W poniedziałek wieczorem w Dzienniku Ustaw została opublikowana nowelizacja rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie standardu organizacyjnego opieki zdrowotnej nad pacjentem podejrzanym o zakażenie lub zakażonym wirusem SARS-CoV-2. Zgodnie z nim lekarz podstawowej opieki zdrowotnej będzie musiał zbadać pacjenta w wieku powyżej 60 lat w ciągu 48 godzin od uzyskania przez niego pozytywnego wyniku testu na Covid-19, nawet jeśli będzie bezobjawowy, nie będzie ma gorączki, nie kaszle, dobrze się czuje. Jeśli ten termin wypadnie w dzień wolny, to pacjenta będzie trzeba przyjąć w pierwszy dzień roboczy, najczęściej w poniedziałek. Zdaniem ekspertów to spowoduje, że przychodnie rodzinne będą mniej dostępne dla innych pacjentów, także tych w wieku 60 plus z Covid-19, którzy jednak zachorowali przed 25 stycznia. Ich zdaniem lepiej by było, gdyby resort zrezygnował z urzędowego regulowania wizyt, a skupił się szczepieniu osób w wieku 60 plus i nauczeniu ich korzystania z pulsoksymetru. Jeśli jednak rozporządzenie pozostanie, a są nawet plany przeniesienia jego zapisów do ustawy, to okres 48 godzin należy wydłużyć do 5 dni. Bo objawy mogą się pojawić także w trzeciej, czwartej, czy piątej dobie choroby.

Czytaj także: Rząd skraca covidową kwarantannę i wprowadza darmowe testy w aptekach>>

 

Dla kogo lekarz bez kolejki

Jak czytamy w uzasadnieniu, projekt rozporządzenia nie był przekazany do konsultacji publicznych, z uwagi na konieczność jego pilnego wejścia w życie. Za to projektodawca zapewnia, że te przepisy będą mieć znaczy wpływ na zapewnienie odpowiedniej opieki pacjentom zakażonym lub podejrzanym o zakażenie powyżej 60. roku życia, którzy oprócz COVID-19 mają choroby współistniejące, które w znaczny sposób wpływają na stan kliniczny pacjenta, tym samym efektywność leczenia. - Po sześćdziesiątce znacznie wzrasta śmiertelność u pacjentów z COVID-19, dlatego pomoc lekarska musi być udzielana stosunkowo wcześnie - tłumaczy Adam Niedzielski, minister zdrowia. Zaznaczył, że do Rzecznika Praw Pacjenta i do Narodowego Funduszu Zdrowia trafia wiele skarg w sprawie utrudniania dostępu do badań fizykalnych. -  Tutaj trzeba zderzyć dwie perspektywy. Chodzi o perspektywę pacjentów i lekarzy rodzinnych. Lekarze rodzinni nie muszą jeździć do pacjentów, mogą zorganizować badanie w przychodni, mogą po godz. 18.00. Tu naprawdę jest potrzebna dobra wola i organizacja pracy - podkreślił minister. Wojciech Pacholicki, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, z NZOZ Omega w Sokołowie Podlaskim, podkreśla jednak, że od mieszania herbata nie robi się słodsza, a samo rozporządzenie nie powiększa ani kadr, ani nie przewiduje zwiększenia środków na to, aby więcej osób pracowało

Tyle, że nawet na stronach Narodowego Funduszu Zdrowia czytamy, że świadczenia POZ udzielane są w dni powszednie od poniedziałku do piątku w godzinach od 8.00 do 18.00, czyli przez 9 godzin. Jeśli jest tylko jeden lekarza, w przychodni pracuje kilka z ośmiu godzin, kilka i tak już poświęca na wizyty domowe, a są jeszcze szczepienia. Wielu lekarzy zaś zauważa, że już pracuje dłużej niż osiem godzin, bo jest tylu pacjentów, a teraz przyjmie ich mniej, by zbadać osobę w wieku 60 plus z Covid-19. - Dziś jadę na wizytę domową do 30-letniej pacjentki z Covid-19, która ma duszności, ale nie chce dzwonić jeszcze po karetkę. Może się jednak okazać, że w tym czasie będę musiał przyjąć bezobjawowego 60-latka - obrazowo tłumaczy Pacholicki.

Stowarzyszenie Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce wystosowało w sprawie rozporządzenia list do premiera Mateusza Morawieckiego z apelem o zaniechanie takiej strategii. - Nie jest realne zapewnienie wszystkim pacjentom po 60 roku życia skierowanym do izolacji w warunkach domowych wizyty ambulatoryjnej lub domowej najpóźniej w trzecim dniu izolacji - pisze Agnieszka Janowska-Zduńczyk, prezes Stowarzyszenia. Co więcej stosowanie rozporządzenia zwiększa ryzyko zakażeń w POZ i zmniejsza dostępność poradni dla innych pacjentów.

Czytaj: Polski Ład w ochronie zdrowia - jaką formę opodatkowania wybrać? >

Kto trudniej dostanie się do lekarza

W praktyce więc rozporządzenie może utrudnić dostęp do lekarza naprawdę potrzebującym. Dlaczego? Lekarze będą musieli codziennie sprawdzić, który z ich pacjentów w wieku powyżej 60 lat ma pozytywny wynik testu na Covid-19 i zaplanować im wizytę w przychodni. Jeśli jednak dany pacjent nie będzie w stanie przyjechać, udać się do niego na wizytę domową. W Ocenie Skutków Regulacji czytamy, że w Polsce jest 9,5 miliona takich osób. Jak szacuje Jacek Krajewski, lekarz rodzinny, przewodniczący Porozumienia Zielonogórskiego, średnio na jedna z ponad 8 tys. pacjentów wypadnie ok. 4-5 pacjentów, o ile założymy, że zakażonych będzie ok. 40 proc. osób w wieku 60 plus. Z tym, że są mniejsze i większe przychodnie, zatem jedna może mieć 1-2 pacjentów, a  inna nawet 10. Andrzej Zapaśnik, ekspert Porozumienia Zielonogórskiego, prezes Polskiej Fundacji Opieki Zintegrowanej, wskazuje, że w gdańskich przychodniach takich pacjentów będzie więcej. - To oznacza, że będzie trzeba poprzesuwać wizyty innych pacjentów, mających mieć poradę w związku  chorobą przewlekłą, usg, czy inne badanie - podkreśla Zapaśnik.

Ponadto zdarza się, że pacjent przebywa z dala od swojego POZ, np. u córki na drugim końcu Polski. Rozporządzenie nie odpowiada na pytanie, kto ma go przyjąć. Nie precyzuje też sytuacji, gdy pacjent chciałby teleporadę, co z kolei zapewnia mu inne rozporządzenie, w sprawie standardu organizacyjnego teleporady w ramach podstawowej opieki zdrowotnej.

Do pacjentów wskazanych w rozporządzeniu będzie trzeba codziennie zadzwonić i zaprosić ich na badanie. Jeśli powiedzą, że źle się czują i nie są w stanie, będziemy musieli wsiąść w prywatny samochód i pojechać do domu. Już teraz brakuje lekarzy, a w efekcie takich prawnych zabiegów ich dostępność dla osób z chorobami przewlekłymi, zmniejszy się – podkreśla Jacek Krajewski. I dodaje, że z drugiej strony będzie trzeba odpowiednio przygotować poradnie, by chorzy na Covid-19, którzy przyjdą do przychodni nie zarazili innych pacjentów, np. onkologicznych.

Podobnie na sprawę patrzy dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw pandemii. - Lekarze POZ już w tej chwili są przeciążeni. Mamy sezon grypowy i sezon typowych zaostrzeń chorób przewlekłych. Lekarze rodzinni już przyjmują po kilkadziesiąt osób na jednym dyżurze – mówi. Jeśli będą musieli pojechać do pacjentów covidowych, nawet bez objawów, nie przyjmą w tym czasie innych. A pojadą, bo za niedostosowanie się do rozporządzenia, NFZ może nałożyć kary. Dlatego Jacek Krajewski apeluje przynajmniej o wydłużenie czasu na wizytę do pięciu dni, z 48 do 120 godzin.

Decyduje data wyniku testu, a nie kryteria medyczne

Dr Grzesiowski zwraca też uwagę na inny problem. - Pacjent powinien być badany przez lekarza wówczas, kiedy tego wymaga. Urzędowe regulowanie tego, kiedy pacjent wymaga wizyty bezpośredniej, a kiedy nie, wydaje się absurdalne – mówi.

Zgodnie z rozporządzeniem, pacjenci powyżej 60. roku życia skierowani do odbycia izolacji w warunkach domowych przed 25 stycznia odbywają ją na dotychczasowych zasadach. To zaś oznacza, że oni nie mają już pierwszeństwa w dostępie do lekarza POZ. – Jeśli okaże się, że będzie dużo pacjentów z pozytywnym wynikiem testu na przykład 26 stycznia, to ich powinienem przyjąć w pierwszej kolejności, a nie pacjenta, który zachorował 24 stycznia, a jego stan się pogorszył – wyjaśnia Tomasz Zieliński, lekarz rodzinny w Wysokim, woj. lubelskie, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. -  Do tej pory w medycynie decydowały kryteria medyczne, a teraz decydują formalne. O tym, kogo mam zbadać w pierwszej kolejności decyduje wiek, czy data wyniku testu – dodaje. A według dr Grzesiowskiego będzie to tylko przyczyną jeszcze większej agresji wobec lekarzy.

W mediach społecznościowych jednak pojawiają się wpisy, że lekarze POZ znowu nie chcą badać pacjentów.Nie protestuję przeciw badaniu pacjentów, szkoda mi tylko tego, że mamy mieć priorytet przyjmowania bezobjawowych 60+ latków nad osobami rzeczywiście chorymi, którym możemy pomóc dzięki poradzie – podkreśla Tomasz Zieliński. Ponadto eksperci podpowiadają, co naprawdę można zrobić, aby lepiej opiekować się pacjentami z Covid-19.

 


Analiza danych, szczepienia, pulsoksymetry i  triaż pielęgniarski

Lekarze przyznają, że wielu pacjentów z Covid-19 nie otrzymuje od razu właściwej opieki, jednak ich zdaniem, aby to zmienić potrzebne są inne metody. – Po pierwsze należało się skupić na zaszczepieniu jak największej liczby osób w wieku 60 plus. Po drugie można  było np. wprowadzić triage pielęgniarski – mówi Tomasz Zieliński. – Pielęgniarka dzwoniłaby do osoby z pozytywnym wynikiem i ustalała, czy kwalifikuje się do badania.

Jakub Kosikowski, lekarz rezydent, współtwórca Porozumienia Rezydentów, zrobił na Twitterze sondę, czy po zdiagnozowaniu COVID pacjent dostał antybiotyk, a jeśli tak, to czy po zbadaniu przez lekarza, czy w ciemno. Aż 13,5 proc. odpowiedziało, że dostało go, i to bez badania. Jak bowiem zauważa Michał Chudzik, kardiolog, twórca programu stop-covid.pl, zdecydowanie oczekiwania chorych są takie, aby otrzymać antybiotyk w czasie COVID. Uznają to za dobre leczenie. Tymczasem według zaleceń Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, w pierwszych dniach powinien być przepisywany budezonid – steryd wziewny.  

Zdaniem Tomasza Zielińskiego, Ministerstwo Zdrowia powinno przeanalizować, ilu lekarzy bez przebadania pacjenta wypisało antybiotyk i zwrócić im uwagę, że źle zrobili. – Należałoby też przypomnieć, że osobom w wieku powyżej 65 roku życia, a także powyżej 50 roku życia z chorobami współistniejącymi, zaleca się sterydy wziewne, ale także pozostałym pacjentom w lekkim, początkowym przebiegu Covid-19  – dodaje Zieliński.

Ponadto jego zdaniem powinno być przeprowadzone badanie, czy zespoły ratunkowe pacjentów z saturacją poniżej 94 proc., zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Zdrowia zabierają do szpitali. Wiele osób twierdzi, że mimo niskiej saturacji zostaje w domu. - Zapytałem resort, czy ma takie dane, ale nie otrzymałem odpowiedzi - mówi Zieliński. Gdyby zaś wcześniej trafili pod tlen, ich kuracja w szpitalu byłaby krótsza.

Przede wszystkim jednak do poprawy jest jeszcze jeden obszar. Nie wszyscy w wieku 55 plus, którzy otrzymali pulsoksymetr w ramach Domowej Opieki Zdrowotnej, korzystają z niego, bo... nie wiedzą jak. Adam Niedzielski, minister zdrowia, pochwalił się w poniedziałek, że z DOM skorzystało już ponad milion osób. To oznacza, że tyle osób w wieku powyżej 55 lat otrzymało urządzenie do pomiaru nasycenia tlenem krwi, czyli właśnie saturacji. Skorzystało z niego tylko 15 proc. osób, lekarze udzielili konsultacji jedynie 130 tys., wyniki na bieżąco przekazuje tylko 126 tys. osób. – Mam pacjentkę, która dostała pulsoksymetr, ale go nie używa – przyznaje Tomasz Zieliński. – Tłumaczyłem jej długo jak go uruchomić, że to proste. O tym, jak korzystać z pulsoksymetru i dlaczego warto, mogłyby informować pielęgniarki. Przydałaby się też prosta kampania reklamowa, pokazując krok po kroku, jak z niego korzystać, ale takich działań nikt nie przewidział. Tymczasem około 6 tys. pacjentom konsultanci DOM uratowali życie, wzywając karetkę. Dlatego zdaniem lekarzy rodzinnych to np. wynik saturacji powinien być wskazaniem do zbadania przez lekarza.