Sąd I instancji uwzględnił powództwo do kwoty 80 tys. zł, uznając, że obaj pozwani ponoszą odpowiedzialność za zdarzenie. Podkreślił, że gmina, jako zarządca dróg miejskich (art. 20 u.d.p.), nie może zwolnić się od odpowiedzialności za ich należyte utrzymanie, zawierając z innym podmiotem umowę w tym przedmiocie. Od razu zaznaczył, że umowa zwalniałaby ją jednak od odpowiedzialności za szkodę, która wynikła z winy tego podmiotu (art. 429 k.c.), gdyby nie fakt, że zdaniem sądu, gmina nienależycie kontrolowała wykonywanie zadań przez spółkę (art. 415 k.c.). Dodał, że powinna wykazać się większą starannością w zakresie dbałości o stan drogi, aniżeli potencjalny rowerzysta w obserwacji nieprawidłowości w nawierzchni drogi, co sugerowała pozwana, podkreślając przyczynienie się powódki do wypadku. Odnośnie spółki – sąd stwierdził, że pomimo posiadanego potencjału kadrowego i sprzętowego nie sprawdziła stanu wszystkich ulic w wymaganym w umowie czasie, a skutkiem tego zaniedbania było zdarzenie w którym ucierpiała powódka.

 


Gmina kontroluje wykonanie umowy na utrzymanie dróg

Sąd Odwoławczy częściowo uwzględnił apelację gminy i uwolnił ją od odpowiedzialności za szkodę. Zwrócił uwagę, że w dacie wypadku pozwanych łączyła umowa, zgodnie z którą, faktyczna realizacja czynności zarządu nad drogami miejskimi należała do pozwanej spółki. Biorąc pod uwagę, że pozwana była profesjonalistą nastąpiło wyłączenie odpowiedzialności powierzającego za szkodę wyrządzoną przez to przedsiębiorstwo z jego winy. Powódce nie udało się jednak wykazać, że gmina jest winna braku należytego nadzoru nad wykonywaniem umowy przez spółkę, a tym samym za właściwy stan dróg miejskich (art. 415 k.c.). Nie może zatem odpowiadać za skutki wypadku, któremu uległa powódka. Absurdalne byłoby oczekiwanie, by gmina dokonywała tych samych czynności, których realizację powierzyła spółce. Zawarcie umowy w takiej sytuacji nie miałoby bowiem sensu. Co do odpowiedzialności spółki sąd nie miał wątpliwości, że to jej zaniedbanie było przyczyną wypadku, któremu uległa powódka. Zagłębienie w które wjechała nie powstało bowiem nagle, co oznacza, że pozwana nie wypełniała prawidłowo powierzonego jej obowiązku – reagowania na tego typu, potencjalnie niebezpieczne sytuacje drogowe. Oczywisty dla sądu był również związek przyczynowy między zdarzeniem a zaniechaniem pozwanej.

Czytaj też: Gmina odpowiada za wypadek, bo źle oznakowała niebezpieczny łuk drogi
 

Kask nie zmniejszyłby skutków wypadku

Zdaniem sądu, powódka nie przyczyniła się do powstania szkody lub zwiększenia jej rozmiaru. Posiłkując się opinią biegłego, podkreślił, że byłaby w stanie zauważyć przeszkodę na jezdni jedynie w sprzyjających okolicznościach – cały czas obserwując nawierzchnię jezdni. Jednak taki styl jazdy na rowerze byłby niebezpieczny dla niej samej, jak i uczestników ruchu. Fakt użycia hamulca przedniego również nie powinien być traktowany jako przyczynienie się do wypadku i powstania szkody. Choć spotęgowało to intensywność zdarzenia i jego skutki, to jednak było działaniem instynktownym, typowym, a trzymanie ręki na hamulcu przednim było prawidłową taktyką jazdy. Od skutków zdarzenia nie uchroniłby powódki również dodatkowy sprzęt ochronny, w którego w chwili wypadku nie nosiła. W dacie zdarzenia dopuszczalna była bowiem jazda rowerem bez kasku, a upadając powódka doznała urazów twarzy, a nie głowy.

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Szczecinie z 01.08.2019 r., I ACa 813/2018.