W wtorek opublikowano wyniki raportu Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych i SGH (opracowano je na podstawie danych ze 120 szpitali powiatowych z ok. 250 działających w kraju). Wyniki są alarmujące: zadłużenie szpitali wzrosło o ponad 40 proc., z 1,2 mld zł w 2015 r. do 1,7 mld zł w 2019 r. Przychody z NFZ rosną o wiele wolniej.

Z raportu wynika, że gwałtownie przybywa szpitali, które mają ujemny wynik finansowy. W 2015 było ich - 59 szpitali, w 2018 – 88, a w pierwszym półroczu 2019 r. – 108. W 2019 r. tylko 10 (wśród 120 analizowanych) szpitali wypracowało zysk.

Raport dotyczy sytuacji finansowej szpitali w latach 2015–2018. Niestety w tym czasie zadłużenie placówek wzrosło o ponad 40 proc., a wpływy – o niecałe 30 proc. Zobowiązania przebadanych placówek sięgnęły 1,7 mld zł.

Ministerstwo nie ujawnia danych o długach szpitali, bo ciągle je liczy i koryguje - czytaj tutaj>>
 

Nawet 85 proc. ryczałtu idzie na wypłaty

Prof. Ewelina Nojszewska z SGH, która współtworzyła raport o sytuacji finansowej szpitali podkreśla, że skoro prawie cała grupa szpitali odniosła ujemny wynik finansowy to nie można mówić o złym zarządzaniu, ale o problemie systemowym, który spowodował zadłużanie się placówek. - Nie może być tak, że wynagrodzenia sięgają 85 proc. wartości kontraktu. Tak przedsiębiorstwo nie może funkcjonować, a szpitale rekordziści mają właśnie taką sytuację – podkreślała prof. Nojszewska.

Dorota Gołąb-Bełtowicz, zastępca dyrektora ds. finansowych Szpitala Specjalistycznego w Krakowie podkreślała, że w sierpniu była mowa o tym, że cztery szpitale w Polsce mają problem z wypłacaniem wynagrodzeń. – Gdy szpitale przestają opłacać ludzi, to znaczy, że dochodzą do granicy – podkreśla dyrektor. - Za chwileczkę dotrzemy do tego, że wynagrodzenia będą opłacane na raty - dodaje.

Szpitale nie płacą dostawcom

Z raportu wynika, że najszybciej rosną zobowiązania wobec dostawców. W 2015 r. wynosiły 140 mln zł, a w 2018 r. – powyżej 160 mln zł, a teraz już osiągnęły blisko 180 mln zł.

- Dostawcy finansują bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów – mówi Dorota Gołąb-Bełtowicz. - Wiele szpitali podpisuje porozumienia i ugody, które przekształcają zobowiązania wymagalne w niewymagalne, ale te zobowiązania nadal istnieją. Rosną zobowiązania długoterminowe, gdy rolujemy zobowiązania wymagalne. Przekształcają się na kredyty długoterminowe, ale na to też trzeba mieć gotówkę – dodaje.

Raport podaje, że ogółem zobowiązania tych 120 analizowanych szpitali wynosiły w 2015 r. – 1 miliard 200 tys. zł, a na koniec 2018 r – 1 600 tys. zł. Z danych przekazanych ze szpitali wynika, że w pierwszym półroczu wzrosły do 1 miliard 700 tys. zł.

 


Szpitale zaczną się przewracać

- Martwi mnie, że na publikacji raportu nie ma ministra zdrowia, którego zapraszaliśmy - mówi Andrzej Płonka, prezes Zarządu Związku Powiatów Polskich. - Kolejna reforma zupełnie zmieniła sytuację szpitali. Na gorszą. Minister zdrowia teraz robi konferencję prasową, na której będzie powiedziane jak jest dobrze, a prawda jest taka, że gdy oferenci, którzy dostarczają usługi do szpitali, będą chcieli, by im płacić, to szpitale zaczną się przewracać - dodaje.

W tym samym czasie w Ministerstwie Zdrowia odbywała się konferencja prasowej, na której resort ogłaszał, że od września infolinia NFZ będzie działać przez całą dobę.

Przyczyna załamania się budżetów szpitali

Dyrektorzy szpitali jako najważniejszą przyczynę pogorszenia wyników finansowych placówek podają wzrost kosztów związanych ze podwyżkami dla kolejnych grup zawodowych. Przypomnijmy, że podwyżki otrzymali: pielęgniarki, lekarze, ratownicy medyczni. Resort dał znaczone pieniądze dla tych grup zawodowych, ale często wyższe pochodne z tego tytułu szpitale musiały zapłacić z własnego budżetu. W kolejce do podniesienia pensji stanęły także inne grupy zawodowe takie jak diagności laboratoryjni czy fizjoterapeuci. Na podwyżki dla nich NFZ nie przekazywał znaczonych pieniędzy.

Z raportu wynika, że z powodu wzrostu kosztów wynagrodzeń personelu medycznego o 37 proc. wzrosły koszty osobowe.

Z powodu braków kadry medycznej dyrektorzy stanęli pod ścianą. Podnoszą stawki, by tylko złapać lekarza czy pielęgniarkę na dyżur. W efekcie stawki poszybowały aż do 180 zł za godzinę dyżuru.  - Dyrektorzy szpitali prowadzą zajadłą walkę o każdego człowieka, który będzie chciał pracować – mówi Dorota Gołąb-Bełtowicz. - Licytujemy się nawzajem. To też ma wpływ na wyniki finansowe - dodaje.

Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Zarządu Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych mówi o tym, że mimo, że szpitale otrzymują dodatkowe pieniądze z tytułu wzrostu wycen poszczególnych procedur, to i tak tych pieniędzy jest za mało, by pokryć koszty wyższych wynagrodzeń i opłat.

- Wynagrodzenia personelu są zawarte w wycenie świadczeń – mówi Malinowski. - Na dzisiaj śmiem twierdzić, że personel dostaje podwyżki tylko dzięki dyrektorom. Widzimy niedobór kadry. Jeśli minister chce przekazać pieniądze na podwyżki, niech to będzie osobny strumień. Ten problem nie jest rozwiązany. Martwi nas, że nie ma perspektyw. Chcemy ponadpolitycznego porozumienia, ale nie ma strategii na przynajmniej 10 lat - mówi.

 

Sieć zabetonowała rynek

Dodatkowe koszty niesie ze sobą także wprowadzenie sieci szpitali. Szpitale dostają ryczałt i nie mogą się domagać już zwrotu dodatkowych kosztów. – Ryczałt skalkulowano poniżej kosztów przez co mamy wyższe wydatki niż przychody – mówi Dorota Gołąb-Bełtowicz.

Dyrektor tłumaczy, że przed wprowadzeniem sieci szpitali, szpital mógł się starać o zwrot chociaż części kosztów pacjentów, których przyjął ponad ustalony limit, po wprowadzeniu sieci nie ma takiej możliwości, by domagać się zwrotu nadwykonań. Dyrektorzy lecznic przyznają, że to powoduje, że boją się przyjmować pacjentów poza ryczałtem, bo jeśli zlecą im jakieś badania czy diagnostykę, to wtedy nie otrzymają za nie pieniędzy z NFZ. To powiększa ich stratę.