Żłobki publiczne dostają pieniądze z budżetu samorządów, a rady gmin ustalają w uchwałach wysokość opłat za pobyt dziecka w żłobku i maksymalne stawki za wyżywienie. Samorządy mogą też przyznawać dotacje dla prywatnych placówek, jeśli podejmą stosowną uchwałę w tej sprawie (na podstawie ustawy o opiece nad dziećmi do lat trzech). W uchwałach określają wysokość dofinansowania na jedno dziecko.

Kolejna fala podwyżek

Wiele samorządów już w tym roku zdecydowało się na korekty opłat w prowadzonych przez siebie żłobkach m.in. ze względu na zmianę cen energii i wzrost cen żywności. Największą pozycję kosztową stanowią jednak płace, stąd w wielu gminach podwyżki mogą być wprowadzone od stycznia.

- Wzrost płacy minimalnej do 2,6 tys. zł brutto w 2020 r. spowoduje, że nagle będziemy musieli płacić o wiele więcej niż do tej pory. Szczególnie tam, gdzie jest personel pomocniczy – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

Dodatkowo od stycznia dodatek stażowy nie będzie mógł być wliczany do minimalnego wynagrodzenia za pracę.

- Jak teraz ktoś zarabiał 2250 zł brutto, to od stycznia, po podniesieniu płacy minimalnej i likwidacji dodatku stażowego w płacy minimalnej, dostanie 3120 zł brutto" – wylicza Wójcik i podkreśla, że samorządy zmagają się z mniejszymi wpływami z PIT (wskutek obniżenia podatku z 18 do 17 proc.), a także ze skutkami podwyżek pensji nauczycielskich, które – zdaniem samorządów – nie są w pełni pokrywane przez dotację oświatową.

 


Samorządy mają problem - przyczyn wiele

- Niedoszacowanie zadań edukacyjnych powoduje, że samorządom skończyły się jakiekolwiek rezerwy. Mogliśmy jeszcze pozwolić sobie na to, by dołożyć, nie podnosić cen za żłobek, ale teraz, gdy wszystkie pieniądze, jakie mamy, pchamy w edukację, żeby to zbilansować, to nie mamy już rezerw, żeby utrzymywać opłaty na tym samym poziomie – zaznaczył.

Zdaniem Wójcika wzrost opłat w żłobkach publicznych, zależnie od gminy i tego, czy w ostatnim czasie zmieniała opłatę, jest rzędu kilkunastu do nawet kilkudziesięciu procent.

Według prezesa I Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Publicznych i Niepublicznych Żłobków i Klubów Dziecięcych Roberta Wilczka skala podwyżek w publicznych i w prywatnych placówkach nie jest duża i wynika przede wszystkim z kosztów zatrudnienia lub podniesienia stawek za wyżywienie przez firmy kateringowe (w niepublicznych żłobkach i klubach).

- Bardzo dużo osób zatrudnionych w żłobkach pracuje za najniższe stawki. Oczywiście mają dodatki do wynagrodzenia, premie motywacyjne, za wysługę lat, natomiast w większości zarabiają płacę minimalną. Więc jeżeli placówka zatrudnia dużo opiekunów, to rzeczywiście te koszty odczuje. Ale nie widzę ogromnego ryzyka, że czesne w żłobkach radykalnie przez to wzrośnie – stwierdził.

Dodał, że problemem może być finansowanie prywatnych żłobków i klubów dziecięcych przez samorządy. - W wielu miastach kilka lat temu samorządy decydowały się na uruchomienie dotacji dla niepublicznych placówek. We Wrocławiu jest to np. 600 zł na dziecko. Z kolei Poznań rozważa wycofanie się z dofinansowania placówek niepublicznych, co spotkało się z protestem i rodziców, i osób, które prowadzą żłobki lub kluby. Więc jeżeli dana placówka otrzymywała przez kilka lat dotację, a teraz jej nie dostanie, to jest duże ryzyko – zaznaczył.

Wedle projektu Strategii Rozwoju Kapitału Ludzkiego 2030, za 10 lat 33 proc. dzieci do 3 lat ma być objętych opieką żłobkową. - Oznacza to dwukrotny wzrost w stosunku do tego, co mamy dzisiaj. Na to muszą się znaleźć pieniądze dwa razy – ten, kto ten żłobek założy, i rodzic, który za niego zapłaci. Bez pomocy z budżetu państwa to się samo nie zrobi – zwrócił uwagę Marek Wójcik.

Czytaj też: Nowe stanowiska w pomocy społecznej - zarobki minimum 2100 złotych >

 


A.M./PAP