Projekt nowelizacji Prawa o ruchu drogowym wprowadzający zmiany w systemie badań technicznych pojazdów nie może zostać uchwalony już od ponad czterech lat. Pomimo tego, że zgodnie z dyrektywą 2014/45/UE Polska powinna wcielić jej założenia już w maju 2018 r. W grudniu 2018 roku, w trakcie trzeciego czytania, na prośbę Jarosława Kaczyńskiego, ówczesny marszałek Sejmu Marek Kuchciński wycofał projekt odpowiedniej ustawy z porządku dziennego. I tak już zostało, nie było też żadnych wyjaśnień, co dalej z rozpoczętą procedurą legislacyjną.

Wiecej: Ustawa o stacjach diagnostycznych może jeszcze być uchwalona. Ale jest niebezpieczny precedens>>

Tamten projekt, krytykowany przez ekspertów oraz Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, także dotyczył zabrania nadzoru nad diagnostami starostom i przekazania go dyrektorowi Transportowego Dozoru Technicznego. Ale największe kontrowersje wzbudziło wprowadzenie nowych opłat, które mieliby uiszczać właściciele 20 mln aut i 4,6 tys. przedsiębiorców prowadzących stacje kontroli. Projekt przewidywał nową daninę publiczną w postaci opłaty jakościowej (nie więcej niż 3,5 zł), która miała być doliczana do każdego badania technicznego i pobiera od przedsiębiorców prowadzących stacje kontroli pojazdów. Kierowcy, którzy zrobiliby badania techniczne 45 dni po terminie mieli też ponosić o połowę wyższą opłatę.

Już bez opłaty, ale z innymi obowiązkami

Kolejna wersja projektu stanowi część próby przeprowadzenia reformy nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów. Główne założenia projektu są takie same: poprawa bezpieczeństwa w ruchu drogowym i „uszczelnienie” systemu badań technicznych, podniesienie poziomu bezpieczeństwa obrotu pojazdami na rynku wtórnym. Zdaniem ministerstwa prawidłową jakość badań technicznych pojazdów zapewni rozdzielenie kompetencji nadzorczych na dwa organy:

  • nadzór administracyjny  nad przedsiębiorcami prowadzącymi stacje kontroli pojazdów i ośrodki szkolenia diagnostów spocznie na starostach (tak jest obecnie).
  • nadzór na samymi diagnostami ma sprawować dyrektor Transportowego Dozoru Technicznego, który ma być też odpowiedzialny za egzaminowanie kandydatów na diagnostów i diagnostów.

Projekt ma też stworzyć nowy system szkolenia dla diagnostów, m.in. obowiązkowe szkolenia: wstępne i cykliczne przypominające oraz rozszerzające wiedzę z zakresu konstrukcji pojazdów oraz sposobu przeprowadzania badań pojazdów (warsztaty doskonalenia zawodowego).

Sprawdź w LEX: Czy we wniosku o wpis do rejestru przedsiębiorców prowadzących stację kontroli pojazdów można zawrzeć dane tylko jednego diagnosty? >

 

Fotka u diagnosty, wyższa opłata za spóźnienie, skarga do TDT

Projekt datowany na 30 sierpnia tego roku nie zawiera już opłaty jakościowej. Wprowadza zaś dwukrotnie wyższą opłatę, jeśli badanie techniczne zostanie wykonane do 30 dni po terminie. Zdaniem ministerstwa, dziś jedyna dolegliwość z tym związana podczas kontroli to zatrzymanie dowodu rejestracyjnego (inny projekt nowelizacji Prawa o ruchu drogowym przewiduje zwiększenie grzywny za to wykroczenie do 1000 zł). Problem jednak narasta, bo jak wynika z danych CEPIK, w 2019 roku aż 22 proc. pojazdów nie miało ważnych badań technicznych, podczas gdy rok wcześniej było to 17 procent

Wiarygodność badań ma podwyższyć obowiązek dokumentowania fotograficznego obecności pojazdu na badaniach technicznych. Fotografowana ma być bryła pojazdu wraz z tablicą rejestracyjną oraz wskazanie drogomierza w dniu przeprowadzenia badania technicznego, tj. łącznie dwa zdjęcia. Zdjęcie pojazdu ma być wykonywane w momencie obecności pojazdu na stanowisku kontrolnym do wykonywania badań technicznych. Dokumentacja fotograficzna będzie również zawierała informacje dotyczące daty i godziny wykonania zdjęć. Przedsiębiorca będzie miał obowiązek przechowywać ją przez 5 lat, sam jednak zadecyduje o sposobie przechowywania. Zdaniem ministerstwa takie rozwiązanie pozwoli na weryfikację, czy dany pojazd faktycznie został poddany badaniu technicznemu.

Czytaj w LEX: Cofnięcie diagnoście uprawnienia do wykonywania badań technicznych >

Projekt zakłada, że właściciel lub posiadacz pojazdu, który nie zgadza się na ocenę diagnosty, może wystąpić do Dyrektora TDT o przeprowadzenie ponownego badania na tej samej stacji kontroli pojazdów w terminie 2 dni roboczych od dnia przeprowadzenia tego badania. Jeśli rację będzie miał właściciel pojazdu, koszt powtórnego badania obciąży przedsiębiorcę prowadzącego stacje kontroli pojazdów.

 


Diagności uważają, że projekt jest niespójny

Do pomysłu krytycznie odnosi się Ogólnopolskie Stowarzyszenie Diagnostów Samochodowych przekonując, że projekt nic nowego nie wnosi, a w wielu miejscach jest niespójny. Waldemar Witek, prezes stowarzyszenia uważa, że przekazanie systemu nadzoru nad diagnostami ze starostwa do TDT nie  podniesienie jakości badań technicznych pojazdów, ani nie przyczyni się do zmniejszenia liczby ofiar śmiertelnych wypadków w ruchu drogowym. Uważa, że zamiast rozbudowywać i tworzyć kosztowne struktury TDT lepiej byłoby te zadania przekazać Inspekcji Transportu Drogowego.

- W przeciwieństwie do Transportowego Dozoru Technicznego, w szeregach ITD jest już wyszkolona i doświadczona kadra, znaczna liczba inspektorów posiada uprawnienia diagnostów samochodowych. A TDT musi dopiero pozyskać kadry do kontroli, zresztą ta instytucja nie radzi sobie z nałożonymi zadaniami w zakresie homologacji – wskazuje Witek.

Jego zdaniem projektowane przepisy nie rozwiążą problemu niesprawnych pojazdów na drogach, tym bardziej że projekt zakłada, że możliwość przeprowadzenia badania technicznego w ciągu 30 dni od wyznaczonej daty bez konieczności uiszczenia podwójnej opłaty.

- Zastanawiam się jak ten przepis odnosi się do kierowców, którzy mają wykupione ubezpieczenie AC, przecież warunkiem uzyskania odszkodowania jest posiadanie aktualnych badań technicznych – wskazuje Witek.

Sprawdź w LEX: Czy wydruk z hamowni może być jedynym dokumentem będącym podstawą do wpisu nowych parametrów silnika w zaświadczeniu o przeprowadzonym badaniu technicznym pojazdu, który dopuszcza pojazd do ruchu? >

 

Zbyt kosztowana reforma

Zastrzeżenia co do roli dyrektora TDT ma też Związek Powiatów Polskich, który uważa, że w zaproponowanym rozwiązaniu organ ten zarówno prowadził postępowania kontrolne względem diagnosty, gromadził materiał dowodowy, formułował zarzuty i wymierzał karę. Będzie więc pełnił rolę śledczego, prokuratora i sędziego, czyli będzie miał nieograniczoną władzę nad diagnostami i de facto będzie decydował kto ten zawód ma wykonywać, a kto nie.

-Oczekujemy zatem, że zostanie na nowo wytyczona linia demarkacyjna między uprawnieniami starosty,   a  uprawnieniami Dyrektora  TDT.  Po  stronie  starosty  powinno  pozostać  wydawanie  wszystkich  decyzji administracyjnych dotyczących przedsiębiorców prowadzących stacje kontroli pojazdów oraz diagnostów - ocenia projekt ZPP.

Projekt krytykuje też Warszawskie Stowarzyszenie Stacji Kontroli Pojazdów. -W istocie rzeczy cały ten projekt ma zapewnić źródło finansowania Transportowego Dozoru Technicznego, który rozpaczliwie szuka przychodów by pokryć koszty podjętych inwestycji, zbędnych inwestycji - wskazuje Kazimierz Zbylut.

Jego zdaniem konieczność implementacji do polskiego systemu prawnego Dyrektywy 2014/45/UE jest tylko pretekstem, aby państwo przejęło coraz większy nadzór nad stacjami kontroli pojazdów. - Jeśli koszt obecnego, pełnego nadzoru starostów nad stacjami kontroli pojazdów wynosi około 23 milionów złotych w skali 10 lat, to koszt nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów przez Transportowy Dozór Techniczny ma wynosić, jak wynika to z projektu około 220 milionów złotych w skali 10 lat i ma go pokryć budżet państwa pogrążonego w recesji po pandemii Covid i zadłużonego na blisko 1,5 biliona złotych. Natychmiast ciśnie się na usta pytanie po co takie nieracjonalne wydatki? – pyta Zbylut.

Czytaj w LEX: Przestępstwo fałszowania licznika samochodowego >