W 2018 r. ustawą o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych, PiS wprowadził  dwukadencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, połączoną z wydłużeniem jednej kadencji do 5 lat. PSL chce to ograniczenie znieść. Złożył w tej sprawie poselski projekt ustawy. 

W środę w Sejmie spotkali się zwolennicy i przeciwnicy ograniczenia liczby kadencji samorządowych włodarzy. Aż 66 osób, w tym 26 osób fizycznych oraz przedstawiciel 22 instytucji i organizacji, zgłosiło się do udziału w wysłuchaniu publicznym przed sejmową Komisją Nadzwyczajną do spraw zmian w kodyfikacjach. Do udziału w wysłuchaniu nie dopuszczono 17 osób i podmiotów, których zgłoszenia nie spełniały wymogów formalnych. Przez prawie 3 godziny uczestnicy przedstawiali swoje racje. Bez polemik i wdawania się w dyskusję. 

- Istniejące obecnie rozwiązania są niezgodne z konstytucją. Ograniczają bierne oraz czynne prawo wyborcze obywateli. Jeśli podchodzimy do tego poważnie, to w tym momencie kończymy wysłuchanie publiczne, bo to jest rozstrzygający argument - mówił Tomasz Fijołek z Unii Metropolii Polskich.

Wysłuchanie publiczne oczywiście kontynuowano, a argument o niekonstytucyjności pojawiał jeszcze się wielokrotnie. Nie brakowało emocjonalnych wystąpień przywołujących wiele argumentów za i przeciw ograniczeniu kadencyjności.      

Czytaj też w LEX: Nowelizacja ustawy o samorządzie gminnym dokonana ustawą z 11.01.2018 r. jako negatywny przykład praktyki tworzenia prawa >

Przeczytaj także: Wyniki konsultacji społecznych w sprawie zniesienie dwukadencyjności w samorządach 

 

Władza chce wielokadencyjności

- Zniesienie dwukadencyjności to postulat władzy, a nie obywateli. Nie służy ochronie wspólnot lokalnych, lecz ochronie wąskiej grupy 2,5 tysięcy wójtów, burmistrzów i prezydentów miast – mówił Andrzej Andrysiak, prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. W jego opinii dwukadencyjność jest jedynym dostępnym narzędziem, służącym społecznościom lokalnym do ograniczenia nieprawidłowości w samorządach.

Trzecią kadencję wójtem gminy Kobyla Góra (woj. wielkopolskie) jest Wiesław Berski. W ostatnich wyborach zagłosowało na niego 70 proc. mieszkańców.

- Nam nie chodzi o to, że my chcemy utrzymać się przy władzy. Jeśli w następnych wyborach odejdzie 70-80 proc. włodarzy, jaki chaos zapanuje tych trudnych, niejasnych czasach w Polsce. Jeśli chcecie traktować samorządy jako partnerów, nie możecie wszystkich włodarzy wrzucać do jednego worka, bo jest wielu samorządowców, którzy tak jak ja, starają się ze wszystkich sił – mówił Berski. Zaznaczył, że dwukadencyjność jest niezgodna z konstytucją.

Czytaj też w LEX: Ograniczenie kadencyjności organów wykonawczych gmin w kontekście wymiany elit politycznych – na przykładzie miast na prawach powiatu w województwie śląskim >

Na ten argument zwrócił też uwagę Dariusz Kucharski, burmistrz Dzierżoniowa od trzech kadencji, przewodniczący stowarzyszenia Ziemia Dzierżoniowska. Przyznał, że nawet jeśli ustawa zostanie zmieniona, raczej nie zdecyduje się kandydować. Tłumaczył jednak, że jeśli młody, 30- letni człowiek idzie do wyborów na wójta i po 5. czy 10. latach musi wrócić do zawodu, może być duży problem.

- To oczywiście nie jest główny argument, ale on pokazuje, że nie będzie chętnych. Jaki lekarz, prawnik czy inżynier zdecyduje się wejść na drogę samorządową i zostawić to wszystko potem z wilczym biletem? Wójt czy burmistrz niespecjalnie znajdzie zatrudnienie u siebie w gminie, bo wydaje decyzje administracyjne wszystkim. Będzie musiał szukać zatrudnienia poza swoim miejscem zamieszkania, albo otworzyć działalność gospodarczą – tłumaczył Kucharski. W jego opinii o tym jak długo dana osoba może pełnić funkcję wójta, burmistrza czy prezydenta, powinni decydować mieszkańcy danej społeczności.

W kolejnych wyborach nie zamierza też kandydować Sławomir Napierała, od 4 kadencji burmistrz Nakła nad Notecią. Podkreśla, że ograniczanie kadencjności nie służy rozwojowi samorządności.

- Nasze kadencje weryfikują mieszkańcy. To oni nas oceniają. Wiedzą, co my robimy, a czego nie – stwierdziła Danuta Froń, wójt gminy Perzów (woj. wielkopolskie).

 

Beton, zmęczenie i inne przypadki

- Wielokadencyjność to wypalenie i rutyna. Dwukadencyjność pokazuje, że zmiana jest dużo lepsza – argumentowała na przykładzie swego miasta Grażyna Czajkowska z Fundacji Rozwoju „Kocham Sopot”.  Podkreślała jednak, że dwukadencyjność nie jest panaceum na wszystkie problemy w samorządzie. To jeden z elementów, który powinien być rozpatrywany w holistycznym podejściu do ustawy o samorządzie gminnym. Zarzuciła samorządowcom, że posługują się argumentem, iż słuchają głosu mieszkańców. Tymczasem konsultacje projektu ustawy pokazały, że 78 proc. obywateli jest za utrzymaniem dwukadencyjności.

O dobrej praktyce dwukadencyjności mówił Łukasz Broniszewski z Kongresu Ruchów Miejskich.

- Dwukadencyjność to nie ograniczenie demokracji, tylko jej ochrona. Zbyt długie rządzenie w jednym miejscu tworzy sieci lojalności i zależności. Po kilkunastu latach włodarz staje się centrum wszystkich decyzji. Decyduje o dotacjach, przetargach, zatrudnieniu. A przecież gmina to zwykle jeden z największych pracodawców. Decyduje o inwestycjach czy mediach lokalnych. Ludzie i instytucje zaczynają działać lojalnościowo. Wartościowi stają się ci, którzy są lojalni. W takich warunkach radni boją się głosować inaczej – wymieniał Broniszewski. Argumentował, że dwukadencyjność znosi ten krąg zależności. Po 10 latach każdy, nawet najlepszy lider zaczyna się powtarzać, tracić innowacyjność. Rotacja liderów to gwarancja, że instytucje będą się uczyć szybciej i rozwijać. Władza, która się zmienia, wzmacnia urząd.

- Dwukadencyjność nie jest magicznym sposobem, żeby pokonać chorobę, która toczy samorząd. To jest środek doraźny, żeby te objawy nieco złagodzić. Na razie nie mamy innego, więc taki musimy zastosować – mówiła Martyna Regent, członkini Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.

Marcin Wojtkowiak, wójt gminy Czerwonak, członek zarządu Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Wielkopolski, przywołał określenia betonoza czy patologia w samorządzie, jakimi często posługują się zwolennicy dwukadencyjności.

- Nigdy się nie spotkałem z żadnym opracowaniem, które wskazywałoby, ile jest samorządów, o których tak można by było tak powiedzieć. Wiemy, że się zdarzają, ale to jest promil, a może procenty. Takie sformułowania są po prostu krzywdzące. Dwukadencyjność nie rozwiąże tych nielicznych problemów, które czasem w samorządach występują, a wygeneruje kolejne: niską jakość kandydatów, jakość zarządzania w tych gminach, bo nie będzie motywacji dla dobrych menadżerów, specjalistów, żeby startować – podkreślał Wojtkowiak. Przestrzegał też przed możliwością kierowania gminą „z tylnego siedzenia”.   

Przeczytaj także: Dwie kadencje w samorządzie - nie ma zgody wśród samych wójtówy

Czy Polskę stać na dwukadencyjność?

Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, członek zarządu Unii Metropolii Polskich odwołała się do raportu tej organizacji, z którego wynika, że działają mechanizmy demokratyczne.

- We wszystkich dotychczasowych wyborach średnio 30 procent wójtów, burmistrzów i prezydentów wymieniało się. W ostatnich wyborach ta wymiana była największa, bo 39 procent wójtów, burmistrzów decyzją wyborców zostało zmienionych. Jeśli dwukadencyjność zostanie utrzymana, to w roku 2029 będziemy mieli do czynienia z wymianą 61 proc. wójtów, burmistrzów prezydentów. Pytanie jest zasadnicze, czy to jest bezpieczne dla państwa? – stwierdziła Aleksandra Dulkiewicz. Podkreśliła, że istnieją działające mechanizmy kontrolne: choćby codzienne spotkania samorządowców z mieszkańcami czy referendum w sprawie odwołania włodarza. Przykład Zabrza pokazuje, że mechanizm działa.

- Dlatego mówienie o tym, że nie ma mechanizmów jest nieprawdą. Czy samorząd potrzebuje reformy?  Na pewno tak, ale czy reforma ma się sprowadzać tylko do tego, że wójt/burmistrz/prezydent mam mieć ograniczoną kadencję? Wydaje mi się, że jest to wylanie dziecka z kąpielą – stwierdziła Dulkiewicz.

Czytaj też w LEX: Konstytucyjne zasady prawa wyborczego w wyborach samorządowych w Polsce a rozwiązania europejskie – przyczynek do dyskusji >

 

Dlaczego kadencyjność nie dla posłów?

Jarosław Perzyński, burmistrz Sierpca zauważył, że wójtów, prezydentów, burmistrzów jest około 2,5 tysiąca. Grupa posłów, senatorów to 560 osób.

- To nie są krystaliczne środowiska. W każdej grupie zdarzają się przekroczenia uprawnień. Jeśli chcemy wprowadzić kadencyjność, to zróbmy to dla wszystkich. Dla posłów, dla starostów, dla radnych. Może również dla aktywistów społecznych, bo też zdarza się, że niektóre organizacje społeczne są maszynkami do robienia pieniędzy lub sposobem na wybicie się w polityce lokalnej. Ale czy wszystkie dobrze działające organizacje mają cierpieć za te osoby, które tworzą patologie? Jest to promil całości. Nas nie chronią immunitety, ale można nas odwołać w ciągu kadencji. Nas weryfikuje SKO, RIO, NIK, CBA, prokuratura i sądy – wymieniał Perzyński. Ale podkreślał, że najważniejsza jest weryfikacja społeczna. 

- Więc jeśli kadencyjność, to dla wszystkich równo – podsumował.

Czytaj też w LEX: Czy dwukadencyjność organów wykonawczych samorządu gminnego stanowi ograniczenie zasady samorządności, swobody wyborów oraz biernego prawa wyborczego? >

Jeden z zabierających głos samorządowców ironicznie przypomniał, że ograniczenie kadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wprowadzili ludzie, którzy są już 7. czy 8. kadencję w Sejmie. Tomasz Osewski, wójt gminy Ełk, wiceprzewodniczący zarządu Związku Gmin Wiejskich RP, nawoływał do konsensusu.

- W Polsce to takie normalne, że rządzi raz jedna opcja, raz druga. A wszyscy jesteśmy podzieleni jak Tutsi i Hutu. Tak to dzisiaj na sali wybrzmiewa – zauważył Osewski. Zaproponował, by zapytać prezydenta, czy taką ustawę w ogóle podpisze, bo może nie podpisze ze względu na opcję, z której się wywodzi. Apelował, aby rozpocząć ogólną debatę o samorządzie i uwzględnić postulaty jednej i drugiej strony.   

Czytaj też w LEX: Założenia ustrojowego przesunięcia w samorządzie lokalnym >

 

Cena promocyjna: 47.4 zł

|

Cena regularna: 79 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 47.4 zł