach zamówień publicznych pracowało blisko 40 osob, dziś jest 10 i to wystarczy. Te osoby, które zostały zarabiają sporo więcej niż dotychczas, ale i tak mamy olbrzymie oszczędności.

Administracja połączona, które działy będą następne?

Musimy wypracować wspólny system zamówień dla wszystkich szpitali, ujednolicić zakupowany sprzęt jednorazowy i wielorazowy także, by ułatwić jego serwisowanie, co znacząco obniży koszty. Staramy się także ujednolicić umowy serwisowe na cały sprzęt medyczny.

Pracujemy także nad dużym projektem związanym z ujednoliceniem systemów informatycznych, bo teraz każdy szpital ma inny system. Będziemy wkrótce ogłaszać postępowanie przetargowe w tej sprawie. Chcemy od 1 stycznia 2020 r. mieć już jeden, spójny system informatyczny w połączonych szpitalach. To bardzo ułatwi zarządzanie i obniży koszty, bo teraz płacimy trzy umowy serwisowe firmom informatycznym.

OZZL: Rząd powinien zająć się szpitalami klinicznymi, które toną w długach - czytaj tutaj>>
 

 

Kiedy zacznie się konsolidacja laboratoriów?

To jest teraz opracowywane. Chcielibyśmy ten proces zakończyć w wakacje przyszłego roku.

Powstanie jedno laboratorium?

Chcemy utworzyć Uniwersyteckie Centrum Medycyny Laboratoryjnej, czyli UCML. W czerwcu na Senacie uczelni powinna być procedowana uchwała w tej sprawie. To będzie jeden podmiot, który skupi wszystko. Już prowadzimy rozmowy z dostawcami sprzętów i odczynników, bo chcemy ujednolicić to we wszystkich szpitalach. Dzięki temu koszt badania spadnie znacząco, a czas ich wykonywania powinien być taki sami.

Gdzie powstanie to wspólne laboratorium?

W szpitalu dziecięcym, bo tu jest najnowocześniejsza baza. Natomiast w szpitalu na Banacha będzie mikrobiologa. W placówce przy Lindleya też będzie działać laboratorium, ale w nim będą wykonywane tylko badania podstawowe, czyli kilkadziesiąt rodzajów badań.

W szpitalu na Lindleya musi zostać takie laboratorium ze względu na to, że mieści się tam szpitalny oddział ratunkowy, ale także dlatego, że takich badań jest wykonywanych bardzo dużo i nie ma sensu z próbkami jeździć do szpitala na Ochocie. Jest ustalony z kierownikami klinik panel badań, które mają być robione na miejscu. Ale będą one wykonywane na aparatach, które będą kompatybilne z tymi, które będą działać w głównym laboratorium w szpitalu dziecięcym.

Rektor WUM: Konsolidacja to nie likwidacja - czytaj tutaj>>
 

 

W związku z konsolidacją laboratoriów będzie musiał pan zwalniać ludzi?

Fachowców nigdy nie jest za dużo. W trzech laboratoriach po połączeniu było zatrudnionych 300 osób i to jest za dużo. Część z nich odeszła, część jest w wieku emerytalnym. Ile dokładnie ludzi będziemy potrzebować będzie zależeć od tego, jaka firma wygra postępowanie na dostawę analizatorów. System, który wybierzemy różni się wymaganiami dotyczącymi liczby osób potrzebnych do jego obsługi. Nie przewiduję jakichś dużych zwolnień. Raczej to będzie proces naturalny.

Po połączeniu laboratoriów w szpitalu na Banacha będzie miał pan wolną powierzchnię. Co tam powstanie?

Chcemy w tym miejscu utworzyć oddział onkologii, który jest potrzebny. Teraz mamy klinikę hematologii i onkologii, którą przez lata prowadził prof. Wiesław Jędrzejczak, ale niedawno poszedł na emeryturę i teraz nią zarządza dr Grzegorz Basak, jednak ten oddział zajmuje się głównie hematologią. W UCK brakuje onkologii i teraz pacjentów odsyłamy do Centrum Onkologii na Ursynowie, ale ono już pęka w szwach, tymczasem prognozy mówią, że wraz ze starzeniem społeczeństwa będzie przybywać nam pacjentów onkologicznych. U nas powstanie dwadzieścia kilka łóżek onkologicznych.

Kiedy ten oddział powinien być gotowy?

Też w przyszłym roku.

W planach było również łączenie aptek. Kiedy to wydarzy?

W tym roku dojdzie do konsolidacji aptek, ale w szpitalu na Lindleya - z powodu prawa farmaceutycznego - zostanie pełnoprawna apteka. Można by było ją zlikwidować, ale byłoby to skomplikowane i niebezpieczne dla pacjentów, dlatego tego nie zrobimy.  

W placówce na Lindleya pozostanie duża apteka z działem recepturowym, w którym są przygotowywane leki na miejscu. To jest konieczne, bo wiele takich preparatów powstaje na potrzeby kliniki dermatologii i okulistyki. Lepiej będzie te leki robić tam, niż je wozić.

Jestem po rozmowach z powiatowym inspektoratem farmaceutycznym i wydaje się, że nie będzie problemu z tym, by zrobić wspólną aptekę dla szpitala dziecięcego i lecznicy przy ul. Banacha, bo działają obok siebie.

Gdzie będzie ta wspólna apteka dla tych dwóch szpitali?

Tego jeszcze nie wiemy.

Kliniki też się dublują, zostaną połączone?

Nie, wszystkie kliniki będą działały nadal. Wszystkie są nam potrzebne, bo mimo, że mamy dwie kardiologie czy chirurgie, to specjalizują się one w innych procedurach.

Czy połączony szpital stara się o kredyt w Banku Gospodarstwa Krajowego pozwalający na restrukturyzację zadłużenia?

Tak, staramy się z BGK pozyskać trzysta kilkadziesiąt milionów złotych. Z końcem marca złożyliśmy projekt konsolidacji i wstępne oceny są pozytywne. Te pieniądze pozwolą polepszyć płynność i zapłacić wyżej oprocentowane pożyczki zaciągnięte np.: w parabankach.

Tych kredytów zaciągniętych w parabankach miał najwięcej szpital dziecięcy, którym pan kierował przez 12 lat. Dlaczego szpital pediatryczny brał kredyty w takich instytucjach i jak to się stało, że nowy szpital przy Żwirki i Wigury „dorobił się” aż 400 mln zł długu?  

Szpital ogłaszał przetargi i w ten sposób szukał najlepszych ofert bankowych. Akurat takie, a nie inne instytucje dawały nam wtedy najlepsze oprocentowanie. Ono było konkurencyjne na rynku.

Szpital dziecięcy generował zadłużenie z wielu powodów. Po pierwsze część długów przeszła z dwóch starych szpitali klinicznych, które zostały do nowego budynku przeniesione. Poza ten nowy budynek zanim zaczął w pełni działać, stał i czekał na kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. W nowym szpitalu pediatrycznym powstało kilka oddziałów, których do tej pory nie było m.in. położnictwo i ginekologia, traumatologia, oddział rehabilitacji.

Niestety nie mamy jeszcze umów z NFZ na finansowanie wszystkich nowych oddziałów. Brakuje kontraktu na rehabilitację, neurochirurgię i traumatologię. Rehabilitację wynajęliśmy, a dwa pozostałe oddziały rozliczamy w chirurgii dziecięcej, co jest patologią, ale nie mamy wyjścia. Szpital już pod koniec 2018 r. zaczął się bilansować. Warto pamiętać o tym, że ta placówka w ciągu kilku lat podwoiła swój kontrakt.