W grudniu pięć lat temu mieszkaniec Zduńskiej Woli jechał rowerem z pracy do domu. Było już po zmroku, widoczność utrudniała mżawka. Mężczyzna poruszając się drogą dla rowerów, nie zauważył stojącego na skrajni ścieżki znaku drogowego D-1 (droga z pierwszeństwem) i uderzył lewym bokiem w słupek znaku drogowego. Doznał urazu brzucha i pęknięcia śledzony (została usunięta).

Mężczyzna odpowiedzialnością za wypadek obciążył miasto Zduńska Wola.  Wskazał, że prezydent miasta jako zarządca drogi publicznej zaniechał czynności mających zapewnić bezpieczeństwo rowerzystom poruszającym się po drodze dla rowerów.

Miasto nie uznało odpowiedzialności za wypadek. Wskazywało, że umieściło znak zgodnie z projektem organizacji ruchu zatwierdzonym przez starostę. Winny jest sam rowerzysta, bo gdyby poruszał się po ścieżce rowerowej z zachowaniem podstawowych zasad ostrożności do wypadku by nie doszło, albo jego skutek byłby mniej poważny.

 


Zaprojektowany znak wypadł w krawężniku

Sąd Rejonowy w Zduńskiej Woli uwzględnił powództwo. Ustalił, że droga została zmodernizowana na zlecenie miasta w latach 2008-09. Roboty budowlane wykonano zgodnie z dokumentacją projektową. W trakcie montażu znaków drogowych okazało się jednak, że w zatwierdzonym przez staroście projekcie organizacji ruchu ulicy lokalizacja feralnego znaku D-1 nie jest możliwa do wykonania, bo nie uwzględnia występowania ścieżki rowerowej przylegającej bezpośrednio do jezdni. Wyznaczone w projekcie miejsce (w rzeczywistości krawężnik między jezdnią, a ścieżką rowerową) uniemożliwia lokalizację znaku na słupku zgodnie z wymaganiami rozporządzenia Ministra Infrastruktury z 3 lipca 2003 r. w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach. To jest w taki sposób, aby odległość między zewnętrzną krawędzią tarczy znaku, a krawędzią jezdni wynosiła od 0,5 do 2 metrów.

Ostatecznie znak drogowy posadowiono dalej od jezdni, a słupek wmontowano w chodnik przy granicy ze ścieżką rowerową.

Czytaj też: SA: Kolarz jadący szybciej niż motorower powinien mieć kask>>

Słupek od znaku stwarzał niebezpieczeństwo

Z opinii biegłego z zakresu budownictwa i bezpieczeństwa drogowego wynika, ze względu na prędkość poruszania się rowerów posadowienie konstrukcji wspornej znaku na drodze dla pieszych i rowerów, tuż przy części drogi przeznaczonej dla ruchu rowerów, stworzyło niebezpieczeństwo uderzenia rowerzysty w znak lub słupek.

Posadowienie znaku w ten sposób naruszało przepisy § 54 ust. 1 i 4 Rozporządzenia Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej z 2 marca 1999 r.  w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać drogi i ich usytuowanie, albowiem stanowił on przeszkodę znajdującą się w skrajni drogi – ścieżki rowerowej. Tymczasem skrajnia drogi to wolna i niezbudowania przestrzeń nad jezdnią, która w przypadku ścieżki rowerowej powinna obejmować ścieżkę i obszar o szerokości 20 cm liczone od prawej i lewej krawędzi ścieżki.

Zarządca drogi odpowiada za sposób posadowienie słupka

Sąd podniósł, że za bezpieczne rozmieszczenia na drodze konstrukcji wsporczych znaków drogowych, na mocy art. 20 pkt 4 ustawy z 21 marca 1985 r. o drogach publicznych odpowiada zarządca drogi publicznej, w ramach obowiązków związanych z utrzymaniem drogi.

Brak wymaganej rozporządzeniem z dnia 2 marca 1999 r. wolnej przestrzeni nad ścieżką rowerową był właśnie przyczyną wypadku powoda i pozostawał z nim w adekwatnym związku przyczynowym. Zaniechanie zarządcy drogi niezwłocznego usunięcia ze skrajni ścieżki rowerowej przeszkody stwarzającej niebezpieczeństwo dla rowerzystów miało postać rażącego niedbalstwa. Bez znaczenia pozostaje fakt, że przeszkoda to stanowiła konstrukcję wsporczą znaku drogowego.

Po pierwsze znak ustawiono niezgodnie z projektem organizacji ruchu, co winno zostać zauważone na etapie odbioru końcowego robót dokonywanego z udziałem profesjonalnych służb miasta.

Czytaj też: SA: Rowerzysta wjechał w dziurę na jezdni - winny zarządzający drogą>>

Po drugie, zagrożenie dla rowerzystów było oczywiste i łatwo zauważalne dla osób zatrudnionych w komórkach organizacyjnych miasta (Wydziału Infrastruktury Technicznej, Straży Miejskiej) odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa na drogach miejskich.

Słupek od znaku drogowego postawiony był w sposób całkowicie odbiegający od rozwiązań przyjętych przy mocowaniu innych znaków drogowych na tej ulicy. Świadczy o tym też fakt, że bezpośrednio po wypadku słupek ze znakiem został usunięty. Co istotne nastąpiło po upływie ponad pięciu lat od chwili jego zamontowania.

Sąd uznał, że zarówno miasto jak i jego ubezpieczyciel muszą zapłaci, na zasadzie in solidum, łącznie 46 tys. zł zadośćuczynienia oraz 1200 zł skapitalizowanej renty.

Wina rowerzysty tylko w 10 procentach

Wyrok utrzymał Sąd Okręgowy w Sieradzu. Nie zgodził się z apelacją miasta, że pokrzywdzony w 30 proc. przyczynił się do szkody i proporcjonalnie sąd powinien obniżyć zasądzone zadośćuczynienie. Stopień przyczynienia poszkodowanego, sąd ocenił na poziomie 10 procent. Wskazując jednocześnie, że miasto ponosi pełen obowiązek naprawienia szkody, gdyż decyzja o akceptacji niezgodnego z projektem posadowienia znaku drogowego w chodniku przy granicy ze ścieżką rażąco wykraczała poza elementarne zasady staranności i dbałości o życie i zdrowie uczestników ruchu lądowego. To zaś wymuszało na uczestnikach ruchu konieczność zachowania ponadprzeciętnych reguł ostrożności.

Wyrok Sądu Okręgowego w Sieradzu z 27 listopada 2019 r. sygn. akt. I Ca 488/19